Dyskomfort prawdy

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 40/2022

publikacja 06.10.2022 00:00

Myśl wyrachowana: To, co dobre, jest trudne na początku. To, co złe – na końcu.

Dyskomfort prawdy

Mój niedawny artykuł w GN „Nie Boża koncepcja”, w którym przedstawiłem nauczanie Kościoła w kwestii antykoncepcji, wywołał sporo reakcji, w większości negatywnych. W mediach społecznościowych najczęściej pojawiały się standardowe zarzuty, że Kościół, jak to łagodnie powiedzieć… wtrąca się w nie swoje sprawy, a szczególnie że „zagląda nam do łóżek”. Co prawda nikt nie wskazał konkretnie, w jaki sposób Kościół robi rewizję cudzych łóżek czy innych elementów gospodarstwa domowego, ale zgodzę się, że Kościół swoim nauczaniem na coś osobistego wpływa. I to coś dużo bardziej osobistego niż łóżko – na sumienie.

To jest oczywiście niekomfortowe słyszeć z zewnątrz to, co i tak gdzieś głęboko się czuje, ale spycha się to w podświadomość – że mianowicie świadome i celowe czynienie niepłodnym aktu małżeńskiego jest czymś złym. Ale przecież po to właśnie jest sumienie, żeby przeszkadzać, gdy jego posiadacz obiera złą drogę. A prawda, że to zła droga, wynika nie tylko z zasad wiary, ale po prostu z prawa natury, w której po to zaistniał seks, żeby były dzieci. To tak banalne i oczywiste, że aż głupio o tym przypominać, ale widać trzeba, skoro dziś wypowiedzenie tej najoczywistszej prawdy powoduje, że ludzie zapowietrzają się ze zgrozy.

Tylko co z tego, że się zapowietrzają? Oszukiwanie natury musi się zemścić i już się mści. Wyrazy oburzenia, wydziwianie i szyderstwa nie oddalą katastrofy demograficznej i nie przywrócą zniszczonych hedonizmem relacji międzyludzkich. Jeśli coś w tych warunkach zrobić należy, to mówić prawdę. A prawda zawsze porusza sumienia.

Owszem, poruszone sumienie sprawia kłopot – ale to nie jest zaglądanie do łóżka. To jest ostrzeżenie przed nieszczęściem, w które pakujemy się w ogóle jako ludzkość, a jako małżeństwa w szczególe – o ile ktoś jeszcze zechce je zawierać. Co ostrzeżeni z tym zrobią, to ich sprawa. Ich łóżka pozostaną ich łóżkami i jeśli ktoś im tam będzie zaglądał, to na pewno nie Kościół. Nikt jednak nie może żądać od Kościoła, żeby nie mówił tego, co rozpoznaje jako prawdę. I nie ma nic do rzeczy liczba tych, którzy się z tym nie zgadzają. Ludzie przyzwyczajeni do demokracji sądzą, że jeśli większość coś tam sobie uważa, to rzeczywistość ma się do tego dostosować. Ale w sprawach ducha nie ma demokracji – Bóg nieraz każe przemawiać jednemu prorokowi przeciw „opinii społecznej”.

Co z tego, że truciznę demokratycznie nazwiemy nektarem bogów i zalecimy ją do spożycia, skoro ona nadal pozostanie zabójcza? Syreni śpiew jest bardziej atrakcyjny od głosu na puszczy, ale lepiej wychodzi się na słuchaniu tego drugiego. Istotne, żeby ludzie w ogóle mieli możliwość wyboru między jednym a drugim, a nie żyli w przeświadczeniu, że istnieje tylko jedna opcja – zła. Głos prawdy musi rozbrzmiewać nie dla poklasku, ale dla dobra człowieka.•


Krótko:

„Dobro” dzieci

Hiszpańska minister ds. równouprawnienia, Irene Montero, powiedziała na posiedzeniu komisji parlamentarnej: „Dzieci mają prawo wiedzieć, że mogą kochać lub mieć stosunki seksualne z kimkolwiek zechcą i jak lubią, o ile opiera się to na ich zgodzie, i są to prawa, które muszą być uznane…”. Liczni komentatorzy zwracają uwagę, że ta wypowiedź wpisuje się w narastającą tendencję do normalizacji pedofilii. Takim właśnie językiem posługują się przedstawiciele lobby pedofilskiego, którzy akcentują „prawa dziecka do seksu”, przemilczając intencje dorosłych. Przypomnijmy, że lobby to było bliskie osiągnięcia swoich celów na fali rewolucji seksualnej w drugiej połowie minionego wieku. Jak widać, hiszpańska lewica, walcząc o lepsze jutro, sięga do swojego lepszego wczoraj.•

Dokopać świętej

Stanisław Obirek i Artur Nowak, standardowo pochylający się w „Newsweeku” nad Kościołem, tym razem zajęli się matką Teresą z Kalkuty, pisząc m.in., że „afirmowała cierpienie”, a na swoje leczenie „nie oszczędzała”. Dalej panowie stwierdzają, że „Teresa tak naprawdę reprodukowała biedę, odrzucając jakąkolwiek kontrolę urodzeń”. Krótko mówiąc, boli ich to, że sprzeciwiała się aborcji. Jest w tym pewna logika, zgodna z założeniem, że najlepiej likwiduje się biedę razem z potencjalnymi biednymi. Takie myślenie nawet pasuje do facetów zdolnych opluskwiać kobietę za to, że poświęciła życie z miłości do bliźnich. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.