Jezus jako okup?

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 40/2022

publikacja 06.10.2022 00:00

Chodzi o to, jakie jest znaczenie krzyża Chrystusa i Jego zmartwychwstania dla nas. Czy śmierć Jezusa była tylko jedną z wielu egzekucji, w której zginął niewinny człowiek, stając się ofiarą ludzkiej niesprawiedliwości? Czy krew przelana na krzyżu ma większy sens?

Jezus jako okup?

Święty Paweł odpowiada na te pytania, odwołując się między innymi do terminu „okup” (gr. lytron). Sam Jezus posługuje się również tym pojęciem. Mówi o sobie, że przyszedł „służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mt 20,28, podobnie Mk 10,45).

Termin „okup” oznaczał sumę, za którą można było wykupić z niewoli niewolnika lub jeńca wojennego. Ponadto w prawie Starego Testamentu istniało tzw. prawo wykupu. Jeśli jakiś członek rodziny popadał w biedę, wskutek czego musiał sprzedać swoją ziemię, obowiązkiem najbliższego krewnego było wykupienie jego majętności z rąk obcych. Bóg jest ukazany w Starym Testamencie jako Ten, który wykupuje Izraela z niewoli. Czyni to, ponieważ jest bliski swojemu ludowi, jest z nim „spokrewniony”, to jest Jego lud. Stary Testament nie mówi o tym, czym jest ten okup. I tu otwiera się miejsce na tajemnicę Jezusa. To On okazuje się owym okupem, Jego krew jest „złotem”, którym Bóg płaci za wyzwolenie swojego ludu. I nie chodzi już tylko o Izraela i niewolę polityczną. Chodzi o coś znacznie głębszego. Po grzechu Adama i Ewy ludzie odeszli od wspólnoty ze Stwórcą i stali się przez to niewolnikami siebie samych, niewolnikami własnej pychy, namiętności i różnych doczesnych potęg, np. pieniędzy, sławy czy władzy. Rodzimy się z wyrokiem śmierci wpisanym w nasz los. Nowy Testament ukazuje Jezusa jako kogoś, kto płaci swoją krwią za wykupienie całej ludzkości z tych wszystkich niewoli, a ostatecznie ze śmierci. Chrystus, konając na krzyżu, umiera w zastępstwie. Bierze na siebie naszą niewolę, nasze kajdany. Czyni to dobrowolnie, to czyn najczystszej miłości. „Zasługujesz na karę, ale ja ponoszę ją za ciebie, bo cię kocham” – mówi ukrzyżowany Pan. „Ja umieram, żebyś ty mógł żyć. Dziś ze mną będziesz w raju”.

Pozostaje pytanie, czy Pan Bóg nie mógł jakoś inaczej zbawić człowieka. Oczywiście, On jest wszechmogący. Mógł zbawić nas inaczej, ale wybrał taką drogę. Być może uczynił tak dlatego, aby pokazać dwie rzeczy. Po pierwsze, jak niszczące skutki ma zło. Nie wolno banalizować grzechu. To jest realna siła. Grzech naprawdę niszczy grzesznika, innych ludzi i godzi także w samego Boga. Po drugie, ważniejsze, krzyż Chrystusa nie oznacza, że Bóg domaga się czyjejś krwi. Jest dokładnie odwrotnie. On pokonuje zło, sam wchodząc w jego otchłań, wydając siebie w jego sidła, aby je rozerwać. Sam Bóg „pije kielich” całej potworności świata po to, aby w ten sposób pokonać zło i objawić swą miłość. W Koronce do Bożego Miłosierdzia modlimy się: „Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci ciało i krew, duszę i bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa, na przebłaganie za grzechy nasze i całego świata”. Ta modlitwa jest odpowiedzią na zadane pytanie. Jezus, umierając na krzyżu, modli się do Ojca za świat i za mnie. W koronce, a jeszcze bardziej w Eucharystii „podczepiamy się” pod tę modlitwę, jednoczymy się z nią. Oddajemy się w ręce Ukrzyżowanego, aby wraz z Nim powstać do nowego życia.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.