Kiedy pękają kapary

Szymon Babuchowski

|

GN 40/2022

publikacja 06.10.2022 00:00

Wraz z Koheletem kładziemy na szali różne sfery ludzkiego życia, na gorąco zapisując wyniki doświadczeń przeprowadzanych w ciemności. Do opisu takiego doświadczenia – niepewnego, ulotnego, a jednocześnie dotykającego najgłębszych pokładów duszy człowieka – najlepiej nadaje się poezja.

Kiedy pękają kapary istockphoto

Marność nad marnościami, wszystko marność – często bezrefleksyjnie powtarzamy słowa z Księgi Koheleta, chcąc streścić jej przesłanie. Cóż one jednak znaczą? Czy odbierają sens wszelkim ludzkim staraniom, zrównując ze sobą to, co cenne i bezwartościowe w naszym życiu? Przecież autor mówi też: „Mądrość tak przewyższa głupotę, jak światło przewyższa ciemności” (2,13) albo: „Lepsza jest jedna garść pokoju niż dwie garści bogactw i pogoń za wiatrem” (4,6). A jednak wszystko okazuje się marnością i „ten sam los spotyka wszystkich” (2,14). Czy nie ma w tym sprzeczności?

Pieśń natchnionej pustki

Kardynał Gianfranco Ravasi, biblista i specjalista od języka hebrajskiego, do niedawna przewodniczący Papieskiej Rady ds. Kultury, książce „Kohelet” nadał znamienny, nieco prowokacyjny podtytuł: „Najbardziej oryginalna i »skandaliczna« księga Starego Testamentu”. „Jak pisał A. Maillot, »od tej lektury człowiek nie odchodzi bez szwanku, lecz dojrzały albo gotowy, aby takim się stać«. Pustka i ciemność, w których on się porusza, w których chwyta znikome i nie rozstrzygające fragmenty radości i światła, nie są matowe; są rzeczywistością autobiograficzną dla wielu i dla wszystkich, przynajmniej w niektórych momentach; lecz są także nieświadomym, lecz rzeczywistym Słowem Bożym, będąc pieśnią pustki i ciszy »natchnionej« przez takiego Boga, który w Kohelecie nie boi się przejść przez mroczny tunel kryzysu mądrości i życia” – pisze kard. Ravasi.

Nie należy więc czytać Księgi Koheleta jak traktatu religijno-filozoficznego, gdzie wszystko z siebie logicznie wynika, choć autorowi nie można oczywiście odmówić umiejętności formułowania logicznych sądów. W tej księdze jesteśmy niejako w samym środku myśli i odczuwania osoby mówiącej. Wraz z Koheletem badamy rzeczywistość, kładziemy na szali różne sfery ludzkiego życia, postawy i sytuacje, na gorąco zapisując wyniki doświadczeń. Czynimy to ze świadomością, że poruszamy się w ciemności, zatem rezultat nie zawsze będzie wolny od błędu. Do opisu takiego doświadczenia – ciągle niepewnego, ulotnego, a jednocześnie dotykającego najgłębszych pokładów duszy człowieka – najlepiej nadaje się poezja. I dlatego Księga Koheleta jest w dużej mierze dziełem poetyckim. A poezja, jak wiadomo, kocha paradoksy.

Wszystko ma swój czas

„Ja, Kohelet, byłem królem nad Izraelem w Jeruzalem” (1,12) – przedstawia się nam postać mówiąca w tym tekście. Słowo „Kohelet” nie jest tu imieniem, ale oznacza funkcję mędrca „przemawiającego na zebraniu”. Z tej autoprezentacji można by wnioskować, że autorem jest Salomon, ale to tylko stylizacja poetycka, która ma podkreślić wagę wypowiadanych słów. Bo też księga dotyczy spraw najistotniejszych: sensu ludzkiego życia i celu, do którego zmierza człowiek. Przy czym perspektywa wieczności właściwie nie zostaje tu zarysowana. Możemy się jej jedynie domyślać z faktu, że jest Bóg i że czeka nas sąd. Kohelet skupia się raczej na doczesności, zastanawiając się, jak dobrze przeżyć życie, które prowadzi do nieuchronnego kresu. Skoro i tak czeka nas śmierć, to wszystkie nasze starania okazują się „marnością”. „Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu, jaki zadaje sobie pod słońcem?” – pyta retorycznie autor (1,3). Ostatecznie ten sam los czeka zarówno rozważnego mędrca, jak i głupca, który całe życie trwoni na czcze przyjemności. Może więc nie warto się starać?

A jednak Kohelet czyni rozróżnienie między tymi postawami: „Człowiekowi, który Mu [Bogu] jest miły, daje On mądrość i wiedzę, i radość, a na grzesznika wkłada trud, by zbierał i gromadził, i potem oddał temu, który się Bogu podoba” (2,26). Tyle że przestrzega też, by w ludzkiej mądrości nie pokładać zbyt wielkich nadziei. Najlepsza okazuje się więc postawa umiaru i równowagi, bo:

Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem: Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono, czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania, czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsów, czas rzucania kamieni i czas ich zbierania, czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich, czas szukania i czas tracenia, czas zachowania i czas wyrzucania, czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia (…)

(3,1-8)

Ciesz się, póki możesz

W tym jednym z najbardziej znanych fragmentów księgi nuta poetycka odzywa się szczególnie silnie. Wyliczenia, paralelizm składniowy (analogiczna konstrukcja kolejnych wersów) i powtarzające się natrętnie słowo „czas” sprawiają, że tekst staje się bardziej rytmiczny i nabiera przyspieszenia. Przed naszymi oczami jak w kalejdoskopie przewijają się kolejne obrazy ludzkich aktywności, coraz silniejsze staje się poczucie uciekającego czasu. Warto też zwrócić uwagę, że paralelizm nie jest tu pełny: wyrażenia nacechowane „dodatnio” czasem występują jako pierwsze (np. „czas rodzenia i czas umierania”), niekiedy zaś ustępują pierwszeństwa tym „ujemnym” (np. „czas burzenia i czas budowania”). W ten sposób wzmocnione zostaje przesłanie o tym, że każdy czas jest dobry – także ten, który w naszym odczuciu jawi się jako trudny, niezrozumiały, pełen cierpienia.

Mimo to Kohelet bynajmniej nie zachęca do szukania cierpienia. Przeciwnie, w księdze tej znajdziemy dość rzadką – przyznajmy – w Biblii pochwałę zmysłowej przyjemności: „Nic lepszego dla człowieka niż żeby jadł i pił, i duszy swej pozwalał zażywać szczęścia przy swej pracy” (2,24). Świadomość czekającej nas śmierci nie jest bynajmniej przeszkodą w doświadczaniu radości życia, a nawet okazuje się argumentem za tym, by czerpać ją intensywniej: „Ciesz się, młodzieńcze, w młodości swojej, a serce twoje niech się rozwesela za dni młodości twojej. I chodź drogami serca swego i za tym, co oczy twe pociąga; lecz wiedz, że z tego wszystkiego będzie cię sądził Bóg! Więc usuń przygnębienie ze swego serca i oddal ból od twego ciała, bo młodość jak zorza poranna szybko przemija” (11,9-10).

Zatem ciesz się. Czyń to z rozwagą, ale ciesz się, póki możesz – mówi Kohelet. A wszystkie te rozważania prowadzą nas do wstrząsająco pięknego finału:

Pomnij jednak na Stwórcę swego w dniach swej młodości, zanim jeszcze nadejdą dni niedoli i przyjdą lata, o których powiesz: „Nie mam w nich upodobania”; zanim zaćmi się słońce i światło (…) i drzewo migdałowe zakwitnie, i ociężałą stanie się szarańcza, i pękać będą kapary; bo zdążać będzie człowiek do swego wiecznego domu i kręcić się już będą po ulicy płaczki; zanim się przerwie srebrny sznur i stłucze się czara złota, i dzban się rozbije u źródła, i w studnię kołowrót złamany wpadnie; i wróci się proch do ziemi, tak jak nią był, a duch powróci do Boga, który go dał.

(12,1-2a.5c-7)

Kres na kres

To jedna z najbardziej niezwykłych alegorii ludzkiego odchodzenia, jakie można spotkać w literaturze. Spiętrzenie obrazów osiąga tu rzadko spotykany (nawet w poezji) stopień. Wiele metafor brzmi tajemniczo: drzewo migdałowe zakwita na wiosnę jako pierwsze, ale biel jego kwiatów kojarzy się z siwizną starca – mamy więc tu jednocześnie umieranie i odradzanie się życia. Kapary są przyprawą pobudzającą i ułatwiającą trawienie, używano ich dla pobudzenia apetytu albo jako afrodyzjak. Ich małe pąki kwiatowe zbierane są z młodego krzewu, zanim zaczną kwitnąć. Pękające kapary będą zatem symbolem seksualnej impotencji, ale też szerzej – utraty życiowej mocy. A już czterowiersz z przerwanym sznurem, stłuczoną czarą, rozbitym dzbanem i złamanym kołowrotem jest kumulacją obrazów końca. Wskazuje na ostateczne odcięcie od źródła życia, które ma się dokonać po to, by – paradoksalnie – człowiek mógł do Źródła, którym jest Bóg, powrócić.

Trudno się dziwić, że piękno i mądrość tej księgi ukochali poeci różnych epok. Szczególnie upodobali ją sobie metafizyczni poeci baroku, rozmiłowani w paradoksach. Jednak i w wieku XX znalazł Kohelet wiernych uczniów. Czyż bowiem nie w tym samym duchu pisane są wielkie poematy Eliota „Ziemia jałowa” czy „Wydrążeni ludzie”? W polskiej liryce pod znakiem Koheleta pozostawała późna poezja Anny Kamieńskiej, która zresztą jest autorką jednego z polskich tłumaczeń księgi. Konstanty Ildefons Gałczyński („Notatki z nieudanych rekolekcji paryskich”), Jarosław Marek Rymkiewicz, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki – wszyscy oni na różnych poziomach i w różnym stopniu inspirowali się w swojej twórczości tym niezwykłym biblijnym tekstem. Oddziałuje on także na popkulturę – wystarczy chociażby przywołać słowa piosenki Perfectu, napisane przez Jacka Cygana: „Wszystko ma swój czas/ I przychodzi kres na kres”. W paradoksie tego ostatniego wersu, będącego niejako dopowiedzeniem tego, czego sam Kohelet wprost nie mówi, tkwi cała nasza nadzieja. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.