Tego wymaga moje chrześcijaństwo

Agnieszka Huf

Jaka powinna być reakcja katolika na śmierć człowieka, jawnie wrogo nastawionego do Kościoła? Odpowiedź znajdziemy w „Zapiskach więziennych” kard. Wyszyńskiego. 

Tego wymaga moje chrześcijaństwo

Informacja o śmierci Jerzego Urbana zdominowała dziś polskie media. Posypała się lawina komentarzy, ocen i opinii. Nie inaczej było facebookowych profilach „Gościa” i innych katolickich redakcji. Trudno się dziwić – redaktor naczelny tygodnika „NIE” zasłynął jako jeden z najbardziej zagorzałych krytyków Kościoła, zaciekle atakującym i wyśmiewającym najświętsze dla katolików wartości. Nie można także pominąć kampanii nienawiści, jaką w latach 80-tych Urban rozpętał przeciwko ks. Jerzemu Popiełuszce. 

Część komentujących z satysfakcją stwierdza, że miejsce zmarłego jest w piekle, cieszy się, że „w końcu umarł”, liczy, że „pociągnie za sobą innych komuchów”. Pojawiają się też wypowiedzi w zdecydowanie mniej subtelnym tonie, niestroniące od wulgaryzmów pod adresem zmarłego – pominę ich cytowanie, wymowa jest jednak jasna. Po drugiej stronie plasują się komentarze, mówiące o nieskończonym miłosierdziu Boga i o tym, że o zmarłych źle się nie mówi, wyrażające wręcz pewność zbawienia publicysty. 

Także popularni w sieci kapłani różnią się w swoich stanowiskach. Jeden ze znanych zakonników napisał w mediach społecznościowych: „Wierzę, że Jerzy Popiełuszko powie teraz Jerzemu Urbanowi jaka była i jest Prawda. Ufam, że będą mieli teraz dużo czasu na pogawędki”. Inny z kolei komentując śmierć publicysty zacytował słowa z Ewangelii wg św. Mateusza „Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził”.

To nie pierwsza śmierć człowieka jawnie wrogo nastawionego do Kościoła i działającego na jego szkodę. Za każdym razem reakcje są podobne, wychylają się jak wahadło, to w jedną, to w drugą stronę. A jaka powinna być odpowiedź katolika na taką sytuację? Z pomocą przychodzi nam bł. Stefan Wyszyński i bezcenne „Zapiski więzienne”, tworzone w latach jego internowania Pod datą 13 marca 1956 roku natrafić można na długi wpis, rozpoczynający się opisem snu z poprzedniej nocy. Jego bohaterem był Bolesław Bierut – były już prezydent, a potem premier PRL, który bezpośrednio odpowiadał za uwięzienie kardynała. We śnie opuszczał on jakiś gmach po „uciążliwej konferencji z Bolesławem Bierutem”, kiedy ten dołączył się do niego, szli ulicami Lublina i prowadzili rozmowę. Nagle, kiedy kardynał chciał coś jeszcze dodać, polityk przeciął ukosem ulicę i zniknął mu z pola widzenia. „W poczuciu, że nie wszystko zostało między nami zakończone, ruszyłem przed siebie prostą drogą, w ulicę Krakowskie Przedmieście. Z tym obudziłem się...” – pisze prymas. Kilka godzin po przebudzeniu kard. Wyszyński dowiedział się o śmierci polityka. „Dziś odpada ostrze polemiki, gdyż Bolesław Bierut już uwierzył, że Bóg jest i że jest jednak Miłością. Jest więc zdecydowanie ‘po naszej stronie’” – pisze prymas. 

Następnie wymienia katalog krzywd, które zmarły wyrządził Kościołowi. Przywołuję tylko niewielki fragment notatki: „Straszliwe gwałty, których dopuszczano się na więźniach kapłanach i zakonnikach w czasie śledztw, nadmiernie ciężkie wyroki sądowe, wskutek których więzienia zaludniły się sutannami i habitami, jak nigdy od czasów Murawiewa - to wielki i bolesny rozdział tych rządów” – pisze kardynał. Przypomina także o karach kanonicznych, jakie nałożone były na Bieruta: „Ostatecznie, Bolesław Bierut umarł obciążony ekskomuniką kościelną. Nie dlatego że był komunistą, ale dlatego że współdziałał w gwałcie, dokonywanym na osobie kardynała, przy jego deportacji z Warszawy. Dekret Świętej Kongregacji Konsystorialnej z dnia 30. IX. 1953 wyraźnie to stanowi. Mógł sobie nic nie robić z tego dekretu, jak gwałcił tyle praw Kościoła; ale dla mnie ta okoliczność jest wyjątkowo ciężka, że z mego powodu stanęła jeszcze jedna przeszkoda między sprawiedliwym Sędzią a zmarłym”.

Kardynał nie poprzestaje jednak na wyliczeniu oczywistych przewin zmarłego. W kolejnych akapitach pisze: „Pogwałcone prawo Kościoła wymaga kary. Cześć należna woli Bożej musi być okazana. To muszę uznać i tego chcieć; muszę chcieć sprawiedliwości Boga, który walczy w obronie swoich pomazańców. A jednak pragnąłbym, by ta ostatnia przeszkoda nie istniała. Tym więcej pragnę modlić się o miłosierdzie Boże dla człowieka, który tak bardzo mnie ukrzywdził. Jutro odprawię Mszę świętą za zmarłego; już teraz ‘odpuszczam mojemu winowajcy’, ufny, że sprawiedliwy Bóg znajdzie w tym życiu jaśniejsze czyny, które zjednają Boże Miłosierdzie. Tyle razy w ciągu swego więzienia modliłem się za Bolesława Bieruta. Może ta modlitwa nas związała tak, że przyszedł po pomoc. Oglądałem się za nim we śnie - i nie zapomnę o pomocy modlitwy. Może wszyscy o nim zapomną rychło, może się go wkrótce wyrzekną, jak dziś wyrzekają się Stalina – ale ja tego nie uczynię. Tego wymaga ode mnie moje chrześcijaństwo” – kończy późniejszy błogosławiony.

Lekcja, którą pozostawił prymas Wyszyński, jest tak naprawdę bardzo prosta: trzeba stanąć w prawdzie wobec całego zła, popełnionego przez zmarłego, nazwać je po imieniu, a następnie wezwać nad tym wszystkim imienia Bożego. Osąd pozostawić Temu, który jest Sędzią sprawiedliwym i miłosiernym. Dlatego dobrze, że zdecydowana większość komentarzy na naszym forum sprowadza się do słów: „Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie” lub „Boże, zmiłuj się nad nim”. Tego wymaga od nas nasze chrześcijaństwo.