Węgry zepchnięte do narożnika

Maciej Legutko

|

GN 39/2022

publikacja 29.09.2022 00:00

Zaczęła się kolejna runda sporu na linii Bruksela–Budapeszt. Komisja Europejska chce wstrzymać wypłatę unijnych funduszy dla Węgier.

Węgry zepchnięte  do narożnika istockphoto

Przepychanki na linii Bruksela–Budapeszt mają na tyle długą historię, że można by je uznać ze stały element politycznego życia Unii Europejskiej. Tym razem jednak Komisja Europejska wytoczyła najcięższe działa. 18 września zarekomendowała wstrzymanie 65 proc. środków (około 7,5 miliarda euro) z funduszu spójności przeznaczonych dla Węgier na lata 2021–2027. Unijny komisarz ds. budżetu Johannes Hahn argumentuje to „naruszeniami praworządności zagrażającymi wykorzystaniu i zarządzaniu funduszami unijnymi”.

W Brukseli panują obecnie nastroje opowiadające się za dokręceniem śruby Viktorowi Orbánowi. 15 września Parlament Europejski przyjął rezolucję, w której nazwano Węgry „hybrydowym reżimem autokracji wyborczej”. Premier Węgier tradycyjnie próbuje rozwiązać spór mieszanką kompromisowych deklaracji oraz zakulisowych szantaży (m.in. w kwestii sankcji wobec Rosji). Tym razem jednak ma ograniczone pole manewru, bo sytuacja gospodarcza w jego kraju pogarsza się.

Testowanie na Węgrach

Zasady gry między Unią Europejską a Węgrami zmieniły się 1 stycznia 2021 roku, gdy KE zaczęła stosować „rozporządzenie w sprawie ogólnego systemu warunkowości służącego ochronie budżetu Unii”, czyli mechanizm zwany w mediach „pieniądze za praworządność”. 5 kwietnia 2022 roku doszło do uruchomienia pierwszej w historii UE procedury antynaruszeniowej, w której oskarżonym krajem są Węgry. Ten zimny prysznic spadł na Orbána dwa dni po odniesieniu piątego z rzędu wyborczego tryumfu i zdobyciu większości konstytucyjnej. Wkrótce potem Węgry podjęły krótką próbę ocieplenia relacji z Zachodem. Polityczne tournée po Europie odbyła wybrana 10 marca 2022 roku na prezydenta Katalin Novák, która łagodziła antyunijną i prorosyjską retorykę Orbána. Negocjacje z Unią w imieniu Fideszu prowadziła z kolei minister sprawiedliwości Judit Varga. Odwilż nie przyniosła jednak konkretów i w połowie września w Brukseli nadeszły sądne dni dla węgierskiego premiera. 15 września Parlament Europejski przyjął skrajnie krytyczną rezolucję poprzedzoną debatą, w której uznano, że Węgry nie zasługują już, aby określać je jako kraj demokratyczny. Trzy dni później kolegium komisarzy europejskich (jednomyślnie, łącznie z polskim komisarzem Januszem Wojciechowskim) zarekomendowało wstrzymanie wypłat 7,5 miliarda euro z funduszu spójności.

Do 19 października rekomendacja Komisji musi być zatwierdzona przez przedstawicieli państw Wspólnoty w ramach Rady Unii Europejskiej. Zgodnie z porozumieniem z listopada 2020 roku decyzje w sprawie praworządności będą teraz podejmowane większością kwalifikowaną, bez konieczności zgody wszystkich państw. To pierwszy test nowego sposobu decydowania. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że może to być jeden z przełomowych momentów w historii UE. Węgrom nie wystarczy bowiem zapowiadane wsparcie ze strony Polski.

Jak zagłosują inni? Z jednej strony w wielu państwach UE słychać głosy sprzeciwu wobec takiego sposobu pogłębiania integracji. Z drugiej strony Orbán zrobił w ostatnich miesiącach wiele, aby zrazić do siebie jak najwięcej krajów. „Stara Unia” bojkotuje polityka od lat. Natomiast prorosyjską postawą Orbán zraził do siebie także Europę Środkowo-Wschodnią. Wobec prawdopodobnego poparcia Rady UE dla ukarania Węgier Komisja będzie miała miesiąc na wcielenie swojej decyzji w życie. Najpóźniej 19 listopada fundusze mogą zostać zamrożone. Bruksela pozostawia jednak furtkę. Jeżeli Węgry wprowadzą zalecone przez KE środki naprawcze, decyzja o wstrzymaniu wypłaty zostanie anulowana. Taką opinię wyraził komisarz budżetu Johannes Hahn: „Jestem pewien, że zobaczymy znaczące reformy na Węgrzech, które zmienią sytuację”.

Podobieństwa i różnice

Nową rundę sporu na linii Bruksela–Budapeszt z uwagą śledzi polski rząd. Premier Mateusz Morawiecki skrytykował decyzję Komisji Europejskiej: „Polska będzie z całą mocą przeciwstawiała się jakimkolwiek działaniom instytucji europejskich, które mają zamiar w sposób nieuprawniony pozbawić środków jakikolwiek kraje członkowskie, w tym przypadku Węgry”. Choć ze względu na prorosyjską postawę Orbán sytuuje się dziś daleko od PiS-u jak nigdy dotychczas, rząd Mateusza Morawieckiego zdaje sobie sprawę z podobieństwa pozycji obu krajów w Unii i funkcjonowania rządów w Budapeszcie i w Warszawie w warunkach permanentnych napięć w relacjach z KE. Bruksela od 2021 roku zyskała dodatkową broń w postaci zamrażania unijnych funduszy pod szerokim pojęciem łamania praworządności. Jeżeli Budapeszt nie spełni warunków Komisji Europejskiej i dojdzie do ukarania Węgier, powstanie precedens, który ośmieli w UE siły chcące częściej stosować zasadę „pieniądze za praworządność”. PiS ma po Fideszu największe grono przeciwników w Brukseli i może być następnym celem.

Z drugiej strony należy podkreślić, że problem, z którym borykają się teraz Węgry, nie dotyczy Polski. Postępowanie KE nie jest związane z Funduszem Odbudowy (z którego Polska i Węgry jako jedyne w UE nie mogą jeszcze skorzystać), tylko z oskarżeniami o korupcję i nadużycia w wydawaniu unijnych funduszy. Kontrowersje wokół tego procesu znane są od dawna. Dla rządu Fideszu alokacja środków unijnych służy do nagradzania bliskich władzy firm i oligarchów. Nieprawidłowości potwierdzają publikowane co roku raporty Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF). Instytucja ta w latach 2015–2019 łącznie wszczęła przeciwko Węgrom 43 postępowania o nieprawidłowe wykorzystanie funduszy. Jest to największa ilość spośród krajów UE. Polska, choć również notowana w raportach OLAF, zazwyczaj znajduje się za Rumunią, Bułgarią, Włochami czy Grecją.

Gra na dwa fronty

Rzecznik węgierskiego rządu Zsoltan Kovacs skrytykował procedurę antynaruszeniową w taki sposób: „Lepiej skupić się na trzy- i czterokrotnych podwyżkach cen energii spowodowanych nieudanymi sankcjami”. To najczęściej przewijająca się linia obrony wśród węgierskich władz i posłów Fideszu: Węgry jako chłopiec do bicia i temat zastępczy w obliczu nasilającego się w UE kryzysu energetycznego oraz inflacji. Z pojawiających się przecieków informacyjnych wynika, że na zamkniętych spotkaniach Fideszu Orbán jeszcze ostrzej krytykuje Unię. Miał nawet stwierdzić, że „rozpadnie się ona do 2030 roku”. To jednak przekaz skierowany głównie do własnego elektoratu, natomiast oficjalnie w rozmowach z KE rząd w Budapeszcie przyjął koncyliacyjną postawę. Szef kancelarii premiera Gergely Gulyás ogłosił na konferencji prasowej: „Rząd w niektórych kwestiach zaakceptował uwagi Komisji Europejskiej, a w tych sprawach, w których nie mogliśmy ich zaakceptować, doszliśmy do kompromisu satysfakcjonującego obie strony”. Parlament w przyspieszonym trybie ma przyjąć szereg rozwiązań łagodzących gniew Brukseli. Ma zostać powołany urząd antykorupcyjny kontrolujący wydawanie funduszy unijnych. Serwis Euronews cytuje anonimowego urzędnika UE, który twierdzi, że „rozwiązania te wychodzą naprzeciw” oczekiwaniom komisji.

Orbán robi krok w tył, bo sytuacja polityczno-gospodarcza ogranicza jego pole manewru. Sam skazał się na dyplomatyczną izolację na forum UE. Wyprowadził Fidesz z Europejskiej Partii Ludowej, a później nie zdołał stworzyć nowej, eurosceptycznej frakcji w europarlamencie. Z kolei od momentu agresji na Rosję zamrożone zostały kontakty z Europą Środkowo-Wschodnią. Tymczasem od chwili wygrania wyborów po raz piąty Orbán złożył wizytę tylko w jednym kraju UE – w Austrii.

Jeszcze gorzej przedstawia się sytuacja gospodarcza tego kraju. Inflacja wynosi tam 13,7 proc. Węgierski forint jest jedną z najsłabszych walut w Europie, od początku 2022 roku stracił do dolara prawie 20 proc. wartości. Rząd musiał wycofać się z programu dopłat do cen gazu, czego efektem były dziesięciokrotne podwyżki za prąd. Od 1 września wzrosły podatki dla małych firm, co spotkało się z protestami społecznymi. Zapowiedź wstrzymania funduszy przez KE spowodowała nerwową reakcję budapeszteńskiej giełdy i kolejny spadek wartości forinta, stąd gotowość rządu Orbána do porozumienia.

Losy sporu rozstrzygną się do listopada. Z jednej strony zarówno z KE, jak i z węgierskiego rządu płyną sygnały o chęci porozumienia, co byłoby rozsądne, biorąc pod uwagę kryzysową jesień czekającą Europę. Z drugiej w Brukseli panują rekordowo silne nastroje za ostrym potraktowaniem Węgrów. Wcielenie w życie przez Radę UE i KE decyzji o wstrzymaniu funduszy otworzyłoby furtkę do kolejnych procedur dyscyplinujących kraje Wspólnoty. Wtedy z perspektywy czasu obecne postępowanie przeciwko Węgrom można by uznać za punkt zwrotny w historii Unii. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: