Wypełnić ramy

Jakub Jałowiczor

|

GN 39/2022

publikacja 29.09.2022 00:00

W czasie wojny Polska straciła przeszło pół miliona przedmiotów będących dobrami kultury. Obrazy, rzeźby czy rękopisy wracają czasem z Zachodu. Ze Wschodu prawie nigdy.

Wypełnić ramy Prezentacja odzyskanego obrazu „Opłakiwanie Chrystusa”. Maciej Kulczyński /pap

W styczniu 2022 r. powrócił do Polski obraz „Opłakiwanie Chrystusa” z warsztatu Lucasa Cranacha starszego. Dzieło, które od 1880 r. stanowiło część zbiorów Śląskiego Muzeum Sztuk Pięknych we Wrocławiu, zostało skradzione krótko po wojnie. Jak mówi Elżbieta Przyłuska, główny specjalista Departamentu Restytucji Dóbr Kultury w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, w 1970 r. szwedzkie Muzeum Narodowe w Sztokholmie kupiło obraz na aukcji. – Kiedy przedstawiliśmy historię tego dzieła, przeprowadziliśmy oględziny i udowodniliśmy, że to strata wojenna, strona szwedzka podjęła decyzję o zwrocie – opowiada Elżbieta Przyłuska.

Kilka miesięcy później do Warszawy wróciły zasoby przedwojennego Państwowego Muzeum Zoologicznego. 37 okazów i 46 książek to część obiektów, które w listopadzie 1939 r. wywieziono podczas akcji rabunkowej kierowanej bezpośrednio przez Eduarda Paula Tratza, ówczesnego dyrektora Haus der Natur w Salzburgu. Przedmioty znajdowały się w austriackim muzeum do 2022 r. i to ono niedawno poinformowało stronę polską, że podczas inwentaryzacji znaleziono coś, co należałoby oddać. Z kolei pod koniec września Muzeum Historii Polski otrzymało strzelbę Wincentego Krasińskiego, mającą być prezentem od Napoleona. Broń okrężną drogą trafiła do muzeum w Cleveland i stamtąd wróciła do Polski. To jednak tylko kropla w morzu polskich strat wojennych. Proces ich odzyskiwania jest zwykle znacznie trudniejszy niż w przypadku okazów z Salzburga.

Zaginiony „Młodzieniec”

Resort kultury prowadzi bazę strat wojennych, gdzie zebrano dostępne informacje o zaginionych przedmiotach z muzeów, kolekcji prywatnych i budynków kościelnych. Nie stanowi ona oficjalnego rejestru, ale zawiera dawne zdjęcia i opisy pomagające zidentyfikować dany przedmiot. Wykaz jest na bieżąco uzupełniany. – Zawarte w bazie strat wojennych informacje to tylko cząstka naszej wiedzy o tym, co zostało utracone. Według powojennych szacunków, które też są przybliżone, utraciliśmy pół miliona obiektów ruchomych. W bazie znajduje się 66 tys. rekordów – tłumaczy Elżbieta Przyłuska.

O stratach polskich muzeów ma przypominać rozpoczęta we wrześniu kampania „Puste ramy”. W 12 polskich muzeach wystawiono tytułowe puste ramy lub gabloty po dziełach, które po wojnie nie wróciły na swoje miejsce. – Do najbardziej poszukiwanych strat wojennych Zamku Królewskiego należą dwa XVII-wieczne obrazy Jana van Goyena, a także „Siwy koń na tle krajobrazu” Paulusa Pottera, „Święta Katarzyna Aleksandryjska z donatorem” czy „Scena rodzajowa” Isaaca van Ostadego. Natomiast w przypadku sztuki polskiej najdotkliwszymi stratami pod względem artystycznym są zaginione dzieła Piotra Michałowskiego, Maksymiliana Gierymskiego, Artura Grottgera, Jana Rembowskiego, Jacka Malczewskiego, Leona Wyczółkowskiego oraz Xawerego Dunikowskiego – wylicza prof. Andrzej Betlej, dyrektor Zamku Królewskiego na Wawelu. „Portret młodzieńca” Rafaela Santiego z krakowskiego Muzeum Czartoryskich to zapewne najcenniejsze z utraconych przez Polskę dzieł sztuki.

Dekada walki o „Schody”

Czasem poszukiwany przedmiot udaje się namierzyć pracownikom ministerstwa, niekiedy przypadkowe osoby informują, że w kolekcji lub na aukcji gdzieś na świecie znajduje się przedmiot, który mógł być zagrabiony w czasie wojny albo po niej. – Odnaleziony obiekt musimy sprawdzić – opowiada Elżbieta Przyłuska. – Jeśli autor, technika wykonania, kompozycja, wymiary czy inne parametry zgadzają się z danymi, które posiadamy, staramy się zablokować aukcję. Domy aukcyjne nie mają obowiązku wstrzymywania sprzedaży, ale zwykle po otrzymanej od nas informacji to robią, dając nam czas na zbadanie obiektu, zebranie dokumentacji i ocenę, czy to ten, którego szukamy. Przeprowadzamy wówczas oględziny.

Specjaliści sprawdzają wszelkie detale, porównując je z zachowaną dokumentacją i dawnymi fotografiami, o ile one istnieją. Samo poszukiwanie materiałów archiwalnych może potrwać, bo rzadko się zdarza, by obiekt miał gotową kartotekę z opisem historii.

– Nieraz, gdy czytamy jeden dokument, odnajdujemy informacje o kolejnych źródłach do sprawdzenia. I tak po nitce do kłębka – wyjaśnia specjalistka z MKiDN.

Na ogół łatwiej jest wtedy, kiedy obraz czy rzeźba znajdzie się w państwowej galerii. Wówczas można nawiązać współpracę i wspólnie przeprowadzić badania. Zdarzają się jednak wyjątki. W bibliotece Kongresu Stanów Zjednoczonych znajduje się XIII-wieczny dokument biskupa warmińskiego Anzelma, prawdopodobnie skradziony z Wrocławia przez jakiegoś amerykańskiego żołnierza. Z powodu różnych komplikacji Amerykanie dotychczas nie oddali cennego manuskryptu. Zwykle jednak większe problemy pojawiają się wtedy, kiedy prywatny kolekcjoner, który kiedyś kupił dzieło sztuki, nie chce słyszeć, że zostało ono wcześniej skradzione. W razie problemów sprawy trafiają do sądów. W tej chwili resort kultury prowadzi na całym świecie 130 postępowań restytucyjnych znajdujących się na różnym etapie. Zagrabione z Polski dobra odnajdują się w Niemczech, Austrii, Rosji, krajach byłego ZSRR, ale też w Stanach Zjednoczonych, Francji, Wielkiej Brytanii. Kilka lat temu grafiki autorstwa m.in. Józefa Chełmońskiego odzyskano z Wenezueli. Proces trwa nieraz kilka miesięcy, ale np. odzyskanie z Niemiec „Schodów pałacowych” Francesco Guardiego zajęło prawie 10 lat.

Grab zagrabione

Grabież dokonywana przez Niemców często była prowadzona planowo. Tadeusz Zadrożny w książce „Czas wielkich zadań” opisuje operacje prowadzone przez Dagoberta Freya. Historyk sztuki z Breslau przed wojną przyjaźnił się z polskimi muzealnikami, którzy pokazywali mu zbiory. Na tej podstawie Frey przygotował listę obiektów do wywiezienia, m.in. z Wawelu. W sowieckiej strefie okupacyjnej kradzież była bardziej chaotyczna. Jednak zgodnie z prawem za polską stratę wojenną można uznać przedmiot, który w 1939 r. znajdował się na dzisiejszym terytorium Rzeczpospolitej. Zatem nasz kraj nie może się starać o zwrot obrazów ze Lwowa i Wilna (za to walczy o te z Wrocławia i Szczecina). W Rosji znajdują się dzieła z całej Polski. Sowieccy żołnierze kradli m.in. na Ziemiach Odzyskanych, a także rabowali z terenu Niemiec przedmioty, które wcześniej Niemcy wywieźli z naszego kraju. Raportowali o tym nawet pracownicy działającego w Niemczech Biura Rewindykacji i Odszkodowań Wojennych, którzy sami byli członkami partii komunistycznej, a nieraz pracownikami resortu bezpieczeństwa. Pisali oni w dokumentach, że o ile w zachodnich strefach okupacyjnych odzyskiwanie przedmiotów było procedurą administracyjną, o tyle w strefie sowieckiej trzeba było wykazywać się sprytem i szybko zabierać polską własność, zanim Rosjanie wywiozą ją do siebie. Dziś odzyskanie czegokolwiek z Rosji graniczy z cudem. – Tamtejsza ustawa federalna z 1998 r. stwierdza, że wszystko, co przywieziono z ziem niemieckich, to rekompensata za straty wojenne, która nie podlega zwrotowi – przyznaje Elżbieta Przyłuska.

Zatem np. polska rzeźba wywieziona w 1939 r. z Krakowa do Monachium, a w 1946 r. z Monachium do Leningradu jest według Rosji częścią zadośćuczynienia. Polska się z tym nie zgadza i od 2004 r. złożyła 20 wniosków o zwrot dóbr kultury, a we wrześniu 2022 r. kolejne 7. Jednak Rosja od wielu lat nawet nie rozpatruje polskich wniosków. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: