Afrykański front starcia z Rosją

Maciej Legutko

|

GN 38/2022

publikacja 22.09.2022 00:00

Pierwsza w historii wizyta polskiego prezydenta w Nigerii, Senegalu i na Wybrzeżu Kości Słoniowej ma na celu wzmocnienie polskiej obecności w Afryce, ale stanowi też część dyplomatycznej ofensywy Zachodu przeciwko Rosji.

Prezydent Andrzej Duda i prezydent Nigerii Muhammadu Buhari. Prezydent Andrzej Duda i prezydent Nigerii Muhammadu Buhari.
Leszek Szymański /PAP

Wobliczu wojny na Ukrainie i pogłębiającego się w Europie kryzysu energetycznego niedawna wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w północno-zachodniej Afryce wydawać się mogła dyskusyjnym pomysłem. Była to jednak podróż potrzebna, wpisująca się nie tylko w polskie, ale i szeroko pojęte zachodnie interesy. To obiecujące dla Polski obszary współpracy rolnej i technologicznej. Najważniejszy jest jednak aktualny kontekst międzynarodowy – Nigeria wyraża gotowość częściowego zastąpienia Rosji w roli dostawcy gazu do Europy. Przywódcy i opinia publiczna tej części świata mogli też poznać polski punkt widzenia na agresję Rosji i sprowokowanie przez nią globalnego kryzysu żywnościowego. W Afryce rosyjska propaganda działa na pełnych obrotach, przeinaczając role agresorów i ofiar. W tym aspekcie wizyta Andrzeja Dudy była elementem prowadzonej od lipca dyplomatycznej kontrofensywy Zachodu, w skład której wchodziły m.in. podróże po Afryce sekretarza stanu USA i prezydenta Francji.

Więcej nigeryjskiego gazu

Zakręcenie przez Rosję kurka z gazem wymusiło na krajach Zachodu gorączkowe poszukiwania alternatywnych źródeł dostaw surowca. Po początkowych niepowodzeniach (wizyty Borisa Johnsona i Joe Bidena w Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratach Arabskich nie przyniosły konkretów) pojawiają się pierwsze zapowiedzi zwiększenia dostaw gazu, m.in. ze strony Algierii i Izraela. Takie same deklaracje płyną z Nigerii, która była pierwszym przystankiem afrykańskiej podróży Andrzeja Dudy. Jak pisze serwis The Africa Report, pokrywa ona obecnie 14 proc. zapotrzebowania UE na gaz, ale jest w stanie to podwoić. Podczas wizyty podpisano umowę o zwiększeniu dostaw nigeryjskiego LNG do naszego kraju. W zamian Polska zaoferowała Nigerii, Wybrzeżu Kości Słoniowej i Senegalowi zwiększenie eksportu polskich produktów rolnych oraz know-how. To bardzo potrzebna deklaracja, bo choć udało się odblokować eksport ukraińskiego zboża i oleju, Afryce nadal grozi kryzys żywnościowy. Starania o zwiększenie obecności polskich produktów i technologii w tej części świata są istotne także w dłuższej perspektywie, gdyż mowa o ogromnym rynku. W trzech odwiedzonych przez Andrzeja Dudę krajach mieszka łącznie ćwierć miliarda ludzi.

Skuteczna propaganda

Z polskiego punktu widzenia wystąpienia prezydenta w Afryce dotyczące wojny na Ukrainie nie zawierały niczego nowego. Andrzej Duda mówił o „nieuzasadnionej agresji” Rosji i o wsparciu Polski dla Ukrainy „w obronie swoich granic, niepodległości i praw”. To sprawy oczywiste w Europie, ale nie w Afryce. Największe nigeryjskie serwisy informacyjne Punch i The Guardian w całości przytoczyły argumenty polskiego prezydenta. To ważne zwłaszcza w północno-zachodniej Afryce, gdzie według Instytutu Gallupa jest największe na kontynencie poparcie dla Rosji. „Pozytywny stosunek do rosyjskiego przywództwa” deklaruje np. 84 proc. mieszkańców Mali, 71 proc. Wybrzeża Kości Słoniowej i 67 proc. Gwinei. W odwiedzonych przez Andrzeja Dudę Nigerii i Senegalu również jest przewaga pozytywnych opinii.

Rosja od lat przygotowywała się do inwazji na Ukrainę, a elementem tych przygotowań była wzmożona aktywność propagandowa za granicą, w tym w Afryce. Według analizy Departamentu Stanu USA farmy rosyjskich trolli od 2020 roku wpływały na opinię publiczną m.in. w Republice Środkowoafrykańskiej, RPA, Kamerunie, Nigerii, Zimbabwe i Gambii. Sponsorem i koordynatorem tej akcji jest Jewgienij Prigożyn, człowiek Putina od czarnej roboty, organizator armii hakerów, a także Grupy Wagnera.

Zestaw argumentów dla afrykańskich odbiorców od lat jest taki sam: Rosja przedstawia się jako ostoja tradycyjnych wartości, obrońca wielobiegunowego porządku świata oraz kraj niesplamiony hańbą kolonializmu i niewolnictwa. Rosyjska propaganda stara się pokazać wojnę na Ukrainie jako kolejną odsłonę ingerencji USA w sprawy suwerennych krajów oraz stosuje tzw. whataboutism. To termin z angielskiego niemający dokładnego odpowiednika w języku polskim, polegający na odwracaniu uwagi od sedna problemu przez niezwiązane z tym argumenty. W kontekście wojny polega to na przypominaniu o obojętności Zachodu wobec wcześniejszych wojen w Afryce.

W pierwszych dniach po napaści na Ukrainę rosyjskie trolle wznieciły antyukraińskie i antypolskie nastroje w afrykańskim internecie przez rozpowszechnianie plotek o rasizmie i złym traktowaniu na granicy afrykańskich studentów uciekających przed wojną. Badający rosyjską aktywność w sieci amerykański Instytut Brookingsa wyliczył, że w ciągu dwóch pierwszych tygodni wojny wygenerowano 178 tys. tweetów o rasizmie Europejczyków. Warto podkreślić, że podczas wizyty w Nigerii prezydent Muhammadu Buhari podziękował Polsce i Polakom: „Chciałbym wyrazić szczerą wdzięczność za hojne wsparcie w ewakuacji naszych obywateli”.

Dyplomatyczna rywalizacja

Rosyjskiej ofensywie w sieci towarzyszyła kampania dyplomatyczna. Zachodnie kraje zawiodły w pierwszych tygodniach wojny, lekceważąc Afrykę jako teren do przedstawienia swojego punktu widzenia na rosyjską agresję i jej konsekwencje dla globalnej gospodarki. Pierwszym sygnałem dystansowania się Afryki wobec tego konfliktu było głosowanie 2 marca w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ. 141 krajów potępiło wtedy rosyjską agresję, ale aż 26 afrykańskich krajów nie przyłączyło się do tego, głosując przeciw, wstrzymując się lub nie biorąc udziału w głosowaniu.

Gdy Zachód zamroził bezpośrednie kontakty dyplomatyczne (ograniczając się do rozmów telefonicznych Macrona i Scholza), rosyjskie spotkania z afrykańskimi delegacjami toczyły się bez zakłóceń. Jednym z pierwszych krajów, którego przedstawiciele odwiedzili Moskwę po jej inwazji na Ukrainę, był Sudan. Tamtejsza junta wojskowa poparła rosyjską agresję, nazywając ją „prawem do samoobrony”. 2 czerwca z Putinem spotkał się w Soczi Macky Sall (z którym we wrześniu rozmawiał Andrzej Duda), prezydent Senegalu występujący tam także jako obecny przewodniczący Unii Afrykańskiej. Rzecznik Putina Dmitrij Pieskow stwierdził, ze celem spotkania było wyjaśnienie „prawdziwego stanu rzeczy” wokół kryzysu żywnościowego.

Rosja od momentu zablokowania eksportu ukraińskich produktów rolnych powtarza w Afryce, że winne problemom z dostawami żywności są zachodnie sankcje. Nowa odsłona tej kampanii nastąpiła w drugiej połowie lipca. Rosyjskie MSZ wykupiło płatne publikacje w największych afrykańskich mediach. Autorem opublikowanych w nich tekstów był Siergiej Ławrow. Przekonywał m.in., że to Zachód jest winny kryzysu żywnościowego, a Rosja „nie jest splamiona kolonializmem” i „nigdy nie będzie narzucać innym, jak mają żyć”. Szef rosyjskiej dyplomacji w lipcu odbył tournée po Afryce, odwiedzając Egipt, Etiopię, Ugandę i Kongo. Ze szczególnie ciepłym przyjęciem spotkał się w Ugandzie, gdzie prezydent Yoweri Museveni stwierdził w kontekście Rosji: „Jak możemy być przeciwko tym, którzy wspierali nas przez ostatnie 100 lat?”.

Dopiero lipcowa ofensywa dyplomatyczna Ławrowa skłoniła Zachód do aktywniejszych działań w Afryce. Pod koniec lipca Emmanuel Macron odwiedził Kamerun, Benin i Gwineę Bissau. Z kolei sekretarz stanu USA Anthony Blinken wizytował Republikę Południowej Afryki, Demokratyczną Republikę Konga i Rwandę. Kontynuacją amerykańskich zabiegów o odnowienie wpływów na kontynencie będzie grudniowy szczyt USA–Afryka.

Widać jednak, że wizyty Macrona i Blinkena odbywają się w nowej rzeczywistości. Po pierwsze, Zachód nie może już sobie pozwolić na bojkotowanie krajów łamiących demokrację, a takimi są Rwanda, Benin czy Kamerun. Po drugie, zapowiada się, że proces odzyskiwania wpływów w Afryce będzie długotrwały. Jedna wizyta nie wystarczyła do zmiany nastawienia afrykańskich krajów. Anthony Blinken musiał przełknąć gorzką pigułkę w RPA. Szefowa tamtejszej dyplomacji Naledi Pandor stwierdziła na konferencji prasowej, że w sprawie Ukrainy odbyła z Blinkenem „szczerą dyskusję, w której wiele razy się nie zgodziliśmy”. W ten żmudny proces odzyskiwania wpływów Zachodu włączyła się Polska. Głównym europejskim graczem w północno-zachodniej Afryce jest Francja. Podróż Andrzeja Dudy została przygotowana w konsultacji z Macronem, a Polska uzupełniła francuskie działania, odwiedzając inne kraje niż te, w których w lipcu był Macron.

Polska wydaje się mieć dobrą pozycję wyjściową do osłabiania rosyjskich wpływów w Afryce. Wrześniowa wizyta pokazała, że ma do zaoferowania ciekawe perspektywy współpracy gospodarczej, dodatkowo jest odporna na rosyjską propagandę antyzachodnią, ponieważ nigdy nie była mocarstwem kolonialnym ani krajem uwikłanym w afrykańskie konflikty zbrojne. Wypada natomiast mieć nadzieję, że nie zabraknie w naszym kraju determinacji do długofalowych działań w tym kierunku, bo w ostatnich latach było już kilka prób wzmocnienia aktywności w Afryce, które nie przełożyły się na nic trwałego… •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.