Kardynał z peryferii

Beata Zajączkowska

|

GN 38/2022

publikacja 22.09.2022 00:00

– Na szczęście ta przypadłość szybko mija – mówi „Gościowi”, śmiejąc się, najmłodszy kardynał na świecie. Giorgio Marengo wyznaje, że papieska nominacja nic nie zmieni w jego misyjnej posłudze w Mongolii, gdzie pracuje przez całe kapłańskie życie.

Kard. Giorgio Marengo jest księdzem od 21 lat. Należy do zgromadzenia zakonnego o nazwie Instytut Misjonarzy Matki Bożej Pocieszenia. Kard. Giorgio Marengo jest księdzem od 21 lat. Należy do zgromadzenia zakonnego o nazwie Instytut Misjonarzy Matki Bożej Pocieszenia.
Johannes Neudecker /dpa/pap

To ziemia, którą Bóg dla mnie wybrał – podkreśla, gdy spotykam go w Rzymie tuż po przyjęciu z rąk Franciszka kardynalskiego biretu. Cierpliwie odpowiada kolejnym dziennikarzom na pytanie, co to znaczy być najmłodszym kardynałem świata. – Dla mnie to okazja, by mówić o Kościele w Mongolii, bo widzę w mojej nominacji uważność papieża na tę maleńką wspólnotę, która w wielkiej pokorze i ubóstwie żyje na prawdziwych peryferiach, ale jej doświadczenie jest ważne i cenne, o czym świadczy moja kardynalska nominacja – dodaje. Purpurę nosi bez sztucznego dostojeństwa. Gdy przemierza okolice Watykanu, przyciąga spojrzenia turystów. Żwawy krok i nieodłączny uśmiech zdają się przestrajać kardynalskie dostojeństwo na nutę dzisiejszych czasów.

Skaut zostaje zakonnikiem

Urodził się w 1974 r. w Cuneo we włoskim Piemoncie, jednak szybko to Turyn stał się jego przybranym rodzinnym miastem, gdzie ukończył liceum klasyczne. Kochał sport, uprawiał szermierkę, swoją hierarchię wartości kształtował w skautingu, gdzie – zaangażowany w pomoc najsłabszym – zaczął dostrzegać nierówności społeczne oraz wynikające z nich wyzwania i coraz bardziej zaprzyjaźniać się ze świętymi społecznikami, którzy związani byli z tym przemysłowym miastem w XIX i XX w. Byli wśród nich m.in. święci Józef Cottolengo i Jan Bosko oraz bł. Piotr Jerzy Frassati. Ich dzieła nie pozostały bez wpływu na dzisiejszego kardynała, którego serce formowało się w czułości i wrażliwości przed łaskami słynącym wizerunkiem Matki Bożej Pocieszenia w najważniejszym sanktuarium Turynu. Tam właśnie poznał misjonarzy pocieszenia i zapragnął zostać jednym z nich.

Studiował filozofię na Wydziale Teologicznym Północnych Włoch i teologię na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. W 2000 r. złożył śluby zakonne w Instytucie Misjonarzy Matki Bożej Pocieszenia, a w 2001 r. przyjął święcenia kapłańskie. Wkrótce potem został posłany jako misjonarz do Mongolii, będąc pierwszym księdzem swego zgromadzenia na tej ziemi spragnionej Boga, po dekadach komunistycznego ateizmu. Pracę doktorską z misjologii na Papieskim Uniwersytecie Urbaniańskim zatytułował „Szeptać Ewangelię na ziemi wiecznie błękitnego nieba” i poświęcił ewangelizacji Mongolii.

Herbaciana ewangelizacja

Sformułowanie „szeptanie Ewangelii” zapożyczył od hinduskiego kapłana Thomasa Menamparampila. – Był on wielkim misjonarzem, który zrozumiał, co jest istotą mówienia o Bogu człowiekowi Azji. Dla mnie to głoszenie zakłada „szeptanie”, czyli przekazywanie Jezusa do serca Mongolii. Szept oznacza ściszony głos, a więc zakłada bliskość, wzajemne zaufanie, poznanie. To wszystko jest potrzebne w naszym maleńkim Kościele, gdzie brakuje ufności do drugiego – mówi kardynał, który jest prefektem apostolskim Ułan Bator. – Mongolia jest dziewięć razy większa od mojej rodzinnej Italii, a wspólnota katolicka liczy tam tylko 1500 ochrzczonych, wśród których pracuje 50 misjonarzy i misjonarek z zagranicy.

Protestantów jest w tym kraju ok. 50 tys. – wylicza misjonarz. Jego kardynalska nominacja zbiegła się z pierwszym tygodniem społecznym organizowanym przez Kościół w Mongolii i 30-leciem wspólnoty katolickiej na tej ziemi. Można to nazwać jubileuszem epoki współczesnej, ponieważ Mongolia była ewangelizowana już przez misjonarzy syryjskich przed X wiekiem. – Dekady komunizmu sprawiły, że pamięć o tym się zagubiła i wielu wydaje się, że Kościół narodził się po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1992 roku, kiedy przybyło trzech pierwszych misjonarzy, zresztą na zaproszenie państwa – mówi kard. Marengo. Wspomina świadectwa dwóch franciszkanów, którzy dotarli na te ziemie w XIII w. i napisali, że zetknęli się tu z lokalnym chrześcijaństwem. Było to tzw. chrześcijaństwo nestoriańskie, dziś przez wielu nazywane syryjskim. – Wiara w Chrystusa dotarła tu w czasach starożytnych. By ożywić tę pamięć, prowadzimy badania w Karakorum, starożytnej stolicy Mongolii, ponieważ wiemy, że istniało tam oficjalne miejsce kultu chrześcijańskiego – mówi kardynał.

Wspólnota katolicka w Mongolii liczy osiem parafii, z czego pięć w stolicy. I cieszy się dwoma rodzimymi kapłanami. Najbardziej dynamiczne ośrodki znajdują się wokół Ułan Bator. Obecny kardynał Giorgio Marengo założył wspólnotę w Arvajhėėr, gdzie wcześniej w ogóle nie było katolików. Kapłani i siostry pocieszenia wynajęli dwa apartamenty na ogromnym osiedlu. Z czasem dostali od państwa zgodę na postawienie jurty-kościoła i rozpoczęcie posługi. Potem przyszedł czas na budowę małego ośrodka na peryferiach tego miasta, do którego z rozległych stepów przybywało za pracą coraz więcej ludzi. – Nie jest łatwo budować więzi na tej ziemi, gdzie zima jest długa, a temperatury spadają do 40 stopni poniżej zera – mówi kard. Marengo. – Jesteśmy z tymi ludźmi, wierząc, że nasze życie obudzi w nich pytania i przyciągnie do Jezusa – dodaje. A zatem misjonarze są blisko ludzi, którzy potrzebują jakiejkolwiek pomocy. Wspierają osoby cierpiące, realizują projekty edukacyjne, medyczne. Tu przydaje się doświadczenie świętych Turynu. Kościół prowadzi przedszkole dla dzieci, zajęcia pozalekcyjne, kursy szycia i haftu dla kobiet, publiczne prysznice dla osób niemających w domu wody, ośrodki dożywiania i punkty medyczne. – Tylko miłość jest wiarygodna – mówi kard. Marengo, dodając, że tu ewangelizacja dokonuje się przez bycie razem podczas picia tradycyjnej herbaty czy robienia zakupów na lokalnym targowisku.

Na początku drogi

Pierwsze chrzty w Mongolii miały miejsce dekadę po przybyciu misjonarzy. Sakrament przyjęło najpierw sześć kobiet, które z czasem do Kościoła przyprowadziły swych mężów i innych bliskich. Misjonarz wspomina starszą panią, która przez wiele dni chodziła za nim po bazarze, na którym robił zakupy. – Z bazaru do naszej misji były 3 km. Kiedyś poszła za mną. Doszła do drzwi i powiedziała mi: „Śledziłam cię, bo chciałam wiedzieć, co tu robisz, zaciekawiło mnie, kim jesteś”. Dzisiaj ta pani jest katechetką. Przyjęła chrzest pomimo niezrozumienia ze strony swoich bliskich. Doświadczyła w życiu bardzo dużo cierpienia. W świetle wiary umiała je inaczej zinterpretować, być pewną bliskości Boga i Jego obecności w życiu – mówi kard. Marengo.

Gantulga i Uurtsaikh odkryli Jezusa po samobójstwie córki. Szamanizm, z którego się wywodzili, nie potrafił dać im odpowiedzi i uleczyć serca. Dziś są bardzo zaangażowanymi katechetami i towarzyszą osobom, które zbliżają się do chrześcijaństwa. – Nauczyłem się bardzo trudnego języka mongolskiego, jednak nikt tak pięknie nie przekazuje wiary jak rodzimi katecheci, odwołujący się do lokalnej kultury, języka i bogactwa wspólnych doświadczeń – mówi kardynał. Kultura mongolska jest nomadyczna. Jest w niej wiele elementów podobnych do kultury hebrajskiej, doświadczeń opisanych w Starym Testamencie.

Podczas kreacji kardynalskiej w Rzymie kard. Marengo towarzyszyli dwaj rodowici mongolscy kapłani. Powołanie jednego z nich – Enkha zrodziło się, gdy jego siostry zbliżyły się do Kościoła i w Ułan Bator przyjęły chrzest. Z czasem i on zachwycił się Bogiem, który z miłości do niego oddał życie. Gdy powiedział mamie, że chce zostać katolickim księdzem, poprosiła, by najpierw skończył studia. Zaakceptował jej wolę i po latach bardziej ugruntowany w swym pragnieniu postanowił je zrealizować. Tyle że w Mongolii nie ma seminarium duchownego. Do kapłaństwa przygotowywał się w Korei Południowej. Jego święcenia w 2016 roku były najważniejszym wydarzeniem w historii tego maleńkiego Kościoła. W uroczystości uczestniczył jeden z przywódców mongolskiego buddyzmu, który nałożył na ramiona przyszłego kapłana błękitny szal w geście uznania i szacunku. Przybył też prawosławny kapłan.

– Nasz Kościół przypomina ten opisany w Dziejach Apostolskich, ponieważ jesteśmy na początku drogi, na etapie pierwszego głoszenia Ewangelii, otoczeni innymi religiami – mówi kard. Marengo. – Nasi wierni są biedni, ale bardzo pracowici, tego wciąż się od nich uczę. Żyją głównie z handlu i hodowli krów, jaków, wielbłądów, owiec i kóz. – Moja przybrana ojczyzna to ogromny step, na którym żyje 3,5 mln ludzi i ponad 60 mln zwierząt hodowlanych, a my, misjonarze, jesteśmy na niej pielgrzymami i gośćmi – mówi. Wyznaje, że na mongolskiej ziemi chciałby dalej wcielać w życie „pocieszenie”, zgodnie z charyzmatem swego zgromadzenia. To zarówno troska o szeroko rozumianą codzienność człowieka, jak i jego serce spragnione Boga. – Obserwowanie, jak Ewangelia wciąż pociąga, jest dla mnie darem. Nawet dla jednej osoby warto to robić – mówi najmłodszych kardynał świata.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.