Komisja jeszcze nie oceniła KPO

GN 38/2022

publikacja 22.09.2022 00:00

O szansach na otrzymanie europejskich środków na realizację Krajowego Planu Odbudowy, stanie polskiej gospodarki i sposobach wyjścia z kryzysu energetycznego mówi minister rozwoju i technologii Waldemar Buda.

Komisja jeszcze nie oceniła KPO Tomasz Gołąb /Foto Gość

Bogumił Łoziński: Czy są jeszcze szanse, abyśmy dostali europejskie środki na Krajowy Plan Odbudowy?

Waldemar Buda:
„Instrument na rzecz odbudowy i zwiększania odporności” miał gwarantować środki dla wszystkich 27 krajów UE. Wszystkie kraje uczestniczyły w kształtowaniu tekstu rozporządzenia, które jest jego podstawą prawną. Wszystkie zgodziły się na pewne założenia tego mechanizmu, w końcu wszystkie poparły formułę finansowania instrumentu. Polska nie może być wykluczona z grona państw, które korzystają z tych środków. Oczywiście aby uzyskać pieniądze, musimy realizować zawarte w KPO kroki milowe i wskaźniki. Uważam, że właśnie to robimy. Jednak mam świadomość, że faktyczny przelew środków nastąpi po pozytywnej ocenie stopnia realizacji KPO. W pierwszym kroku – dobitnie trzeba stwierdzić – wszystko zależy od tego, jak Komisja Europejska oceni ustawę likwidującą Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego.

Nie ma oficjalnego stanowiska Komisji Europejskiej w tej sprawie?

Takiej oceny nie może być w tym momencie. Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej będzie składało wniosek o wypłatę środków i dopiero w odpowiedzi na ten wniosek otrzymamy oficjalne stanowisko Komisji, czy ten wniosek zrealizuje, a jeśli nie – to dlaczego.

Polska do tej pory nie złożyła żadnego wniosku o jakiekolwiek środki z europejskiego Funduszu Odbudowy?

Na ten moment nie. I nie wynika to z opóźnień po naszej stronie. Przypomnę – akceptacja KPO w czerwcu 2022 r. to nie koniec formalnej strony procesu. Wciąż trwają uzgodnienia tzw. porozumienia technicznego między Polską a KE, precyzującego operacyjne szczegóły, np. jakie dokumenty należy przedłożyć, aby wykazać realizację kamieni milowych. Dopiero na jego podstawie będziemy mogli przekazać wniosek o płatność. Taka jest procedura.

To dlaczego przedstawiciele rządu mówią, że nie dostaniemy tych środków?

To jest wyłącznie reakcja na medialne wystąpienia, do tego sprzeczne, ze strony przedstawicieli Komisji Europejskiej. Ja bym studził te negatywne nastroje i poczekał na ostateczną decyzję.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński też zakłada, że nie dostaniemy unijnych funduszy na KPO, i zapowiada, że poradzimy sobie bez nich.

Oczywiście, że sobie poradzimy. Nie będziemy żebrać o te pieniądze. To nie jest być albo nie być dla polskiego państwa i obywateli. My godności i suwerenności nie sprzedamy. Prezes Kaczyński jasno powiedział, że nie zgodzimy się na kolejne ustępstwa. Natomiast cały czas liczymy, że druga strona wywiąże się z umowy, która stwierdzała, że ustawa prezydencka spełnia warunki stawiane przez Komisję w sprawie Izby Dyscyplinarnej.

O jaką kwotę wystąpimy w pierwszym wniosku i czego będzie on dotyczył?

O ponad 2 miliardy euro. We wniosku wykazujemy realizację kroków milowych, w tym kilku zaplanowanych reform. To nie są jednak środki na konkretne inwestycje, tylko na te, które będą już w realizacji i w danym momencie wymagają finansowania. Niektóre projekty już uruchomiliśmy i część z nich jest finansowana ze środków Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR). Wynika to z charakteru KPO – część inwestycji musi być zrealizowana, aby wykazać kroki milowe i wówczas otrzymać fundusze. Dodatkowo zakładaliśmy pewną zwłokę w przekazywaniu ich z Komisji, chociażby ze względu na długo trwające procedury oceny. Gdy środki otrzymamy, zostaną one przeznaczone na zrefinansowanie tych przekazanych przez PFR.

Premier Piotr Gliński zgłosił pomysł, aby część pożyczkową z europejskich funduszy na KPO pożyczyć od innego podmiotu, np. jakiegoś państwa azjatyckiego. Czy taki wariant jest rozważany?

Chcieliśmy skorzystać z ok. 11 miliardów euro z części pożyczkowej Unii, a z części grantowej z 23 miliardów euro. W tej chwili budżet państwa nie wymaga żadnych pożyczek zewnętrznych. Z PFR na inwestycje KPO mamy 28 miliardów złotych i to powinno wystarczyć nawet do końca przyszłego roku.

Z tego, co Pan Minister mówi, wynika, że bez unijnych środków stać nas na realizację ambitnych projektów zawartych w KPO.

Planując KPO, spodziewaliśmy się, że sytuacja po pandemii będzie dużo gorsza, niż ostatecznie się okazało. Dzięki wprowadzonej przez rząd tarczy finansowej dla przedsiębiorstw ochroniliśmy miejsca pracy, nie doszło do masowych zwolnień, a dziś, chwilę po pandemii, mamy rekordowe zatrudnienie i najniższe bezrobocie. To pokazuje, że z pandemii naprawdę wyszliśmy w dobrym stanie. Obawy, że gospodarka sięgnie dna, nie sprawdziły się. Dlatego teraz możemy spokojnie planować i realizować inwestycje, bez zastanawiania się, czy unijne środki wpłyną na konto, czy nie. Można powiedzieć, że fundusze z Unii to taka trzynastka – z budżetu wystarcza na prowadzenie działalności, ale każdy chciałby dostać dodatkową pensję.

A inflacja, kryzys energetyczny i inne skutki wojny w Ukrainie nie są zagrożeniem dla finansów państwa?

Oczywiście, że są. To bardzo poważne wyzwania, dlatego ograniczamy podatki oraz wprowadzamy rozwiązania, które chronią obywateli. Ostatnie wydarzenia gospodarcze, które nas dotknęły, powodują, że sytuacja jest trudna. Myślę, że każdy inny rząd byłby już kilka razy obalony, a nam się udaje nie tylko utrzymywać poparcie społeczne, ale także reagować na te wszystkie kryzysy i utrzymywać gospodarkę w dobrym stanie. To widać, gdy porównamy stan naszej gospodarki z innymi krajami Unii Europejskiej. Pół Europy mówi, że mieliśmy w ostatnich latach rację, ostrzegając przed Rosją, przeprowadzając dywersyfikację źródeł energii, budując gazoport, Baltic Pipe czy przekopując Mierzeję Wiślaną.

A czy polski rząd ma rację, transferując środki finansowe na ochronę grup, które najbardziej dotyka kryzys, choć to powoduje wzrost inflacji?

Chodzi o to, aby ograniczać inflację, ale jednocześnie nie dopuścić do tego, by część społeczeństwa znalazła się w sytuacji ubóstwa społecznego. Stąd instrumenty osłonowe z jednej strony i propozycja zakupu atrakcyjnie oprocentowanych obligacji z drugiej. Dzięki tym obligacjom do budżetu już wpłynęło kilkadziesiąt miliardów złotych. W ten sposób Polacy zabezpieczają swoje środki, nie tracąc z powodu inflacji, bo są one waloryzowane o wskaźnik inflacyjny. Jednocześnie państwo pozyskuje fundusze na programy, które są niezbędne dla ratowania gospodarki.

Czy brak środków europejskich na KPO zmusi rząd do zmiany zakresu inwestycji, rewizji priorytetów?

Są zmiany priorytetów, ale z powodu wojny. Planowaliśmy dynamiczne przechodzenie na czyste źródła energii, odejście od węgla czy jeszcze przez jakiś czas korzystanie z rosyjskiego gazu. Te plany muszą być zrewidowane. W tej chwili priorytetami są inwestycje militarne i bezpieczeństwo energetyczne. Nie zrezygnowaliśmy również z żadnych planowanych wcześniej inwestycji w ramach KPO. Nie wykluczam, że jakieś korekty mogą być. Może się bowiem zdarzyć, że Unia Europejska zmieni swoją politykę energetyczną. Jeszcze niedawno duże środki inwestowano w bloki gazowe, dziś jest to już mniej opłacalne. Świat przestawia się na nową rzeczywistość, która nastąpiła po 24 lutego. Świadomie rezygnujemy z węglowodorów rosyjskich, aby zatrzymać strumień pieniędzy wykorzystywanych przez Putina.

Rząd wprowadził tarczę dla odbiorców taryfowych, która chroni zwykłych obywateli i niektóre instytucje, np. szkoły, przed wzrostem cen za energię. Jednak przedsiębiorstwa nie mają takiej ochrony, muszą płacić nawet kilka razy więcej, m.in. za gaz, przez co niektóre już upadły. Czy rząd ma zamiar pomóc przedsiębiorcom?

Jeszcze w tym roku rząd zaoferuje wsparcie dla przedsiębiorstw energochłonnych w wysokości 5 mld zł na dofinansowanie zakupu energii elektrycznej i gazu. Jest to działanie doraźne, a potrzebne są rozwiązania systemowe w całej Unii. Polska apeluje do Komisji Europejskiej, wręcz żąda podjęcia jednej prostej decyzji – wprowadzenia na poziomie całej Unii maksymalnej ceny gazu.

Przewodnicząca KE Ursula von der Leyen w orędziu o stanie Unii przedstawiła rozwiązania służące ograniczeniu kosztów energii, ale o wprowadzeniu maksymalnej ceny gazu nie wspomniała. Natomiast zaproponowała opłatę, którą nazwała solidarnościową, czyli podatek od firm z branży paliw kopalnych, który ma być przeznaczony na wsparcie najuboższych. Jak Pan ocenia tę propozycję?

To nie rozwiązuje problemu, gdyż nie przeciwdziała przyczynom wzrostu energii. Te przyczyny to brak sztywnej ceny i tzw. cena krańcowa, czyli wyznaczanie ceny prądu przez najdroższy nośnik, jakim jest gaz. Mimo że produkujemy energię z węgla, za 650 zł za megawatogodzinę, musi być ona sprzedawana za 2100 zł, bo takie są reguły europejskie. Tymczasem ta cena powinna być liczona osobno dla każdego źródła wytwarzania. Gdyby te dwie sprawy zostały uregulowane, nie trzeba byłoby wprowadzać żadnego podatku. Cena energii po prostu by spadła. Tymczasem Komisja Europejska mówi: niech nadal ten prąd dużo kosztuje, a my zabierzemy pieniądze tym, którzy na tym zarabiają, i damy biedniejszym. Nie tędy droga.

Przewodnicząca von der Leyen proponuje również utworzenie europejskiego banku wodoru. To by pomogło w obniżce cen energii?

Jak najbardziej. Też mamy takie plany, tylko efekt widoczny będzie najszybciej dopiero za dwa, trzy lata, a my potrzebujemy rozwiązania na ten sezon grzewczy. Komisja musi działać szybciej.

Może Pan zadeklarować, że nie zabraknie źródeł energii potrzebnych na nadchodzący sezon grzewczy?

Tak. My potrzebujemy na ten sezon 5 milionów ton węgla i tyle mamy zakontraktowane. Codziennie przypływa do Polski kilka statków tego surowca. Problem pojawi się, jeśli wszyscy będą chcieli go kupić na całą zimę jeszcze w tym miesiącu. We wrześniu może to nie być możliwe, ale do lutego, marca będziemy mieli tyle węgla, ile jest potrzebne w Polsce na cały sezon. Jeżeli będziemy kupować w miarę potrzeb, po tonie, dwie, to węgla nie zabraknie i będzie w rozsądnych cenach.•

Waldemar Buda

absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego, prawnik, radca prawny. Poseł na Sejm dwóch ostatnich kadencji. W drugim rządzie Mateusza Morawieckiego pełnił funkcję sekretarza stanu w Ministerstwie Inwestycji i Rozwoju oraz w Ministerstwie Funduszy i Polityki Regionalnej. Ma żonę i dwoje dzieci. Inicjator oraz uczestnik charytatywnej pielgrzymki biegowej z Łodzi na Jasną Górę.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.