Szczyty oddania

Agnieszka Huf

|

GN 37/2022

publikacja 15.09.2022 00:00

Skoro Sam mógł zanieść Froda do Góry Przeznaczenia w Mordorze, to my możemy zanieść Skarby na tatrzańskie szczyty!

Wszystko zaczęło się  od Maćka i jego kolegów z drużyny harcerskiej. Wszystko zaczęło się od Maćka i jego kolegów z drużyny harcerskiej.
ROMAN KOSZOWSKI /foto gość

Kozi Wierch ma 2291 metrów wysokości. 78 kilogramów – tyle waży Maciek. Na Szerpach Nadziei te liczby nie robią wrażenia. Wnieśli Maćka na szczyt Koziego Wierchu, a ponad czterdziestce innych Skarbów, jak nazywają osoby z niepełnosprawnościami, pozwolili doświadczyć widoku słońca odbijającego się w skalnych zboczach, wiatru rozwiewającego włosy i niepowtarzalnego zapachu tatrzańskiego lasu o świcie.

Piątkowy wieczór. Schronisko Głodówka reklamuje się widokiem na jedną z najpiękniejszych tatrzańskich panoram, musimy jednak uwierzyć gospodarzom na słowo, bo szczyty ukryły się za chmurami, a wilgoć nieprzyjemnie wgryza się pod warstwy ubrań. Przy ogromnym ognisku jest gwarno jak w ulu – pieką się kiełbaski, ktoś gra na gitarze, ktoś ostrożnie manewruje wózkiem inwalidzkim, a jego pasażer śmieje się do rozpuku. Integracja na całego!

Kilka kroków od ogniska jedenastoletni Liam, zwany Lilem, leżąc w wózku, wcina kolację. To jego drugi pobyt w górach. – Parę lat temu pojechaliśmy do Karpacza, ale nie dałam rady. Teraz, dzięki Szerpom, będziemy mogli zobaczyć Morskie Oko – tłumaczy pani Ula i zwraca się do syna: – Lilo, jak bardzo cieszysz się, że tu jesteś?

Chłopiec rozpromienia się. I choć nie potrafi wypowiedzieć ani jednego słowa, szczęście bije z każdego jego gestu.

Mundurowi i cywile

Takich szczęśliwców jest na Głodówce ponad czterdziestu. Niektórzy to wózkowicze, tak jak Lilo w pełni zależni od opieki innych. Spora grupa to „intelektualiści”, jak czule nazywane są osoby z niepełnosprawnością intelektualną. O świcie pod opieką Szerpów wyruszą na tatrzańskie szlaki – dla wielu to jedyna okazja, żeby zobaczyć najwyższe polskie góry. Szerpami są zarówno harcerze, jak i „cywilni” miłośnicy gór. Całością dowodzi harcmistrz Krzysztof Sobczyk, zwany Soplem – konkretnie, stanowczo, ale z dużym humorem ogarnia całą skomplikowaną logistykę imprezy. Priorytety są dwa: pierwszym jest bezwzględne bezpieczeństwo Skarbów, drugim – ich dobra zabawa. Aby jedno i drugie było możliwe, Szerpowie starają się jak najlepiej poznać swoich gości. Ekspertką w tej kwestii jest Marta Goldsztajn – w ankiecie, którą rozsyła do rodziców, pyta o upodobania i obawy Skarbów, wie nawet, kto zasypia przy zapalonym świetle, żeby w razie potrzeby wstawić do pokoju małą lampkę.

W mglisty sobotni poranek busy dowożą Szerpów i ich podopiecznych na Palenicę Białczańską. Tam rozpoczyna się prawdziwa wyprawa. Celem części wędrowców jest Morskie Oko. I choć zdrowym trasa nie nastręcza żadnych trudności, dla wielu Skarbów pokonanie jej jest porównywalne ze zdobyciem Mount Everestu. My dołączamy do drugiej grupy, która przy Wodogrzmotach Mickiewicza odbija w Dolinę Roztoki, kierując się w stronę Pięciu Stawów. Nim jednak ruszymy stromym podejściem po kamienistej ścieżce, przyglądamy się, jak do akcji wkraczają nosicze. Drużyny Franka i Maćka są już na trasie, teraz do wymarszu przygotowują się załogi Karoliny i małego Karola. Skarby trzeba umieścić w specjalnie przygotowanych nosidłach. Kilka sprawnych ruchów i 26-latka z Lęborka wygodnie siedzi na plecach Marcina. Jeszcze tylko kask na głowę, kije do rąk i można ruszać. – Siedem minut, czas start! – rzuca jeden z pomocników nosiczy. Po takim czasie Karolina zostanie przeniesiona na plecy kolejnego Szerpy. I tak aż na szczyt! – Skoro Sam mógł zanieść Froda do Góry Przeznaczenia w Mordorze, to my możemy zanieść Skarby na tatrzańskie szczyty – uśmiecha się Marcin, instruktor ZHP z Wejherowa, kierujący drużyną niosącą dziewczynę.

Mocne wrażenia

Wszystko zaczęło się kilka lat wcześniej, kiedy na szkoleniu zastępowych poznali się Kuba i Maciek. Obaj byli harcerzami – Kuba w 36. Harcerskiej Drużynie Czerwonych Beretów, Maciek w drużynie Nieprzetartego Szlaku, zrzeszającej osoby niepełnosprawne. – Maciej powiedział mi, że chce mocnych wrażeń, więc dołączył do naszej drużyny. Pojechaliśmy na obóz harcerski i czołgał się z nami po lasach, zdobył z nami ze dwie jaskinie. Kiedy szliśmy na Tarnicę, pomyślałem, że nie możemy pozwolić, żeby został sam w obozie, więc… zabraliśmy go ze sobą. Tak się zaczęło nasze wspólne chodzenie – opowiada Kuba. Dziś Maciek ma 24 lata, a na swoim koncie między innymi Giewont i Szpiglasowy Wierch – wszystko na plecach kolegów, bo sam, ze względu na porażenie mózgowe, porusza się wyłącznie na wózku.

Kiedy wieść o wyczynie Maćka obiegła górskich pasjonatów, jak grzyby po deszczu zaczęły się pojawiać kolejne osoby pragnące pokazać Tatry swoim dzieciom lub przyjaciołom z niepełnosprawnością. Ubiegłoroczna, pierwsza oficjalna edycja projektu Szerpowie Nadziei zgromadziła 14 Skarbów i ponad 40 Szerpów. W tym roku zgłoszono 45 Skarbów, ale w ostatniej chwili do wyprawy dołączyła 30-osobowa polsko-słoweńska grupa osób z niepełnosprawnością intelektualną, która przebywała akurat w Zakopanem.

Jak kozice

Koło 8.00 po porannej mgle nie ma już śladu, a słońce funduje nam spektakularne wrażenia, oświetlając zbocza masywu Wołoszyna. Lazurowe niebo, zapach lasu, delikatny wiaterek… czy do szczęścia potrzeba czegoś więcej? Na szlaku spotykamy Michała, który wraz z rodzicami i Szerpami dzielnie przemierza kamienistą ścieżkę. – Marzeniem Michała jest zdobycie Świnicy – opowiada pan Tomasz, tata chłopaka. Michał urodził się z wadą genetyczną, a po kilku latach zdiagnozowano u niego także autyzm. – Raz dotarliśmy na przełęcz pod Świnicą, ale widząc poziom techniczny szlaku, nie zdecydowaliśmy się iść dalej. Po powrocie do Warszawy żona zaczęła szukać w sieci ludzi z doświadczeniem górskim, którzy pomogliby nam spełnić marzenie syna. Tak trafiła na Szerpów Nadziei. Wyprawa na Kozi Wierch jest taką rozgrzewką, mam nadzieję, że w przyszłości i Świnica będzie nasza – mówi pan Tomasz. Słuchający tego Michał oburza się, że Kozi Wierch jest „małą górką”, a jemu marzą się przecież prawdziwe, wysokie góry! Dopiero wyszukana naprędce przez jednego z Szerpów informacja, że zdobywany przez niego szczyt jest zaledwie o 10 metrów niższy od wymarzonej Świnicy, przywołuje na twarz chłopaka uśmiech i mobilizuje go do dalszej wędrówki.

Docieramy do Siklawy, najwyższego w Polsce wodospadu. Szlak wiedzie przez pochyłe płyty skalne – nie ma tu żadnych sztucznych zabezpieczeń i zdecydowanie nie jest to spacerek po dolince. Ekipa Maćka pokonuje trudności ze zwinnością kozic górskich. W najtrudniejszych momentach Szerpa niosący chłopaka jest asekurowany z trzech stron. Kilka kroków przed nimi po skałach wspina się drużyna 11-letniego Franka. Oczy chłopaka płoną radością, kiedy patrzy na rozciągające się przed nim widoki. Z powodu rozszczepu kręgosłupa jeździ na wózku, trudności z poruszaniem się nadrabia jednak rozgadaniem i otwartością. – Zakłada się, że wszystkich przegada, i jak na razie wygrywa – śmieją się Szerpowie z jego zastępu.

Egoiści

– Jestem wielkim egoistą – przyznaje Sebastian, górnik z Jastrzębia-Zdroju, kiedy przekazuje Franka kolejnemu nosiczowi. – Z udziału w projekcie mam taki ogrom frajdy, zalewają mnie endorfiny! Nakręca mnie to do walki ze swoimi słabościami! – opowiada z uśmiechem, jakby wcale nie miał za sobą mozolnej wspinaczki z 50-kilogramowym „bagażem”. W projekcie towarzyszy mu syn, 13-letni Daniel, którego zaraził pasją do gór i pomagania innym.

W schronisku w Dolinie Pięciu Stawów niebieskie koszulki z logo Szerpów Nadziei można zobaczyć wszędzie – nad brzegiem stawu, w kolejce do bufetu i wśród kosodrzewiny. W czasie gdy część członków wyprawy zajada się pyszną szarlotką, na wznoszący się ponad doliną skalisty szczyt Koziego Wierchu docierają Maciek, Karol, Michał, Mati i drugi Karol. Każdy z nich witany jest gorącymi owacjami. Każdy z nich – niezależnie od tego, czy na szczyt dostał się niesiony na plecach Szerpów, czy wspiął się na własnych nogach – jest prawdziwym zdobywcą. Ale zdobywcami są także Franek i Karolina, którzy podjęli decyzję o zakończeniu wspinaczki przed szczytem, Kuba i jego koledzy – intelektualiści z Giżycka, którzy będąc pierwszy raz w górach, dotarli do najwyżej położonego polskiego schroniska, Lilo i jego mama z całą grupą wędrujących na Morskie Oko. Każdy z nich doświadczył zachwytu pięknem gór, poczuł się częścią środowiska tatromaniaków i zmierzył się ze swoimi ograniczeniami. Każdy poczuł się Skarbem, otoczonym przez Szerpów najczulszą opieką.

– Wiesz, co jest w tym najpiękniejsze? – mówi mi Sopel, kiedy dzwonię do niego kilka dni po powrocie na niziny. – My dostajemy więcej, niż dajemy. Naszą zapłatą jest zadowolenie Skarbów – to jest nieprawdopodobne, móc widzieć tę ich radość. Ale od niedzieli dostaję wiadomości od Szerpów – twardych, mocnych facetów, którzy piszą mi, że nigdy wcześniej nie doświadczyli takich doznań, nie przeżyli tak silnych emocji jak przez ten weekend. Z tego projektu nikt nie wychodzi taki sam. To co, widzimy się za rok na szlaku? •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.