Wielkie buty Elżbiety

ks. Adam Pawlaszczyk

|

GN 37/2022

publikacja 15.09.2022 00:00

Na śmierć królowej Anglicy reagują różnie, w zależności od wieku. Im starsi, tym więcej wyrażają żalu. Im młodsi, tym bardziej uczestniczą raczej w show, które trzeba podkręcić i wrzucić w media społecznościowe.

Śmierć Elżbiety II wywołuje odmienne reakcje u przedstawicieli  różnych pokoleń. Śmierć Elżbiety II wywołuje odmienne reakcje u przedstawicieli różnych pokoleń.
ks. Adam Pawlaszczyk /foto gość

W dniu śmierci królowej poszedłem do sklepu – opowiada Jakub Bałuch, Polak od lat mieszkający w Anglii. Było w nim dwóch ochroniarzy i dziewczyna za kasą. Jeden z ochroniarzy, Hindus, mówi w pewnym momencie: „Czuję się trochę smutno”. Próbuję go pocieszyć: „Słuchaj, miała piękny wiek, czas na zmiany, nikt nie żyje wiecznie”. Drugi dopowiada, że mam rację, że królowa bardzo tęskniła za zmarłym niedawno mężem, że to była wielka miłość, że dało się wyczuć pustkę w jej życiu. A dziewczyna zza kasy, Angielka, krzyczy: „OK, tak właśnie miało się stać, good for her!”.

To nie był zapewne jedyny dialog o śmierci królowej Elżbiety, jaki odbył się w tych dniach w londyńskim supermarkecie. Czy ze wszystkich tak samo wynika, że Anglicy celebrują bardziej życie niż śmierć, a „umarł król, niech żyje król” to filozofia streszczająca ich poglądy na życie i śmierć?

Pion idealny

Smukła japońska dłoń poprawia owinięty w celofan bukiecik. Powinien wisieć prosto, idealnie prosto, wedle sztywnych japońskich reguł, a liścik wetknięty w kwiatki ma się tylko trochę, po japońsku, dyskretnie dać odczytać. Właścicielka dłoni, która przed chwilą przyczepiła go do ogrodzenia pałacu Buckingham, przykleja taśmą każdy odstający rożek.Jest oczywiście delikatna i jakby nieobecna, nienarzucająca się, żadnego „proszę się przesunąć”, „przeszkadzasz”, „uważaj na ten obiektyw”, nic z tych rzeczy. Nie żałuje wysiłku, który być może lada moment zostanie zniweczony, poprawia bukiet z podziwu godną wytrwałością, dokładnie, co do milimetra, jakby dopieszczała bento, zapełniając je japońskim, perfekcyjnie przygotowanym jedzeniem, wizualną ucztą, kwintesencją Kwitnącej Wiśni. Królowa odeszła, należą się kwiaty. Szczupła japońska dłoń odsuwa się od ogrodzenia, na którym chwilę później wieszane są następne wiązanki, liściki, wstążki, portrety. Japoński bukiet znika pod kolejną warstwą kwiatów, eteryczny i delikatny, pomimo doskonale wyważonych proporcji i wielkiej ilości taśmy klejącej, pomimo tego, że jego idealny pion zdawał się burzyć panujący wokół chaos porozrzucanych pamiątek. Krótki przebłysk harmonii z Buckingham Palace w tle znika. Królowa Elżbieta II była taka sama – twierdzą niektórzy – a słowo „stabilność” pojawia się w wypowiedziach nie tylko Anglików, podsumowujących jej życie.

Umarł król…

Drugi tydzień września 2022 roku Anglicy pamiętać będą długo. Boris Johnson wygłasza pożegnalne przemówienie, następnie udaje się do królowej, by oficjalnie ustąpić ze stanowiska premiera. Elżbieta II jest w Balmoral, w Szkocji. Tam też udaje się nowa premier Liz Truss. Królowa powierza jej misję tworzenia nowego rządu, a przy okazji pozuje do ostatniego oficjalnego zdjęcia. Jakże odmiennego od wcześniejszych! Szczupła, wyglądająca na bardzo osłabioną, z innym niż zwykle uśmiechem – nie tym dostojnym, z odrobiną tajemniczości Giocondy w kącikach ust, raczej z dobrotliwą nieśmiałością, zwykłą u kobiety, która za cztery lata obchodziłaby setne urodziny. Obchodzić ich nie będzie, bo umiera w czwartek, dzień deszczowo-słoneczny, w którym solidne opady mieszają się z promieniami słońca, tak że niedługo po ogłoszeniu światu jej śmierci nad pałacem Buckingham i pomnikiem królowej Wiktorii rozciągnie się imponująca tęcza, dwie tęcze właściwie, co natychmiast podchwycą media, wieszcząc, że teraz ona i on, Elżbieta i jej ukochany Filip, dali znać światu, że znowu są razem. Tak, świat potrzebuje takich cudów, odrobiny emocji, euforii wymieszanej z marzeniami.

Tego samego wieczoru młodzi jak mrówki oblepiają pomnik Wiktorii, wijąc się wokół napisu imperatrix. Ulewny deszcz nie ułatwia niczego, nawet zrobienie absolutnie koniecznego w tej chwili selfie jest katorgą; setki parasoli, w tym tych w brytyjską flagę, utrudniają złapanie pałacu Buckingham w tle. Już od kilku godzin przed królewską siedzibą, nad którą powiewa teraz opuszczona do połowy flaga, zbierały się setki ludzi. Późnym wieczorem są ich tysiące. Na pewno nie dziesiątki tysięcy. Średnia wieku niziutka, jakby starsi woleli oglądać wszystko w TV, nie wychodzić z pubu, żuć jagnięcinę i popijać piwem w pubach, które nawet na chwilę nie opustoszały. Śnieżnobiała Elżbieta patrzy swoim uroczystym spojrzeniem z billboardów, cała szlachetna odbija się w każdej londyńskiej kałuży, snuje za każdym czerwonym routemasterem. Linia metra w kierunku parku św. Jakuba pęcznieje, trwa święto. Nieśmiałe głosy trzech nastolatek pod parasolem nucą brytyjski hymn, niech ją Bóg zachowa – królową, która odeszła kilka godzin wcześniej.Większość jednak się uśmiecha, bawi, młodzi są, a ona była dla nich może jak ikona popkultury. Zimnego powiewu śmierci tego wieczoru przed Buckingham Palace nie ma.

Zwykli śmiertelnicy dzielą się w Anglii bardzo mocno, wedle stosunku do tej śmierci. Dzielą się pokoleniowo. Im starsi, tym więcej miłości i żalu. Im młodsi, tym bardziej uczestniczą raczej w show, które trzeba podkręcić, podrasować, wrzucić w media społecznościowe i przeżuć. Jak średnie pokolenie, które pijąc piwo i żując jagnięcinę, ani na chwilę nie wyszło z pubu.

…niech żyje król!

– Miałam siedem lat, gdy wstąpiła na tron – wspomina Walijka Veronica Chadd. – Przez całe moje życie była czymś stałym, pewnym. Przeżywaliśmy przez te lata wiele trudności, a ona była jak uspokajający i jednoczący głos. Jej syn, król Karol, będzie musiał naprawdę ciężko pracować, aby sprostać wyznaczonym przez nią wysokim standardom.

Veronica, mówiąc o tych wysokich standardach, używa typowo angielskiego wyrażenia he has huge shoes to fill („wielkie buty”) i faktycznie trudno się z nią nie zgodzić, że wskoczyć w buty matki będzie Karolowi trudno. Zwłaszcza że i dotychczasowe mocno go gniotły. Wydarzenia sprzed trzydziestu lat, z 1992 roku, nazwanego annus horribilis, obnażyły skrywane dotąd kłopoty rodziny królewskiej, w tym koszmarne realia małżeństwa z Dianą. Pożar zamku Windsor, który również w tym roku miał miejsce, poważna krytyka monarchii, także ze strony ministrów – wszystkie te burze razem wzięte usprawiedliwiają nazwanie tego roku strasznym.Nic jednak nie mogło się równać z tym, co stało się pięć lat później. 31 sierpnia 1997roku o godz. 0.24 mercedes wiozący Dianę uderzył w 13. filar tunelu Alma w Paryżu. Uciekała z kochankiem przed paparazzi. Cokolwiek po tej śmierci zrobiła rodzina królewska, było krytykowane przez większość opinii publicznej. Trudno się dziwić. Z wszystkich członków królewskich bajkowych rodzin ludzkość najbardziej kocha księżniczki. Zwłaszcza te porzucone. I najbardziej nienawidzi tych, którzy je porzucają. Aż dziw bierze, ale wystarczyło trzydzieści lat, by wstępujący na tron Karol III, z Camillą u boku, otrzymał histeryczny aplauz wyrażony piskiem wielotysięcznego tłumu w trakcie pierwszego przejazdu do pałacu. Tłum taki jest. Nikt nie zauważył zniknięcia z masztu na szczycie pałacu opuszczonej do połowy brytyjskiej flagi. Nikt nie zwrócił uwagi na moment, w którym wciągano na niego flagę Windsorów. Las wyciągniętych do góry rąk uzbrojonych w smartfony zwrócony był w kierunku, w którym miał przechodzić król. Żadna flaga nie jest warta tego momentu?

Głowy królów

Śmierć Elżbiety II to wydarzenie historyczne. Mówi się o nim na okrągło. Opinie jednak bywają różne. Znajomy pracujący od lat w Cambridge mówi: – Dziennikarze pompują tę bańkę, a Anglików to niewiele obchodzi, rozmawiają tylko o tym, że w ciągu dwóch lat trzeba będzie wymienić wszystkie pieniądze, na których widnieje królowa.

Jakub Bałuch: – Anglicy mają więcej dystansu, mniej okazują emocji. „Umarł król, niech żyje król” – to znaczące.

Ksiądz Daniel Humphreys z Enfield Town: – Większość ludzi w Wielkiej Brytanii, w tym ja, nigdy nie znała innego monarchy ani głowy państwa. To nieuchronnie prowadzi do poczucia niepokoju. Do tego dochodzi nowa premier Liz Truss, którą królowa poprosiła o utworzenie rządu zaledwie dwa dni przed śmiercią. Z politycznego punktu widzenia są to więc czasy niepewne. Zmarłej królowej i jej rodzinie okazuje się teraz wiele miłości i sympatii. Czy to coś zmienia? Nie jestem pewien. Ale jedną rzeczą, którą na pewno wiedzieliśmy o zmarłej królowej, było to, że miała silną i dojrzałą wiarę chrześcijańską, której nigdy nie bała się wyrażać publicznie. Jej pogrzeb będzie pełen religijnych i wyraźnie chrześcijańskich rytuałów. Czy może to doprowadzić do jakiegoś przebudzenia wiary na tych ziemiach, które są coraz bardziej od niej oderwane? – pyta retorycznie ks. Humphreys. Biorąc pod uwagę stosunek mieszkańców Wielkiej Brytanii do tej śmierci, trudno oczekiwać cudów. Tym bardziej że oni sami raczej w cuda nie wierzą. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.