Duch w Koronie

Jacek Dziedzina

|

GN 37/2022

publikacja 15.09.2022 00:00

Rodzinę królewską i obywateli Wielkiej Brytanii dzieli niemal wszystko. Poruszenie, jakie wywołała śmierć Elżbiety II, pokazało jednak, że Korona pozostaje spoiwem łączącym społeczeństwo.

Londyńskie metro w dniu śmierci królowej. Londyńskie metro w dniu śmierci królowej.
ks. Adam Pawlaszczyk /foto gość

Windsorowie nie są ani wybitniejsi, ani moralnie doskonalsi od innych rodów królewskich w Europie. Nie mają też więcej władzy niż inne dynastie w monarchiach konstytucyjnych. A jednak tylko śmierć brytyjskiej królowej mogła wywołać ogólnoświatowe poruszenie. W czym tkwi sekret popularności Korony brytyjskiej? Czy sami Brytyjczycy są przekonani, że warto zachować monarchię w ich kraju? I czy odejście Elżbiety II rzeczywiście „zamyka pewną epokę”, jak lubią powtarzać media?

Świadek epok

Odpowiadając najpierw na ostanie pytanie, można by trochę przekornie powiedzieć, że śmierć królowej nie jest żadnym „końcem pewnej epoki”, bo to raczej królowa przeżyła kilka epok – wiek XX był przecież bogaty w tak dramatyczne zwroty, że trudno ubrać go w jakieś jednolite szaty. A i pierwsze dekady XXI wieku mają za sobą parę wstrząsów, których nie da się zamknąć w jednym opisie. Tylko monarchia brytyjska, będąca świadkiem tych wszystkich epokowych przełomów, wydaje się pozostawać niewzruszonym pomnikiem, gwarantem ciągłości tradycji i pewnych uniwersalnych wartości…

Patos, jaki wybrzmiewa w podobnych refleksjach, może wywoływać ironiczny uśmiech u kogoś, kto choć trochę zna burzliwą historię rodziny Windsorów ostatnich dekad. Skandaliści, bezduszni arystokraci, śmieszni aktorzy kiepskiej sztuki mieliby reprezentować jakieś głębsze wartości? To nie są pytania, których by nie stawiali przez lata publicyści, ale też zwykli obywatele Zjednoczonego Królestwa. Chociaż, z drugiej strony, informacje o ludzkich słabościach w rodzinie królewskiej wielu Brytyjczyków przyjmowało z pewną sympatią – bo wtedy dopiero Windsorowie wydawali się im bliżsi, bardziej podobni do większości społeczeństwa. Wcześniej czuli raczej dystans do „oderwanych od życia” książąt, księżnych i królowej. Ale zarazem ci sami ludzie, którzy albo krytycznie, albo z dystansem podchodzili do pałacu Buckingham, mają poczucie, że pozbawienie ich tego wszystkiego, co związane jest z Koroną, byłoby podobne do ucięcia im ręki, nogi; oznaczałoby wyczyszczenie ich wyobraźni z pewnych podstawowych pojęć, obrazów, symboli.

Wiara Elżbiety

Nie jest to operacja, której by wcześniej nie doświadczyli – pierwsza amputacja tożsamości dotyczyła chrześcijaństwa, bo o ile jeszcze pod koniec lat 40. XX wieku zdecydowana większość Brytyjczyków była ochrzczona, zawierała śluby kościelne i uczestniczyła w życiu religijnym, o tyle dziś śmiało można mówić o świecie, w którym temat Boga praktycznie nie istnieje, a podstawowe symbole chrześcijaństwa – mimo wszechobecnych imponujących świątyń – nie są rozpoznawalnymi kodami kulturowymi. Tym większym paradoksem jest kult, jakim otaczana była Elżbieta II i jest otaczana monarchia – żywy relikt przeszłości tak ściśle związanej z chrześcijaństwem. Paradoks tego kultu jest tym większy, że królowa nieraz dawała do zrozumienia, iż wiara i osobista więź z Bogiem są dla niej czymś ważnym i żywym. Niemal tak samo podchodziła do tego, co reprezentowała i co chciała zachować w nienaruszalnym stanie: godność i wielkość Korony brytyjskiej. Nie ma wątpliwości, że jej umiejętne i twórcze poruszanie się w tej złożonej rzeczywistości przyczyniło się do podniesienia wartości Korony w oczach Brytyjczyków.

Królową wyprowadzić?

W powieści „Queen and I” („Królowa i ja”) autorstwa Sue Townsend jest taka scena – jak cała fabuła fikcyjna: władzę zdobywa nieistniejąca w rzeczywistości Ludowa Partia Republikańska pod wodzą Jacka Barkera; nowy rząd nie ukrywa, że chce zlikwidować monarchię, Barker musi powiadomić o tym królową i jej rodzinę. Autorka zamieszcza taki dialog między Barkerem, księciem Karolem (dziś już królem Karolem III) i Elżbietą II: – Ile mamy czasu [na wyprowadzkę]? – pyta królowa. – Czterdzieści osiem godzin – odpowiada lider zwycięskiej partii. – To bardzo krótki termin – próbuje protestować Elżbieta. Na co Barker chłodno i z przekąsem: – Już całe lata temu powinniście wiedzieć, że wasz czas się kończy…

Nie jest chyba przypadkiem, że akcja powieści toczy się w 1992 roku – to czas, gdy Brytyjczycy byli już „przejedzeni” doniesieniami o życiu prywatnym księcia Karola, o jego chłodnym małżeństwie z księżną Dianą i trwającym od dawna romansie z Camillą Parker-Bowles. Przyczyniło się to mocno do nadszarpnięcia wizerunku monarchii jako ostoi i punktu odniesienia dla brytyjskiej tożsamości. I nawet jeśli wielu Brytyjczyków widziało w tej historii odbicie własnych życiowych perypetii, to jednak dominowało poczucie rozczarowania rodziną królewską. A najbardziej krytycznym momentem była tragiczna śmierć księżnej Diany w 1997 roku – Brytyjczycy długo nie mogli darować Elżbiecie, że przez kilka pierwszych dni nie przemówiła do poddanych, nie odniosła się do tego wydarzenia, nie pojawiła się od razu w miejscu, gdzie tysiące ludzi składało kwiaty dla uczczenia Lady Di. Królowa pojawiła się tam dopiero piątego dnia od śmierci żony swojego syna. Wtedy też coraz głośniej mówiono o konieczności likwidacji monarchii, która nie tylko straciła moralnie w oczach Brytyjczyków, ale również – jak przekonywali niektórzy – za bardzo obciąża budżet i kieszenie obywateli.

Marka monarchii

Problem w tym, że Korona nie obciąża budżetu i kieszeni obywatelskich, ale nawet jest źródłem niemałego zysku. Marka dynastii Windsorów jest dziś silniejsza i bardziej dochodowa niż kiedykolwiek w historii. Skąd to wiadomo? W Wielkiej Brytanii od wielu lat prowadzone są regularne badania dotyczące wymiernej wartości, przeliczalnej na funty, wszystkiego, co jest związane z Koroną brytyjską. I tak np. firma Brand Finance wyceniła markę królewską na ponad 55 mld funtów. Mówiąc o monarchii jako marce, bierze się pod uwagę królową, jej rodzinę, posiadłości, ale też wpływ na wizerunek państwa, przemysł (m.in. turystyczny) i ogólną estymę, jaką cieszy się wszystko, co związane z Koroną. W tym mieszczą się zarówno dobra materialne, jak i niematerialne. I – uwaga – te drugie stanowią więcej niż połowę ogólnej wartości. Rosnące dzięki monarchii dochody przedsiębiorców sprawiają, że rośnie również budżet państwowy, który dzięki samej marce królewskiej rocznie zarabia od 1,5 do 2 mld funtów. Ale nie chodzi wyłącznie o dochód ze sprzedaży „monarchicznych” gadżetów. O sile marki Windsorów świadczą przede wszystkim „dochody” polityczne. Każdy rząd w Londynie dobrze wie, że tzw. miękka siła (soft power), jaką jest ciesząca się estymą rodzina królewska, to jedno z głównych narzędzi skutecznej polityki zagranicznej Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. I dlatego co jakiś czas ktoś z rodziny królewskiej jest proszony o odbycie podróży zagranicznej. Taka podróż, ocieplająca wizerunek państwa, najczęściej poprzedza ważne negocjacje, jakie Wielka Brytania ma prowadzić z innym krajem. Parę dekad wcześniej królowa Elżbieta sama lub z księciem Filipem brała udział w takich podróżach. W ostatnich latach, z racji wieku, robił to najczęściej ich syn Karol, dotychczasowy książę Walii, a później jeszcze częściej ich wnuk William z żoną Kate.

Panowanie autorskie

Można powiedzieć, że popularność monarchii brytyjskiej i zarazem bycie obiektem licznych ataków to dwa owoce nie tylko rozwoju mediów w XX i XXI wieku, ale też otwarcia się na nowy język komunikacji przez samą Elżbietę. Podjęła ryzyko, które z jednej strony wystawiło ją i jej rodzinę na ostrzał, z drugiej – przysporzyło Windsorom wielbicieli i zwykłej ludzkiej sympatii. Elżbieta II sprawiła również, że Korona stała się poważana przez nawet najbardziej republikańskich i umiarkowanie antymonarchicznych polityków. Choć pozbawiona realnej władzy, królowa (która nie rządzi, ale panuje) przez długie dekady swego panowania była realnie zaangażowana w życie polityczne kraju, jednak bez wyrażania swoich poglądów. Doskonale oddaje to znakomity serial „The Crown” („Korona”), jedna z perełek platformy streamingowej Netflix. Szczególną uwagę zwracają wątki związane z niezwykłą relacją między Elżbietą II a Winstonem Churchillem. Legendarny premier, doświadczony i wyrachowany polityk, w kontakcie z uczącą się wszystkiego od podstaw, ale pewną swojego autorytetu i misji królową sprawia wrażenie raz zakłopotanego ucznia, raz taktownego nauczyciela. A i Elżbieta wypada w tym duecie wyjątkowo uroczo, z jednej strony ze swoją nie zawsze sprawnie skrywaną niewiedzą, z drugiej z niezwykłą jak na brak obycia w świecie intuicją wytrawnego polityka. Widać wyraźnie, że – przy świadomości ograniczeń swoich prerogatyw w brytyjskim ustroju – nie chce być tylko maskotką monarszej tradycji, ale świadomym uczestnikiem życia politycznego i zarazem gwarantem ciągłości i niezachwianej pozycji monarchii. I to chyba pokochali w niej Brytyjczycy. Wybaczyli zapewne jej i księciu Filipowi bezduszne wychowanie, jakie otrzymał książę, dziś już nowy król, Karol. Wybaczyli dworskie dziwactwa i składanie relacji rodzinnych na ołtarzu interesów Korony. Zagubieni ideowo Brytyjczycy chcą, jak widać, trzymać się tego reliktu przeszłości, jak ostatniej deski ratunku w świecie, w którym sami pozbawili się duchowego tlenu.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.