Przekaz czy przemoc

Szymon Babuchowski

|

GN 37/2022

publikacja 15.09.2022 00:00

Święty Jan Paweł II ostrzegał, że „w dzisiejszym świecie także i środki przekazu mogą stać się środkami przemocy”, dlatego „wielka praca nad mową”, do której wzywał papież, jest szczególnym wyzwaniem dla ludzi mediów.

Przekaz  czy przemoc unsplash

Może pan przestać mówić? – to pytanie Kazimiery Szczuki, skierowane niedawno na antenie RMF FM do wiceministra spraw zagranicznych Pawła Jabłońskiego, mogłoby, podobnie zresztą jak cały wywiad, stać się symbolicznym przykładem upadku współczesnych mediów. Zapis tego spotkania powinien trafić do podręczników dziennikarstwa jako przykład tego, jak nie powinno się przeprowadzać wywiadów. I nie chodzi już nawet o to, że prowadząca popełniała co chwilę poważne błędy rzeczowe w kwestiach dotyczących reparacji wojennych, ale o to, że nie chciała dopuścić do głosu swojego rozmówcy, który usiłował się do tych błędów odnieść. Rozmowa miała więc charakter pozorny: Szczuka zadawała kolejne pytania, ale kompletnie nie interesowały jej odpowiedzi.

Zamknięci w bańkach

Dlaczego twierdzę, że ten kuriozalny wywiad ma znaczenie symboliczne? Bo w jaskrawej formie pokazuje to, co stało się chorobą naszych mediów: niechęć do słuchania drugiej strony, do rozmowy, ba, nawet do tego, co wydaje się ich podstawowym zadaniem: przekazywania informacji. W dzisiejszych środkach przekazu nie ma już miejsca na niuanse: jeśli oglądamy TVP, to z góry wiadomo, że to, co zrobił rząd, jest dobre, a działania opozycji – oczywiście „totalnej”, bo innej być nie może – destrukcyjne. I odwrotnie: jeśli TVN mówi o działaniach rządu, to spodziewać się możemy niemal wyłącznie krytyki, często dodatkowo podlanej ironicznym sosem. Zasada oddzielania informacji od komentarza, będąca kiedyś podstawą etyki dziennikarskiej, odchodzi, niestety, do lamusa. Nadawcom coraz mniej bowiem chodzi o to, by informować, a coraz bardziej o to, by wpływać: na nasze preferencje, społeczne postawy, na wynik wyborów. Zmanipulowani w ten sposób odbiorcy też zresztą coraz mniej zainteresowani są słuchaniem. Po prostu wybierają stację, która odpowiada ich wizji świata, i zamykają się na inny punkt widzenia.

Eli Pariser, amerykański aktywista internetowy, założyciel portalu Upworthy, nazwał kiedyś to zjawisko „bańką filtrującą” (w Polsce przyjęła się bardziej forma „bańka informacyjna”). Pariser użył tego sformułowania w odniesieniu do internetu, gdzie algorytmy Google’a czy Facebooka serwują nam głównie te informacje, które mogą odpowiadać naszym oczekiwaniom, a ograniczają dostęp do innych. To z kolei powoduje, że stopniowo tracimy kontakt z innym sposobem myślenia, z osobami o innych poglądach czy odmiennych od naszych zainteresowaniach. Wydaje się jednak, że w telewizji, gdzie na odbierany przekaz wpływ mamy jeszcze mniejszy (jedyne wyjście to przełączyć kanał) i która niejako narzuca nam z góry swój obraz świata, to zjawisko może wystąpić z jeszcze większą siłą. Jest to szczególnie niebezpieczne w sytuacji, gdy – tak jak w Polsce – społeczeństwo i tak jest już mocno podzielone. Telewizja, manipulując swoim przekazem tak, by dowartościować tylko jedną stronę sporu, bardzo łatwo może te podziały pogłębiać. I trudno oprzeć się wrażeniu, że tak właśnie, niestety, u nas się dzieje.

Cyfrowa rewolucja

Innym, obok manipulacji, poważnym problemem współczesnych mediów są fake newsy, rozpowszechnione zwłaszcza w mediach cyfrowych, gdzie informacje rozchodzą się błyskawicznie, a poziom ich weryfikacji jest zwykle niższy niż w mediach tradycyjnych. Wzmożoną siłę oddziaływania dezinformacji mieliśmy okazję obserwować podczas pandemii COVID-19. Dotyczyły one zarówno samej choroby – jej objawów i sposobów rozprzestrzeniania się – jak i metod radzenia sobie z nią. Rozpowszechniano np. nieprawdziwe, a przez to bardzo niebezpieczne informacje o tym, że spożywanie gorących napojów czy alkoholi wysokoprocentowych pomaga w zwalczaniu koronawirusa. Nagminne stało się też łączenie zgonów osób publicznych z faktem wcześniejszego zaszczepienia, choć przecież przy tak dużym odsetku osób zaszczepionych w społeczeństwie współwystąpienie obu zjawisk niczego jeszcze nie dowodzi.

„Wykorzystywanie mediów cyfrowych, zwłaszcza mediów społecznościowych, podniosło szereg poważnych problemów etycznych, które wymagają mądrego i wnikliwego osądu ze strony (…) wszystkich zainteresowanych autentycznością i jakością relacji międzyludzkich” – napisał papież Franciszek w przesłaniu skierowanym do uczestników kongresu Światowego Katolickiego Stowarzyszenia Komunikacji Społecznej (SIGNIS), odbywającego się niedawno w Seulu. Papież zwrócił tam uwagę na potrzebę „pomocy ludziom, zwłaszcza młodym, w rozwijaniu zdrowego zmysłu krytycznego, uczeniu się odróżniania prawdy od fałszu, dobra od zła oraz docenieniu wagi pracy na rzecz sprawiedliwości, zgody społecznej i szacunku dla naszego wspólnego domu”. Z drugiej strony Franciszek zauważył, że „rewolucja mediów cyfrowych w ostatnich dziesięcioleciach okazała się potężnym środkiem wspierania jedności i dialogu w naszej rodzinie ludzkiej”. Ta pozytywna strona nowych mediów także stała się bardziej widoczna podczas pandemii. „(…) widzieliśmy wyraźnie, jak media cyfrowe mogą nas zbliżyć, nie tylko poprzez rozpowszechnianie istotnych informacji, ale także poprzez przezwyciężenie samotności izolacji i, w wielu przypadkach, łączenie całych rodzin oraz wspólnot kościelnych na modlitwie i oddawaniu czci Bogu” – podkreślił papież.

Ewangelia na nowych dachach

Znaczenie mediów w niesieniu ewangelicznego przekazu współczesnemu światu doceniał też mocno św. Jan Paweł II. „Kościół w przekazie społecznym widzi znak twórczego i zbawczego działania Boga, które człowiek ma kontynuować. Środki przekazu mogą się stać potężnymi kanałami przekazywania Ewangelii” – pisał w orędziu na Dzień Środków Społecznego Przekazu w 1985 r. A rok później, w przemówieniu do Papieskiej Komisji Środków Społecznego Przekazu, dodał: „Ważne jest, aby Kościół nie tylko uczestniczył w formułowaniu filozofii publicznej, która reprezentuje wspólne wartości dzisiejszego społeczeństwa, ale żeby był bezpośrednio obecny na tej nowej ambonie ze swoimi gazetami i czasopismami, swoimi stacjami i programami radiowymi i telewizyjnymi, ze swoim głosem prawdy i miłości”.

Dziś, dzięki rozwojowi nowych technologii, zakres tych środków znacznie się poszerzył. Dlatego jako Kościół musimy sobie zadawać nowe pytania: czy jesteśmy w wystarczającym stopniu obecni także na portalach internetowych, w mediach społecznościowych, serwisach streamingowych? Czy dzielimy się Ewangelią w naszych wpisach na Facebooku i w tweetach? Czy doceniamy siłę audiobooków? Czy wykorzystujemy obraz jako narzędzie ewangelizacji, działając np. na Instagramie? Czy tworzymy aplikacje ułatwiające odbiorcom dostęp do dobrych treści? To wszystko powinno wchodzić w skład współczesnego „głoszenia Ewangelii na dachach”. Media tradycyjne, takie jak radio i telewizja, a także – w mniejszym stopniu – prasa drukowana, mają ciągle wielką siłę, ale odpuszczając nowe środki przekazu, skazujemy się na funkcjonowanie w niszy, do której duża część młodych ludzi w ogóle nie zagląda. I ta grupa rośnie w bardzo szybkim tempie. Szukając zaginionych owiec, nie możemy tracić z oczu terytoriów, na których tak często przebywają. A są to terytoria cyfrowego świata.

Odrzucić uprzedzenia

Jednak sama obecność, nawet jeśli zyska atrakcyjną formę, nie wystarczy. Potrzebny jest głęboki namysł nad tym, jak uczynić nasz przekaz odmiennym od tego, który tak często proponuje świat. „Nie można stosować środków przemocy, ażeby człowiekowi narzucać jakieś tezy. (…) w dzisiejszym świecie także i środki przekazu mogą stać się środkami przemocy, jeżeli stoi za nimi jakaś inna przemoc, niekoniecznie przemoc fizyczna” – przestrzegał Jan Paweł II w 1991 r., wzywając do „wielkiej pracy nad mową”.

Na czym ta praca miałaby polegać? Wydaje się, że zacząć należy od zatrzymania opisanego na początku procesu zamykania się w informacyjnych bańkach. Zamiast postawy wyrażonej słowami: „Może pan przestać mówić?”, trzeba zaproponować inną: mów do mnie, jestem ciekawy tego, co myślisz i co wiesz. Nie we wszystkim muszę się z tobą zgadzać, ale cię wysłucham, bo może to pozwoli także mnie przemyśleć własną postawę; może i ja dzięki tobie coś zrozumiem albo nawet coś w sobie zmienię. „Jeśli bowiem przekaz społeczny pragnie być narzędziem pokoju, musi zrezygnować z partykularnych i jednostronnych interesów, odrzucić uprzedzenia, wprowadzając w ich miejsce ducha wzajemnego zrozumienia i solidarności. Lojalne przyjęcie logiki pokojowego współistnienia w różnorodności wymaga ciągłego stosowania metody dialogu, w którym, uznając prawo do życia i do wypowiadania się każdej ze stron, równocześnie ukazuje się ich obowiązek integracji w celu dążenia do wyższego dobra, jakim jest pokój” – to z kolei słowa Jana Pawła II z orędzia na Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu z 1983 r.

Istnieje dziś wielka potrzeba powrotu do genezy słowa „media”, którego łaciński rdzeń wskazuje na coś znajdującego się pośrodku, pomiędzy – w domyśle – nadawcą i odbiorcą. Media mają służyć przekazywaniu informacji, dialogowi, łączeniu ludzi, nie zaś budowaniu murów między nimi, a już na pewno nie manipulowaniu ludźmi i wykorzystywaniu ich do własnych celów. Dlatego ich obowiązkiem jest mówienie prawdy, którą odbiorca będzie mógł w wolności przyjąć lub odrzucić. W świecie mediów znaczenie słów: „Prawda was wyzwoli” staje się oczywiste. Od nas – nie tylko dziennikarzy, ale też wszystkich użytkowników mediów społecznościowych – zależy, czy wybierzemy przekaz, czy też przemoc.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.