Uruchamianie martwej maszyny

ks. Robert Skrzypczak

|

GN 36/2022 Otwarte

Kiedyś ktoś mi poradził: zanim zaczniesz głosić innym Chrystusa, przywołaj w pamięci najgorsze grzechy, jakich się w życiu dopuszczałeś, upokórz się przed Bogiem do głębi. Gdy to zrobisz, możesz głosić.

Uruchamianie martwej maszyny

Chodzi o to, byś nie opierał się na sobie, ale na miłości, jaką okazał ci Bóg. Zgodnie z chrześcijańską zasadą, że im wyższe zajmujemy stanowisko, tym bardziej powinniśmy się uniżać. Jak pisał abp Fulton Sheen: „Uniesienie wywołane zawieszeniem pektorału na szyi sprawia, że niektórzy z nas nie przestają obracać go w dłoniach do końca życia. A przecież to jest pektorał, nie krucyfiks. Pierścień na palcu, piuska na głowie i tytuł biskupa mają szczególną wymowę i dają poczucie fałszywej euforii, które – muszę przyznać – mnie również się udzieliło”. Człowiek na ogół przekonuje się, że mówi się o nim rzeczy zbyt dobre albo zbyt złe, żeby mogły być prawdziwe. Należy zatem uważać, by nie obrosnąć w ślepą pychę i narcystyczny samozachwyt ani też nie dać się zdołować przekonaniem o swej bezwartościowości. Te dwa skrajne przykłady podejścia do siebie to dwa oblicza pychy, która przejawia się w naszej samoocenie: ani ciągłe superlatywy, ani nieustanna samokrytyka nie wyrażają prawdy o człowieku. Pokorny respektuje fakty. A co nimi jest? Że Pan nie wybiera najlepszych. Otrzymałem powołanie nie dlatego, że Bóg uznał mnie za lepszego od innych. On często wybiera niedoskonałe narzędzia, aby mogła objawić się Jego potęga. W przeciwnym wypadku można by odnieść mylne wrażenie, że to nie Duch, lecz glina czyni dobro.

Nasz Pan nie darzy wielkim szacunkiem tych, którzy zajmują wysokie miejsce w rankingach popularności. Jedna z najgłupszych opinii, jaką usłyszałem o sobie, brzmiała: utrzymujesz się w pierwszej dziesiątce najchętniej słuchanych kaznodziejów internetowych. Zdałem sobie sprawę, jak nieadekwatna to ocena . Obawiałem się, że opinia taka może być jak szczur wpuszczony do zapasów zimowych. Wyrządzi niepowetowane szkody. My, słudzy Pańscy, jesteśmy nieraz jak osioł, na którym Jezus wjeżdżał do Jerozolimy. Wszyscy wiwatowali na cześć Jezusa, tymczasem osioł był wniebowzięty, bo myślał, że to uznanie dla niego.

Im większą wagę przywiązujemy do ludzkich osądów, tym mniej czasu spędzamy na kolanach, robiąc rachunek sumienia. Grzesznik musi uznać, że potrzebuje miłosierdzia, a potem je przyjąć. To wymaga pokory. Pokora zaś wymaga szczerego uznania prawdy o sobie i podporządkowania woli. „Uniżając się w pokorze przed Bogiem – pisał ks. Dolindo – człowiek się nie poniża i nie obniża swojej wartości. Odstępuje jedynie miejsce Bogu, daje się Nim wypełnić, rezygnując z siebie. Adorując, człowiek unosi się ku Bogu w miłości, a On odwzajemnia się czułym objęciem. Modląc się, podłącza się do Jego wszechmocy i tym sposobem staje się silny. Trochę jak kabel, w którym nagle zaczyna płynąć prąd, mogący uruchomić martwą maszynę”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.