Wybieraj!

Marcin Jakimowicz

|

GN 35/2022

publikacja 01.09.2022 00:00

Nie jesteś pionkiem na Bożej szachownicy – mówi jezuita o. Paweł Sawiak.

Wybieraj! archiwum o. pawła sawiaka

Marcin Jakimowicz: Mam jechać na wakacje w góry czy nad morze? Czego chciałby ode mnie Pan Bóg? Kierownik duchowy często słyszy takie pytania?

O. Paweł Sawiak: ​Czasami się zdarzają, ale na szczęście niezbyt często. Gdyby ktoś mnie o to zapytał, odpowiedziałbym: Pan Bóg dał ci zdrowy rozsądek i to ty masz zadecydować, czy jechać w góry, czy nad morze. To, czy w sklepie masz wziąć jogurt naturalny, czy słodzony to naprawdę są sfery, które niekoniecznie należą do Ducha…

A mniej żartobliwie. Mam się ożenić czy pójść do zakonu? Do którego klasztoru zapukać? Takie pytania pewnie się zdarzają?

Tak, dość często. Jako jezuici zajmujemy się towarzyszeniem ludziom w rozeznawaniu i zdarza się, że trafiają do nas ci, którzy „odbijali się” od różnych zakonów. Byli przekonani, że Pan Bóg im podpowiada: „Masz być księdzem”, ale rektor seminarium rozeznał inaczej. Szukali dalej, próbując w różnych zakonach, i w końcu sfrustrowani trafili do nas. Są skołowani. „Przecież Pan Bóg mi mówi, że mam być księdzem!” albo: „Jego wolą jest to, bym był małżonkiem, ale szukam, szukam i żadna mnie nie chce”. Zaczyna się przemocowe, desperackie wmawianie sobie i kierownikom duchowym, że „Bóg mi tak mówi”. Koniec, kropka. Ignacy Loyola opracował metodę duchowego rozeznawania swej drogi. To dzieje się zresztą na drugim stopniu ćwiczeń duchowych, gdzie rekolektanci mierzą się z tym pytaniem. Jako kierownik duchowy staram się obiektywizować to doświadczanie, które podpowiada człowiekowi: „Wiem, czego chce ode mnie Bóg”. Jestem po to, by uwrażliwić taką osobę: „W twoim sercu i sumieniu nie mówi jedynie Pan Bóg. Natchnienia mogą pochodzić od trzech osób (to zazwyczaj jest dla przychodzących zaskakujące!): od ciebie samego, Pana Boga lub złego ducha. Jeśli wychodzisz z domu i wieje zimny wiatr, a coś ci mówi „załóż czapkę”, to nie jest to Pan Bóg. To twój głos i twoje życiowe doświadczenie.

Nie ma Ojciec wrażenia, że wielu kaznodziejów skupia się na podszeptach trzeciej z wymienionych osób? I nie chodzi o trzecią osobę Trójcy Świętej…

Widzę u ludzi taką niezdrową fascynację kusicielem, spirytualizowanie rzeczywistości. Przekręcając powiedzenie Ignacego: ci ludzie szukają we wszystkim diabła. Nie można o nim zapominać, ale nie można też go przeceniać! Jeśli miałby władzę sterowania naszymi wyborami, oznaczałoby to, że moc Pana Jezusa, zbawienia, które wysłużył nam na krzyżu, moc naszego chrztu nie mają większego znaczenia…

Nie dostaje Ojciec pobożnych obrazków, na których Jezus (wygląda trochę jak Tom Cruise z „Top Gun”) siłuje się na rękę z demonem i na dobrą sprawę nie wiadomo, kto jest górą?

Dostaję. I też mnie irytują. Ale domyślam się, skąd pochodzi taka narracja: wynika ona z doświadczenia zmagania się pokusami. Jeśli zmagam się z pokusą, to znaczy, że diabeł jest dalej niepokonany, ma nade mną moc. Tymczasem jeśli posłucha się mądrych egzorcystów, którzy nie ekscytują się tym, co demon mówi w czasie egzorcyzmów, okazuje się, że na sto przypadków, z którymi mają do czynienia, o realnym wpływie złego ducha możemy powiedzieć jedynie w kilku sytuacjach. A to oznacza, że Jezus zwyciężył, że Zły nie ma nad nami mocy, że nie do niego należy ostatnie słowo. Często przypisujemy mu to, co wynika z naszej historii, zranień, słabości, mechanizmów, w które jesteśmy uwikłani. To zresztą powiedział kilka lat temu generał jezuitów. Stwierdził, że w wielu przypadkach to, co przypisujemy złemu duchowi jako osobowemu złu, wynika z naszej historii, kondycji, mechanizmów. Te słowa zostały opacznie zrozumiane i wyszło, że…

„Generał jezuitów twierdzi, że szatan nie istnieje”.

A on czegoś takiego nie powiedział. Mówił o odpowiedzialności za nasze życie, o wolności, którą dał nam Bóg. Dlaczego tak łatwo zwalamy winę na szatana? Bo wówczas możemy umyć ręce i powiedzieć: „To nie była nasza wola, decyzja”. To proste: przypisać komuś winę (tu akurat pod ręką jest zły duch) i nie brać odpowiedzialności za siebie. Zwalnia to nas z podejmowania decyzji.

W widzeniu wszędzie diabła można się nieźle zapętlić. Znam takich, którzy wypatrują na rejestracjach trzech szóstek.

A ja słyszę: „Ojcze, jechałam na Mszę i spóźniłam się, bo proszę sobie wyobrazić, na wszystkich skrzyżowaniach miałam czerwone światła! Rozumie ojciec?”.

Zły nie śpi!

Pytam wówczas: „A gdyby wyjechała pani pięć minut wcześniej? Może zastałaby pani inne światła?”.

Wielu rówieśników moich dzieci za Chiny nie wie, co będzie robiło w życiu, jaki kierunek studiów wybierze. Marzą o tym, by ktoś z tysięcy ofert wybrał jedną i powiedział: „To ta!”. Przychodzą do kierownika duchowego…

…który, jeśli będzie jezuitą, ku ich rozczarowaniu powie: „Wybieraj sam”. Wiele osób wierzy w Boga, który jest wielkim architektem. Wierzą, że są jedynie częścią układanki, puzzlem, który musi idealnie wpasować się w wielki plan pt. „Wola Boża”. W innym wypadku Architekt ich odrzuci.

„Wiele osób rozumie wolę Bożą jako uległe, ślepe posłuszeństwo Bogu, który zawsze ma decyzję już podjętą. Że On już dokładnie zaplanował, co mam zrobić, a ja tylko muszę to odkryć. A jest odwrotnie: wolą Boga jest to, bym sam podjął decyzję i był samodzielny” – to zdanie ks. Krzysztofa Grzywocza jest dla wielu przewrotem kopernikańskim.

Bo ono jest rewolucyjne! W kierownictwie duchowym usłyszysz: ​„Wiemy, że przyszedłeś do nas, bo chcesz usłyszeć, jaki plan ma Pan Bóg, ale pierwsze pytanie jest inne: co sam chciałbyś uczynić? Decyduj! Nie jesteś pionkiem na Bożej szachownicy!”. Co więcej, w tej układance jesteś tak ważną osobą, że Bóg obdarzył cię wolnością wyboru: jako dziecko Boże możesz iść i smakować ten świat. Przyjdź ze swym pragnieniem do Boga, opowiedz Mu o nim. On czeka na twój ruch. Nawet jeśli się pomylisz i wybierzesz niewłaściwie.

Takie osoby panicznie się boją (słyszałem to wielokrotnie): ponieważ źle wybrałem, straciłem łaskę.

A jest odwrotnie! Ignacy mówi, że błąd bardziej pomaga w życiu duchowym niż perfekcja! Święty Paweł pisze, że gdzie wzmógł się grzech (a jest on dosłownie „chybieniem celu”), tam jeszcze obficiej rozlała się łaska. Nie po to żyję, by popełniać błędy, ale jako człowiek mam do nich prawo. Co więcej, Pan Bóg pozwala mi je popełniać… Zanim zapukałem do jezuitów, wybrałem studia prawnicze, które, jak się okazało, nie były moją misją. Dopiero na trzecim, czwartym roku zacząłem rozeznawać, że nie jest to moja droga. Ale nigdy nie uważałem tego czasu za stracony.

Lubi Ojciec pojęcie „kierownik duchowy”?

Nie. To taki nasz katolicki żargon. W praktyce odchodzimy od niego na rzecz „towarzyszenia duchowego”. Ono nie oznacza wydawanych z góry dyrektyw, poleceń, ale wspólną drogę. W słowie „kierownictwo” jest pułapka. Osoba, która przychodzi do mnie, nie jest „kierowana na właściwe tory”, nie staje się bezwolna.

„Mam duchowego kierownika. Codziennie słucham w necie Szustaka, Recława, Rysia” – słyszę coraz częściej. Można być towarzyszem drogi online?

Nie, to nie jest kierownictwo duchowe. Ono jest bardzo konkretnym narzędziem, w którym musimy się osobiście poznać. Musimy się spotkać. Dopuszczalny jest telefon czy Skype (ile rozmów odbyłem w ten sposób w czasach lockdownu! Ile razy sam tak korzystałem z kierownictwa duchowego!), ale niezbędny jest motyw poznania się. Bo kierownik, patrząc z boku na moje życie i różne mechanizmy, którymi się kieruję, przez swe duchowe doświadczenie pomaga mi dokonać wyborów. Może na przykład zasugerować: „Według mnie tu i tu nie mówi do ciebie Pan Bóg, ale włącza się twój mechanizm lękowy. Boisz się relacji z kobietami i dlatego myślisz o wstąpieniu do klasztoru, a bierze się to z tego, że twoja mama była osobą przemocową” i tak dalej.

A siostra zakonna może być przewodnikiem duchowym, czy to zadanie zarezerwowane dla księży?

Powiem więcej: towarzyszyć ci może nie tylko siostra zakonna, ale nawet osoba świecka. Tu nie ma czegoś takiego jak certyfikat.

Była sytuacja, gdy zawstydziła Ojca wiara osoby, która prosiła o pomoc?

Oczywiście i zdarza się to regularnie! W sytuacjach, o których mówisz, sprawdza się słowo „towarzyszenie”. Idziemy razem. Wiele razy „szedłem” jako towarzysz osoby ewidentnie prowadzonej przez Ducha Świętego. Wówczas mogłem jedynie dziękować Bogu za tę piękną drogę i czuć się zaszczycony, że mogę komuś takiemu towarzyszyć. Często jestem poruszony tym, jak Pan Bóg obchodzi się z ludźmi, którzy do mnie przychodzą.

Odpada pokusa: „Jestem o piętro wyżej i patrzę na sytuację z góry”?

Odpada! Sam Ignacy pisał do osób, które prowadził: „Nie wieszaj się na mnie! Duch Boży naprawdę pięknie cię prowadzi”.

Często odzywa się w Ojcu „wujek dobra rada”?

Zdarza się. (śmiech) W jezuickim kierownictwie duchowym sami poddajemy się superwizji. Ja, jako kierownik duchowy, również poddaję się ocenie. A to oducza dawania innym tanich rad...

Kto i kiedy może powiedzieć: „Stop. To koniec wspólnej wędrówki”?

Kierownik duchowy może powiedzieć: odtąd pójdziesz sam. Często taki krok wymuszają przenosiny na inną parafię, przeprowadzki osób, którym towarzyszymy. Kierownik duchowy nie jest na całe życie. Na rekolekcjach ignacjańskich jest tylko na osiem dni. Zawsze na początku pytam o oczekiwania, o to, czego ktoś się spodziewa. Często osoby, które przychodzą, są w okresie strapienia (dobrze wtedy skorzystać z towarzyszenia, bo obiektywizuje ono tę rzeczywistość!), a gdy z niego wyjdą i są na tyle mocne, by iść same, można je śmiało wypuścić. Kierownictwo duchowe nie jest ekskluzywnym klubem dla wtajemniczonych katolików: „Wiesz, moja wiara jest subtelniejsza, bo mam swojego kierownika”. (śmiech)

Jeśli znajdę księdza, który jest psychoterapeutą, załatwię sobie dwie sprawy w pakiecie?

Każdy jezuita odpowie tak samo: nie łączymy tych rzeczywistości. Do nas przychodzi się na kierownictwo, nie na terapię. Kierownik duchowy może być zawodowym terapeutą, a doświadczenia z rozmów terapeutycznych mogą mu pomóc w kierownictwie, ale jeśli stwierdzi, że dana osoba wymaga terapii, nie powie: „Zapraszam do mnie!”. Cel kierownictwa duchowego nie jest terapeutyczny, nie polega na leczeniu zaburzeń. Ma pomóc w rozeznawaniu głosu Boga.

Sporo już nagraliśmy, więc decyduję, że było to ostatnie pytanie.

I nawet jeśli miałby być to błąd, głowa do góry! Ku wolności wyswobodził nas Chrystus.•

Ojciec Paweł Sawiak

Jezuita, kierownik duchowy, mieszka w Bydgoszczy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.