Zakochany w Kościele

GN 35/2022

publikacja 01.09.2022 00:00

– Papież Luciani był pasterzem Kościoła otwartym na człowieka, wrażliwym na rany świata, o ogromnej duchowości, dla którego papiestwo było służbą, a nie władzą – mówi Stefania Falasca, wicepostulatorka w procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła I.

Zakochany w Kościele archiwum stefanii falasca

Beata Zajączkowska: Wydaje się, że postać Jana Pawła I została zepchnięta do lamusa ze względu na spekulacje dotyczące jego śmierci. Czy badania jednoznacznie potwierdziły, że nie został zamordowany?

Stefania Falasca: Gdy w ubiegłym roku byliśmy u Franciszka, by przedstawić materiał, jaki zebraliśmy na temat Albino Lucianiego, papież popatrzył na stosy pudeł z dokumentami i powiedział: „Wreszcie przestanie być Kopciuszkiem wśród papieży”. To jest bardzo ważne, że dzięki procesowi beatyfikacyjnemu udało się przeprowadzić historyczno-krytyczne badania nad życiem Lucianiego i jego pontyfikatem, bo wcześniej nikt tego nie zrobił. Obaliliśmy sensacyjne teorie na temat jego śmierci. Trzeba jednak powiedzieć, że od początku fakty jasno mówiły – co znalazło potwierdzenie w dokumentach, karcie choroby papieża i raporcie z sekcji zwłok – że przyczyną śmierci był zawał serca. Spekulacje, które się pojawiły – stanowiąc jeden z największych fake newsów dotyczących papiestwa w XX wieku – sprawiły, że jego bogate nauczanie i wspaniałe życie zepchnięto w cień na wiele lat. Zmieniło się to m.in. dzięki powołaniu przez Franciszka Fundacji Jana Pawła I. Nasza praca przyczyniła się do tego, że obalona została teoria o „pontyfikacie bez znaczenia”, odkryliśmy bowiem przede wszystkim człowieka ogromnej wiary i bliskiego ludziom, a także jego wszechstronną formację intelektualną, zwłaszcza literacką i filozoficzno-teologiczną.

Konklawe, które wybrało papieża Lucianiego, było bardzo krótkie. Czym podbił serca elektorów?

Jan Paweł I został wybrany prawie przez aklamację. Tak się nie wybiera człowieka nieznanego i nic nieznaczącego. Pokazuje to zapewne jedność kolegium kardynalskiego w odkryciu kogoś potrzebnego Kościołowi na czas posoborowych zmian, a co za tym idzie – wspólne pragnienie kontynuowania wytyczonej przez sobór drogi. Nie chodziło tu jedynie o zwykłą zmianę warty, ale o odpowiedź na wyraźne potrzeby czasów. Myślę, że Albino Luciani był brany pod uwagę przez kardynałów jeszcze przed śmiercią Pawła VI, choć nie mówiło się o tym w mediach. Jego wybór pokazuje, że elektorzy mieli wspólną wizję eklezjalną, w której sercu była odnowa duszpasterska, czego uosobieniem był papież Luciani. Wybrali przede wszystkim pasterza: otwartego na człowieka, wrażliwego na rany świata, o ogromnej duchowości, dla którego papiestwo było służbą, a nie władzą.

Zaledwie 33 dni pontyfikatu, ale ogromne bogactwo nauczania z wcześniejszego okresu, które dzięki Twoim badaniom zostało odkryte. Co w myśli tego papieża jest najważniejsze?

Nie chodziło mu o rewolucyjne zmiany, chciał jedynie powtarzać prawdy wiary i Ewangelii, tak jak robił to w swoim kościele parafialnym. Był bowiem przekonany, że tego właśnie potrzebuje większość ludzi. Był kapłanem o niezwykle szerokich horyzontach, umiał łączyć sacrum z profanum z wyjątkową prostotą i skutecznością pastoralną, by naprawdę docierać do wszystkich. On kochał Kościół. Wniósł do niego ciepło, czułość, bezpośredniość, mądrość ludową i prostą religijność. Stał się pierwszym katechetą. Jego pontyfikat był krótki, ale nie był to błysk meteoru. Papież ten pozostaje nadal znakiem odwiecznych nadziei, zakorzenionych w niezapomnianym skarbie starożytnego Kościoła – bez zwycięstw z tego świata – żyjącego w odbitym świetle Chrystusa, bliskiego nauczaniu wielkich ojców Kościoła, do którego powrócił Sobór Watykański II. To stamtąd wzięły się priorytety Jana Pawła I.

Jakie jest jego lekarstwo na współczesne choroby Kościoła?

Warto sięgnąć do jego sześciu programowych punktów: „Pragniemy Kościoła”, które wyznaczały linię pontyfikatu. One wciąż pokazują nam drogę. Luciani sprawił, że Kościół poszedł naprzód autostradą, powracając do Ewangelii i odnowionego ducha misyjnego. Wskazał, że nie tylko trzeba kontynuować soborową drogę odnowy, ale że to ewangelizacja musi być podstawową i główną misją Kościoła. Wskazał na promocję ekumenizmu przy jednoznaczności w kwestiach doktrynalnych, dialog z szeroko rozumianym światem oraz promowanie sprawiedliwości społecznej i pokoju na świecie. Wiele też mówił o służbie ubogim i potrzebującym. Te priorytety widać było w jego gestach i słowach praktycznie każdego dnia. Wystarczy przypomnieć jego postawę w czasie konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Napisał osobisty list do prezydenta Cartera, w którym zachęcał do modlitwy każdego według swej tradycji religijnej, w intencji pokoju. Jako pierwszy papież po pięciu wiekach przyjął na audiencji wysokiego przedstawiciela Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. Audiencja skończyła się niestety tragicznie. Patriarcha leningradzki Nikodem zmarł na atak serca na rękach papieża. On wcielał w życie sobór, który rozumiał jako powrót do źródeł chrześcijaństwa. W różnych kontekstach życia podkreślał, że w Kościele fundamentalne są jedność, pokora, ubóstwo, służba, bliskość i dyspozycyjność oświetlane Ewangelią. Przestrzegał przed zadowoleniem ze struktur. To wszystko jest aktualne również dziś.

Co jest dla Ciebie najważniejsze w pontyfikacie Jana Pawła I?

Niektórzy nazywają go pierwszym dziennikarzem wśród papieży. Fascynujący jest jego prosty przekaz – Kościół bliski ludziom i ich pragnieniu miłosierdzia oraz wynikający z tego język. Często bywał źle oceniany, bo nie używał wielkich słów i języka zrozumiałego jedynie dla nielicznych, jak z przewodów doktorskich. Szybko nauczył się czytać i pisać, stając się prawdziwym molem książkowym. Pochłaniał literaturę włoską, francuską i brytyjską w oryginale. Zachwycał się rosyjskimi pisarzami. Umiał połączyć św. Tomasza z Akwinu z Sancho Pansą. Całą swoją mądrością dzielił się tak, że była dla ludzi bliska i zrozumiała. Dorównanie mu mogłoby być nie lada wyzwaniem dla dzisiejszych kaznodziejów. Jako zaledwie 25-latek został rektorem seminarium, co pokazuje, że przełożeni doceniali jego geniusz. Gestem, który bardzo mnie uderzył, jest fakt, że za jego testament duchowy możemy uznać dzieło literackie. Jest to jedyna książka, którą poprawiając do kolejnego wydania, sygnował jako papież. Chodzi o „Listy do sławnych postaci”, publikowane przez niego wcześniej w prasie. Prowadził w nich dialog o wierze z Pinokiem, Markiem Twainem, Guglielmo Marconim, ze św. Bernardem, Franciszkiem Petrarką, św. Teresą z Lisieux. To jest jego dziedzictwo dla nas, współczesnych. Uważał, że Prawdę trzeba przekazywać w prosty sposób, zrozumiały dla każdego, ponieważ jeśli tak nie będzie, straci na tym orędzie zbawienia. Był w tym genialny. Za św. Augustynem możemy przypomnieć, że pokora jest szczytem mądrości. I Luciani był tu mistrzem.

Często nazywasz Lucianiego „papieżem pokory”. Humilitas umieścił w swym zawołaniu biskupim. W notatkach na początku pontyfikatu pisał: „Słudzy, nie panowie Prawdy”, a ostatni wpis brzmi: „Żebym kochał coraz bardziej”…

Wielokrotnie wskazywał, że każda droga Kościoła zaczyna się od pokory. Mawiał: „Pierwsza cnota? Jest nią pokora. Druga? Znów pokora. Trzecia? Zawsze pokora”. Wiedział, że pokora polega nie na negowaniu talentów, które posiadamy, lecz na uznaniu, że są to otrzymane dary. Dostrzegał te dary, stąd jego posługa biskupia i papieska była intensywna duchowo, charytatywnie i kulturowo. W jego notatkach nie ma żadnych marzeń o zaszczytach czy karierze. Był kategoryczny w odmowie starania się o awans. Stąd kard. Ratzinger w swoim świadectwie stwierdził, że nie był człowiekiem dążącym do kariery, ale stanowiska, które otrzymał, pojmował jako służbę. Trzeba jasno powiedzieć, że nie zostaje beatyfikowany, ponieważ był papieżem. Na ołtarze nie wynosimy też jego pontyfikatu. Papież Luciani będzie błogosławionym dlatego, że w pełni żył tym wszystkim, czym żyli inni wynoszeni do chwały ołtarzy. Są to wiara, nadzieja i miłość przeżywane w sposób heroiczny, które poprzedza pokora, a właśnie ona była dla Lucianiego istotą życia chrześcijańskiego. On tych cnót nie głosił, on nimi żył na co dzień, dopiero potem o nich mówił. Dlatego w drodze na ołtarze nie ma różnicy między papieżem a pracownikiem portowym. Kościół nie kanonizuje papieży, kanonizuje ludzi, którzy pełniąc tę posługę, dali świadectwo prawdziwie chrześcijańskiego życia. Byli tak przejrzyści jak Luciani – nie zatrzymywali na sobie światła Chrystusa, tylko oświetlali nim drogę innym. Jan Paweł I uczynił Kościół atrakcyjnym, ponieważ był świadkiem, a pokora może być rozumiana jako jego duchowa spuścizna.

Co warto odkryć na nowo w Lucianim dzięki tej beatyfikacji?

Bliskość, pokora, prostota i zdanie się na miłosierdzie i czułość Boga – to przyciągało ludzi do Jana Pawła I 44 lata temu. Dziś te wartości są nadal aktualne i bliskie nauczaniu Franciszka. Mało kto pamięta, że już w pierwszym przemówieniu programowym Jan Paweł I uznał głoszenie Ewangelii za „pierwszy obowiązek całego Kościoła”, a zaraz potem biednych nazwał „prawdziwym skarbem Kościoła”. To łączy go z naszymi czasami. Papież Luciani pragnął Kościoła błogosławieństw, ubogich w duchu, który nie idzie za logiką wspierających się klik i udawania. Jego pontyfikat przyczynił się bardziej niż jakikolwiek inny do świadczenia, aż do dzisiaj, o Kościele, który wraca do swych źródeł, dochowując wierności swej misji w świecie. •

Stefania Falasca

włoska dziennikarka, wicepostulatorka w procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła I, wiceprezes fundacji jego imienia. Autorka wielu książek o Albino Lucianim, m.in. „Papież Luciani: kronika śmierci”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.