Mundek – historia prawdziwa

Andrzej Grajewski

|

GN 34/2022

publikacja 25.08.2022 00:00

Czy powstałaby książka o Edmundzie Wojtyle, ofiarnym lekarzu, zmarłym w wyniku zarażenia się od pacjentki, którą leczył, gdyby nie był starszym bratem św. Jana Pawła II? 27 sierpnia przypada rocznica jego urodzin.

Kilkunastoletni Edmund z matką Emilią. Kilkunastoletni Edmund z matką Emilią.
reprodukcja roman koszowski /foto gość

Pytanie o heroiczność cnót przewija się w książce Mileny Kindziuk o Edmundzie Wojtyle nie bez kozery. Od jakiegoś czasu mówi się o możliwości wszczęcia procesu beatyfikacyjnego zmarłego w Bielsku 4 grudnia 1932 r. lekarza, a pierwsza biografia starszego brata papieża może być ważną częścią tych działań. Autorka ma tego świadomość, ale na szczęście nie pisze książki z tezą. Przede wszystkim stara się skrupulatnie odtworzyć najważniejsze fakty z jego biografii. Lista archiwów, w których przeprowadziła kwerendę, jest imponująca. Była to praca pionierska, gdyż w dotychczasowych biografiach Jana Pawła II jego starszemu bratu poświęcano niewiele miejsca. Ważną rolę w popularyzowaniu postaci Edmunda odegrał powstały w 2006 r. fabularyzowany film dokumentalny Stanisława Janickiego „Brat papieża”. Kindziuk także o nim pisała w książkach o rodzicach Ojca Świętego. Jednak dopiero ta publikacja stanowi pełną biografię Edmunda Wojtyły, zwanego przez rodzinę i bliskich Mundkiem. Autorka ustaliła najważniejsze fakty z jego życiorysu, prostując przy okazji wiele nieprawdziwych informacji krążących na temat Edmunda nie tylko w internecie, lecz także w opracowaniach naukowych. W sposób niebudzący wątpliwości ustaliła datę jego urodzin – 27 sierpnia 1906 r. Jego rodzice pobrali się 10 lutego 1906 r., nieco ponad sześć miesięcy przed urodzeniem syna. Autorka, komentując te daty, pisze enigmatycznie, że Emilia i Karol przyspieszyli termin ślubu, gdyż wiedzieli, że „z ich związku przyjdzie na świat dziecko”. Zawiłe to tłumaczenie, ale najważniejsze, że fakty – czyli daty – są prawdziwe. Dociera także do dokumentów z okresu studiów Edmunda na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wynika z nich, że był znakomitym studentem, co potwierdził obroną pracy doktorskiej i dyplomem wydanym 28 maja 1930 r. Po praktykach lekarskich w Wadowicach i Krakowie w 1931 r. otrzymał samodzielny etat sekundariusza, czyli młodszego lekarza, w Powszechnym Szpitalu Miejskim w Bielsku. Posada w tym prestiżowym miejscu była dla niego awansem i dawała solidną pensję.

Bohater i męczennik

Nie pracował tam jednak długo. W połowie listopada 1932 r. do szpitala trafiła dwudziestoletnia Rozalia Pala. Doktor Wojtyła rozpoznał u niej szkarlatynę i zalecił pobyt na oddziale chorób zakaźnych. Zapewne zdawał sobie sprawę z ryzyka, jakie niosło zajmowanie się chorą. Jednak osobiście się nią opiekował, czuwając przy niej aż do śmierci, która nastąpiła z 24 na 25 listopada. Następnego dnia, 26 listopada, zachorował doktor Wojtyła. Zaraził się szkarlatyną od pacjentki. Choroba zaatakowała go gwałtownie, z wielką siłą. Trafił do izolatki, w której kilka dni wcześniej opiekował się Rozalią. Pielęgnowały go trzy Niemki, ewangelickie diakonisy posługujące w tym szpitalu. Jedna z nich miała usłyszeć od umierającego lekarza: „Dlaczego właśnie ja?”. Zmarł 4 grudnia 1932 r. po południu. Miał zaledwie 26 lat. Wcześniej został zaopatrzony w sakramenty przez wikarego z parafii św. Mikołaja, na której terenie leży szpital.

Śmierć dr. Wojtyły wstrząsnęła bielską społecznością. O nieznanym dotąd lekarzu pisały nie tylko miejscowe gazety, lecz także katowicki dziennik „Polska Zachodnia”. Stowarzyszenie Lekarzy z Bielska-Białej i okolicy (Der Verein der Aerzte von Bielsko-Biała und Umgebung) opublikowało we wrocławskim dzienniku „Schlesische Zeitung” jego nekrolog. Edmund Wojtyła jest w nim żegnany jako członek stowarzyszenia, znakomity kolega, wybitny i ofiarny lekarz. W pośmiertnych enuncjacjach prasowych dominuje jeden ton: niespodziewanie odszedł lekarz, który z nadzwyczajnym poświęceniem wypełniał swoje obowiązki. Zmarłych na choroby zakaźne chowano szybko, według specjalnych procedur. Pogrzeb Edmunda odbył się w kościele św. Mikołaja, obecnie katedrze bielsko-żywieckiej, już 6 grudnia 1932 r. Wzięły w nim udział tłumy mieszkańców, koledzy ze szpitala, a także władze Bielska. Liturgii pogrzebowej przewodniczył miejscowy proboszcz ks. Karol Kasperlik. Pracujący ze zmarłym dr Stanisław Brückner nazwał „drogiego Mundka” bohaterem i męczennikiem. Spoczął na cmentarzu parafialnym. Na tablicy nagrobnej napisano m.in., że poświęcił swe młode życie cierpiącej ludzkości. Zupełnie nadzwyczajną rzeczą było uczczenie zmarłego podczas sesji Rady Miasta Bielska 22 grudnia 1932 r. Wtedy zdecydowano, że wszystkie koszty pogrzebu pokryje bielski samorząd. Należy dodać, że postawa Edmunda była przez współczesnych rozpatrywana w kategoriach realizacji posłannictwa zawodowego i wypełniania w stopniu heroicznym cnót obywatelskich, a nie w kontekście religijnym, jak starają się przedstawić Milena Kindziuk i niektórzy z jej rozmówców.

Niewątpliwie największy wstrząs po śmierci Edmunda przeżyła jego rodzina, pogrążona w niewyobrażalnym bólu i smutku. Młody Karol, miał wtedy 12 lat, przeżył śmierć brata jako kolejny kataklizm w swym krótkim życiu. Zaledwie trzy lat wcześniej zmarła jego matka. Po latach, gdy wspominał ten moment w rozmowie z André Frossardem, powiedział: „Są to wydarzenia, które głęboko wyryły się w mej pamięci – śmierć brata chyba nawet głębiej niż matki, zarówno ze względu na szczególne okoliczności, rzec można tragiczne, jak też z uwagi na moją większą już wówczas dojrzałość”. Liczne świadectwa, które przytacza w swej książce Kindziuk, dowodzą, że pomimo znacznej różnicy wieku (Edmund był starszy od Karola o 14 lat) braci łączyła mocna emocjonalna więź, pogłębiona po przedwczesnej śmierci matki. Sporo uwagi autorka poświęca także relacjom Edmunda z Jadwigą Urban, jego domniemaną narzeczoną. Z pewnością lubili razem chodzić w góry, czego dowodzą zachowane zdjęcia. Czy planowali małżeństwo, jak twierdzi autorka, nigdy się nie dowiemy. Świadectwa o ich znajomości, powstałe pół wieku później, naznaczone są prezentyzmem i są mało wiarygodne.

Trwanie pamięci

Jednym z powracających motywów w tej książce jest kwestia pamięci o Edmundzie Wojtyle. Jak twierdzi Kindziuk, za przejaw fenomenu Edmunda „należy uznać ciągłą pamięć o nim w Bielsku-Białej”. W moim odczuciu to ocena zbyt kategoryczna i pisana dla uzasadnienia pewnej tezy, a nie stwierdzenie obiektywnej prawdy. Ten zarzut mógłbym postawić także innym ocenom, zamieszczanym w drugiej części książki. Bazują one bowiem na relacjach z drugiej bądź trzeciej ręki i są przedstawiane z perspektywy kilkudziesięciu lat od opisywanych wydarzeń, a autorka nie stara się ich weryfikować.

Trzeba pamiętać, że po wojnie struktura demograficzna Bielska i Białej Krakowskiej zmieniła się radykalnie. W latach 30. ubiegłego wieku wielu miejscowych Niemców było sympatykami Partii Młodoniemieckiej, której przywódcą był wiceburmistrz Bielska, senator i zdeklarowany nazista Rudolf Wiesner. Od pierwszych dni okupacji Niemcy bezwzględnie tępili społeczność żydowską, represjonowali także Polaków. W 1945 r. znaczna ich część uciekła, jeszcze przed nadejściem Armii Czerwonej. Innych wysiedlono. Ludzi pamiętających przedwojenne Bielsko pozostało niewielu. Nie bez znaczenia był także fakt, że doczesne szczątki Edmunda, początkowo pochowanego na cmentarzu parafii św. Mikołaja, w 1934 r. ekshumowano i przeniesiono do rodzinnego grobowca Wojtyłów do Krakowa. Nie było więc w Bielsku jego grobu, który w sposób naturalny mógłby przywoływać pamięć o niezwykłym lekarzu.

Jednak pewien krąg osób osobiście go znających mieszkał w obu miastach, które w 1951 r. stworzyły jeden organizm – Bielsko-Białą. Zapewne wspominano Edmunda, kiedy młodszy brat został biskupem krakowskim i wizytował parafie w Białej należące do archidiecezji krakowskiej. Spotykał się wtedy z ludźmi pamiętającymi jego rodzinę, zwłaszcza ciotkę Stefanię, przyrodnią siostrę jego ojca, do 1945 r. mieszkającą w Białej-Leszczynach.

Renesans pamięci o Edmundzie nastąpił dopiero po wyborze kard. Wojtyły na papieża. Przejawem tego było m.in. nadanie w 2002 r. Szpitalowi Ogólnemu nr 1 w Bielsku-Białej, a więc w placówce, w której Edmund pracował i zmarł, jego imienia. Niestety, w 2012 r. stał się on częścią Beskidzkiego Centrum Onkologii i przyjął nazwę św. Jana Pawła II. W ten sposób z topografii miasta zniknął ważny punkt przypominający postać ofiarnego lekarza. Powstanie biografii Edmunda Wojtyły jest ważnym wydarzeniem nie tylko z perspektywy studiów o rodzinie wielkiego papieża. Edmund Wojtyła zasługuje bowiem na naszą pamięć, bez względu na to, czy kiedyś zostanie wyniesiony na ołtarze. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.