Macie dokąd wrócić!

Marcin Jakimowicz

|

GN 34/2022

publikacja 25.08.2022 00:00

Walczyła jak lwica, widząc, jak syn stacza się po równi pochyłej. Święta Monika daje nam lekcję, jak „wielką moc ma wytrwała modlitwa sprawiedliwego”.

Macie dokąd wrócić! Ary Scheffer (1795–1858) „Św. Augustyn i jego matka, św. Monika”. 1855, olej na płótnie, Luwr; reprodukcja east news

Wiara nie jest dziedziczna – rzucił przed laty na naszych redakcyjnych rekolekcjach ks. Wojciech Węgrzyniak. Podskórnie wiedzieliśmy, że to prawda, ale słowa te wywołały falę dyskusji. Choć, jak wskazują statystyki, to właśnie rodzice mają największy wpływ na wychowanie nastolatków w wierze (w USA jedynie 16 proc. zasad moralnych przekazuje dzieciom Kościół, a aż 57 proc. religijnego przekazu pochodzi od rodziców), wiara nie przechodzi z ojca na syna. Bóg ma synów i córki, ale nie ma wnuków, a to oznacza, że wychowujemy nasze dzieci do świadomego, wolnego wyboru, a nie, jak często słyszałem, do wiary. To zdanie było w moim życiu prawdziwym przewrotem kopernikańskim.

Co zrobiliśmy nie tak?

„Niedaleko pada jabłko od jabłoni” – powtarzamy. Czy w świecie wiary ta zasada sprawdza się w stu procentach? Nie bardzo. Znam znakomite chrześcijańskie rodziny, w których dzieci zaczęły omijać kościoły szerokim łukiem i alergicznie reagować na słowo „modlitwa”. Jeżdżę po Polsce z konferencjami i świadectwem i za każdym razem, gdy poruszam temat nastolatków, którzy przestają chodzić do kościoła, po spotkaniu pozostaje kilka, kilkanaście osób, by pogadać na ten temat. Ci rodzice zazwyczaj martwią się tym, że ich pociechy weszły w etap buntu, a sami zastanawiają się: „Co zrobiliśmy nie tak?”. Wmówiono im, że mają wychowywać do wiary, a nie do wolności, więc widząc swe dorastające dzieci porzucające wiarę, martwią się: „Nie zdaliśmy egzaminu”. Tymczasem wychowanie do wolności jest o wiele trudniejsze, bo polega na stworzeniu młodemu człowiekowi przestrzeni, by osobiście wybrał Jezusa na Pana i Zbawiciela. A na to trzeba dać mu czas.

Etap buntu jest właściwy dla tego wieku. „Nastolatek odrzuca często wszystko, co kojarzy mu się z rodzicami. Manifestując swą niezależność, nie odrzuca konkretnie wiary, ale cały system wartości rodziców. Wiara jest w pakiecie… Jeśli dla rodziców była ona czymś istotnym, prawdopodobne jest to, że dziecko odrzuci ten system wartości – twierdzi dominikanin o. Szymon Popławski. – W jednym z naszych duszpasterstw ksiądz na kursie przygotowującym do bierzmowania zapytał chłopaka: »Czy twoi rodzice są wierzący?«. »Nie«. »To dlaczego przychodzisz?«. »Bo rodzice tego nie chcą«”.

Wiara bierze się ze słuchania. A czego słucha pokolenie nierozstające się ze swymi „wszystkomającymi” telefonami, które, logując się w Google, musi odpowiedzieć na pytanie o płeć: „mężczyzna, kobieta, inna”, jest cały czas online i zasypia ze smartfonami w dłoniach? Żyje w epoce skrajnego indywidualizmu, gdy niemal każda wypowiedź zaczyna się od słów: „Moim zdaniem”, a duszpasterze boleśnie przekonują się o tym, że nie da się wyegzekwować wiary przymusem. – Największym problemem dzisiejszej młodzieży jest brak osobistego doświadczenia Boga. Często bywa przymuszana przez rodziców na przykład do przystępowania do bierzmowania. Młodzi przychodzą zbuntowani do kościoła, a w nim wita ich ksiądz rozpoczynający od przedstawienia listy zadań i zobowiązań: by przyjąć bierzmowanie, trzeba zaliczyć to i tamto. Nawet jeśli miał z nimi dobre relacje, ląduje po przeciwnej stronie – opowiadał mi bp Edward Dajczak. – To pokolenie może zrezygnować z wielu rzeczy, ale na pewno nie z wolności. Często powtarzamy, że młodzi nie szukają Boga. Nieprawda! To my nie potrafimy im Go pokazać.

Na kolanach

„Wielką moc posiada wytrwała modlitwa sprawiedliwego”. Aurelius Augustinus (354–430), syn świętej Moniki, był absolutnie szczery, gdy wspominał szarpaninę grzesznego życia, desperackie poszukiwanie prawdy i chwilę, gdy jego życie zyskało sens. Jego matka walczyła jak lwica i nie poddawała się w modlitwie o nawrócenie syna hulaki. Ruszała za nim do Kartaginy, Rzymu i Mediolanu, a syn hedonista przysparzał jej mnóstwa kłopotów. Był hardy: nie przyjął chrztu nawet w niebezpieczeństwie śmierci. Monika walczyła na kolanach.

– Czy boję się, że dzieci odwrócą się od Boga i pójdą swoją drogą? Codziennie się za nie modlę. Proszę przede wszystkim o to, by nigdy nie zapomniały o jednej sprawie: Bóg je kocha. Robimy wszystko, by miały do Kogo wrócić, by wiedziały, że zawsze mogą wrócić – opowiadała mi Jadwiga Basińska z Mumio, a lider Armii Tomasz Budzyński dodawał: – Nie wiem, co czeka moje dzieci. Ale nawet jeśli się zagubią, nikt im nie odbierze pamięci. Nikt im tego nie wykasuje! Będą miały do Kogo wrócić.

Jak modlić się za odchodzące od wiary dzieci? W wolności, bez szantażowania Najwyższego i przedstawiania Mu szczegółowego planu działania. Do końca życia zapamiętam rozmowę z paulinem Stanisławem Jaroszem: – Nawet modląc się za najbliższych, mamy gotową receptę, dyktujemy Bogu, jak ma ich dotknąć. Podeszła do mnie przejęta kobieta: „Czy może się ojciec pomodlić za mojego syna, alkoholika? Jest beznadziejnie, nie chce się leczyć. Modlą się już za niego karmelitanki i norbertanki, i zmartwychwstanki, i pallotyni. Gdyby się jeszcze ojciec pomodlił”. A mnie coś odbiło i powiedziałem: „Nie będę się modlił! Skoro już tylu ludzi się modli i nic z tego nie wynika, to może nie o to w tym wszystkim chodzi? Może mamy się modlić o spełnienie woli Bożej?” Widzę jednak, że ranię tę kobietę, więc mówię: „Czy pani wierzy, że Bóg kocha pani syna bardziej niż pani?”. „Tak!” „To proponuję, niech pani zacznie się modlić za jakąś osobę, o której tylko Pan Bóg wie, że jej zbawienie jest zagrożone. To będzie czysta modlitwa, bo pani nie wie, kto to jest”. Odeszła. Po dwóch miesiącach spotykam ją, a ona woła: „Stał się cud! Syn zgłosił się na leczenie!”.

Było coraz gorzej

„Czy pani wierzy, że Bóg kocha pani syna bardziej niż pani?” – to słowo klucz tego artykułu. Przed dwoma laty w tekście „Moniki” opisywałem poruszające opowieści matek, które latami we łzach czekały, aż ich dzieci wrócą do Kościoła („Im bardziej się starałam, tym opór był większy”; „Mieliśmy wrażenie, że im więcej się modliliśmy, tym było gorzej”; „Naprawdę nie miałam już siły, ale nie rezygnowałam z modlitwy”). Bardzo cierpiały, widząc, jak ich dzieci odchodzą od Kościoła, a często staczają się, brnąc w grzech. Wspólny mianownik tych opowieści? Spostrzeżenie, że nawet jeśli nasze dzieci odwracają się od Boga, On nigdy nie odwraca się od nich.

W książce „Radykalni”, pierwszej dziennikarskiej przygodzie mojego życia, można przeczytać o „drugiej stronie medalu”. „Dziki”, którego życie jest gotowym scenariuszem na trzymający w napięciu film, po latach buntu i omijania kościołów zadzwonił do rodzinnego domu: „Gdy byłem antyklerykałem i jeździłem do domu, mama mi mówiła, że codziennie z babcią modlą się za mnie na różańcu. Przez osiem lat codziennie się za mnie modliły. Mówiłem: »Możecie się modlić, to i tak nic nie zmieni«. Mama co miesiąc dzwoniła, by spytać, czy wszystko w porządku i zawsze na końcu padało sakramentalne pytanie: »Czy coś się w twoim życiu zmieniło?«. »Co się miało zmienić? Nic się nie zmieniło!«. Takim cwaniaczkiem byłem, twardzielem. Po nawróceniu zacząłem czekać na telefon od mamy, żeby jej o wszystkim opowiedzieć. A tu nic! Czekam miesiąc, matka nie dzwoni, czekam drugi… cisza. W końcu sam zadzwoniłem: »Co tam słychać?«, a matka: »A czemu ty w ogóle dzwonisz? Nigdy nie dzwoniłeś!«. »Mamo, chcę ci coś ważnego powiedzieć«. A ona z miejsca: »Jezus Maria, masz dziecko!«. (śmiech) A ja mówię: »Nie, nie! Nawróciłem się«. A w słuchawce zima, cisza. Po chwili matka lodowatym głosem mówi: »Co to za sekta?«. (śmiech) A mnie zatkało, nie wiedziałem, co powiedzieć. Mówię: »Jaka sekta? Taki kościół zwykły, wiesz, taki normalny, do jakiego ty chodzisz«. Nie wiedziałem, co powiedzieć. To był absurd. Kobieta przez osiem lat modli się o moje nawrócenie, a potem wyskakuje z takim pytaniem... Mówię: »Kobieto, czy ty w Boga nie wierzysz?«”.

Czasem może być i tak. Modlimy się za dzieci, wnuków, a gdy okaże się, że „wracają do Boga” (przepraszam za ten skrót myślowy: każdy z nas czuje, ile kryje się w nim łez, dramatów i decyzji), zdumieni pytamy: „Jaka to sekta?”. Ale szczerze, z serca życzę wszystkim odebrania takiego telefonu.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.