Kult obrazów czy obraza boska?

Franciszek Kucharczak

|

GN 34/2022

publikacja 25.08.2022 00:00

Gadał dziad do obrazu, obraz do niego ani razu. I nic dziwnego, bo z obrazami się nie gada. Są jednak takie, przed którymi łatwiej rozmawiać z Tymi, których przedstawiają.

Nie obrazy są adresatami zanoszonych przed nimi modlitw, ale Osoby, które przedstawiają. Nie obrazy są adresatami zanoszonych przed nimi modlitw, ale Osoby, które przedstawiają.
Anna Kwaśnicka /Foto Gość

Legenda mówi, że autorem cudownego obrazu Maryi Jasnogórskiej z Dzieciątkiem jest św. Łukasz Ewangelista, a deska, na której go namalował, to blat stołu z domu Świętej Rodziny w Nazarecie. Istotnie, początki cudownej ikony z Częstochowy sięgają starożytności i choć autorstwo św. Łukasza jest nieprawdopodobne, to teoretycznie byłoby możliwe. Ewangelista mógłby malować portrety. Był chrześcijaninem, a zatem nie obowiązywał go starotestamentalny zakaz tworzenia obrazów.

Żadnej konkurencji

Taki dialog: „Czcicie bożki, modlicie się do obrazów” – zarzuca katolikowi świadek Jehowy. „Ma pan w portfelu zdjęcie żony. To pana bożek? Nie modli się pan do tego zdjęcia, ale przecież je pan szanuje” – odpowiada katolik. Mniej więcej na tym polega istota nieporozumień w związku z kultem obrazów w Kościele katolickim. Nie obrazy czy rzeźby, choćby i „łaskami słynące”, są adresatem zanoszonych przed nimi modlitw, lecz Osoby, które przedstawiają. Wizerunki Pana Jezusa czy świętych są trochę jak noszone przy sobie zdjęcia drogich nam ludzi: przypominają, kierunkują na nich myśl, odświeżają czułość, wzmagają miłość… O ile zdjęcia bliskich mogą motywować także do modlitwy za nich, o tyle „święte obrazy” pobudzają do modlitwy do Boga lub przez wstawiennictwo świętych.

Jak się to ma do starotestamentalnego zakazu czynienia wizerunków? „Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja, Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym” – czytamy w Księdze Wyjścia. Pierwsze zdanie jest uzasadnione drugim. Nie wolno tworzyć obrazów i rzeźb przedstawiających stworzenia, ponieważ ludzie mogliby je pomylić ze Stworzycielem i oddawać im pokłon. A Stworzyciel wyklucza jakąkolwiek „konkurencję” i jasno stawia sprawę: „Jestem Bogiem zazdrosnym”.

Właśnie to wyróżniało Izraela spośród wszystkich ludów. „Bożki pogańskie to srebro i złoto, dzieło rąk ludzkich. Mają usta, ale nie mówią, mają oczy, ale nie widzą. Mają uszy, ale nie słyszą; i nie ma oddechu w ich ustach. Podobni są do nich ci, którzy je robią, i każdy, co w nich ufność pokłada” – pisze autor Psalmu 135. W świecie starożytnym tylko Żydzi to wiedzieli. W czasach powszechnego politeizmu, gdy ludzie ubóstwiali siły natury, utożsamiając je nieraz z tworzonymi wizerunkami, pojawił się naród, który wyznawał Boga jedynego – i niematerialnego, a więc niewidzialnego. Każda próba przedstawiania takiego Boga musiała oznaczać spłaszczenie Go i sprowadzenie w najlepszym razie do ludzkiego poziomu.

Skłonność starożytnych do utożsamiania wizerunku bóstwa z nim samym była bardzo duża, stąd biblijny zakaz tworzenia obrazów. Zakaz ten nie był zresztą absolutny, bo tam, gdzie bałwochwalstwo nie wchodziło w grę, zdarzały się wyjątki. Sam Bóg kazał Mojżeszowi umieścić przy Arce Przymierza złote wizerunki cherubów, a później polecił mu sporządzić węża z miedzi i umieścić go na wysokim palu.

Na obraz Boga

A jednak chrześcijaństwo, pomimo początkowej rezerwy wobec przedstawiania Chrystusa i świętych, przestało stosować się do starotestamentalnego zakazu tworzenia wizerunków. Zakaz stracił aktualność. Dlaczego? Z prostej przyczyny – z chwilą, gdy „Słowo stało się ciałem”, zobaczyliśmy twarz Boga w ludzkiej naturze. Bóg sam przyjął materialne ciało. Odtąd możemy już wpatrywać się w Jego „zdjęcia”. Wizerunki przedstawiające Go jako człowieka nie zniekształcają Jezusa, bo przecież On jest prawdziwym człowiekiem. Jeśli przyjąć autentyczność Całunu Turyńskiego bądź chusty z Manoppello, można nawet uznać, że sam Bóg pozostawił nam swoje ludzkie „portrety”.

„Niegdyś Bóg, który nie ma ani ciała, ani twarzy, nie mógł absolutnie być przedstawiany na obrazie. Ale teraz, gdy ukazał się nam w ciele i żył wśród ludzi, mogę przedstawić na obrazie to, co zobaczyłem z Boga… Z odsłoniętym obliczem kontemplujemy chwałę Pana” – wyjaśniał trzynaście wieków temu św. Jan Damasceński, doktor Kościoła.

Katechizm Kościoła Katolickiego, cytując to zdanie, dodaje: „Święty obraz, ikona liturgiczna, przedstawia przede wszystkim Chrystusa. Nie może ona przedstawiać niewidzialnego i niepojętego Boga; dopiero wcielenie Syna Bożego zapoczątkowało ową »ekonomię« obrazów” (1159).

Obraz ma funkcję podobną do słowa. Podobnie jak dla przekazania Dobrej Nowiny Pismo Święte używa słów, tak ikonografia chrześcijańska robi to za pośrednictwem obrazu. „Obraz i słowo wyjaśniają się wzajemnie” – czytamy w Katechizmie.

Odnosi się to również do obrazów Matki Bożej i świętych. „Oznaczają one bowiem Chrystusa, który został w nich uwielbiony” – wyjaśnia dokument. Święci nadal biorą udział w zbawieniu świata, a my jesteśmy z nimi zjednoczeni, szczególnie podczas celebracji sakramentalnej. „Przez ich wizerunki objawia się naszej wierze człowiek »na obraz Boga«, przemieniony wreszcie »na Jego podobieństwo«, a nawet aniołowie, włączeni także w dzieło Chrystusa” (1161).

Pobudzają modlitwę

Sobór Nicejski II w roku 787 orzekł, że „przedmiotem kultu powinny być nie tylko wizerunki drogocennego i ożywiającego krzyża, ale tak samo czcigodne i święte obrazy malowane, ułożone w mozaikę lub wykonane w inny sposób, które ze czcią umieszcza się w kościołach, na sprzęcie liturgicznym czy na szatach, na ścianach czy na desce, w domach czy przy drogach, z wyobrażeniami Pana naszego Jezusa Chrystusa, Boga i Zbawiciela, a także świętej Bogurodzicy, godnych czci aniołów oraz wszystkich świętych i sprawiedliwych”.

Jaką korzyść wierze przynoszą święte wizerunki? O tym także mówi św. Jan Damasceński: „Piękno i kolor obrazów pobudzają moją modlitwę. Jest to święto dla moich oczu, podobnie jak widok natury pobudza me serce do oddawania chwały Bogu”.

Oczywiście święte obrazy nie są dla wiary niezbędne. Byli święci, którzy unikali jakichkolwiek przedstawień, twierdząc, że przeszkadzają im w modlitwie. Dla większości wierzących jednak są one pomocne. Potrzeba materialnych znaków dla istot cielesno-duchowych, jakimi są ludzie, jest naturalna. Katechizm dodaje: „Kontemplacja świętych obrazów, połączona z medytacją słowa Bożego i śpiewem hymnów liturgicznych, należy do harmonii znaków celebracji, aby celebrowane misterium wycisnęło się w pamięci serca, a następnie znalazło swój wyraz w nowym życiu wiernych” (1162).

Nie przesadzać

Oczywiście w kwestii kultu wizerunków Boga i świętych zawsze konieczne są umiar i rozwaga. Łatwo tu popaść w skrajności – z jednej strony w hołdowanie obrazoburczej surowości, odrzucającej jakiekolwiek wizerunki religijne, a z drugiej w ośmieszające wiarę myślenie magiczne, rzeczywiście bliskie bałwochwalstwu. Żeby tego uniknąć, należy podporządkować swoją pobożność osądowi Kościoła, stale zachowując świadomość, że materialne wizerunki to pomoc w kontakcie z Bogiem – nie zaś sam Bóg.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.