Kard. Dziwisz: Jan Paweł II oddał nas w najlepsze ręce miłosiernego Boga

Monika Łącka Monika Łącka

publikacja 24.08.2022 09:00

- Po konsekracji łagiewnickiej bazyliki i zawierzeniu świata Bożemu miłosierdziu Jan Paweł II był zmęczony, ale szczęśliwy, bo spełniło się pragnienie jego serca - wspomina emerytowany metropolita krakowski.

Kard. Dziwisz: Jan Paweł II oddał nas w najlepsze ręce miłosiernego Boga - Można powiedzieć, że "przygotowanie" Karola Wojtyły do konsekracji krakowskiego sanktuarium i zawierzenia świata Bożemu miłosierdziu trwało przez całe jego dojrzałe życie - mówi kard. Stanisław Dziwisz. Anna Kwaśnicka /Foto Gość

Monika Łącka: Księże Kardynale, niedawno obchodziliśmy 20. rocznicę zawierzenia świata Bożemu miłosierdziu oraz konsekracji bazyliki Bożego Miłosierdzia w krakowskich Łagiewnikach. Przygotowania do tego wydarzenia, które odbyło się 17 sierpnia 2002 r., rozpoczęły się jednak dużo wcześniej.

Kard. Stanisław Dziwisz: Konsekracja sanktuarium Bożego Miłosierdzia i związane z nią zawierzenie świata Bożemu miłosierdziu wpisywały się w cały szereg wydarzeń w życiu i w pasterskiej posłudze kard. Karola Wojtyły - papieża Jana Pawła II. Jeszcze jako młody człowiek i robotnik w krakowskich kamieniołomach i zakładach Solvay, chodząc do pracy w drewnianych butach podczas mrocznych lat II wojny światowej, wstępował do kaplicy klasztoru sióstr ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia i tam zdobywał pierwsze, zresztą fragmentaryczne, wiadomości o s. Faustynie i jej niezwykłym posłannictwie. Po latach, już jako metropolita krakowski, rozpoczął w 1965 r. kanoniczne dochodzenie dotyczące życia i heroiczności cnót tej chyba najbardziej znanej na świecie Polki. Jako papież dokonał jej beatyfikacji, a następnie - podczas Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 - kanonizował ją, a więc postawił ostateczną pieczęć na jej świętości. 20 lat wcześniej, w 1980 r., przekazał Kościołowi encyklikę "Dives in misericordia", przybliżającą odwieczną prawdę o miłosiernym Bogu, pochylającym się nad losem człowieka i świata. W tym sensie można powiedzieć, że "przygotowanie" Karola Wojtyły do konsekracji krakowskiego sanktuarium i zawierzenia świata Bożemu miłosierdziu trwało przez całe jego dojrzałe życie. Sam zresztą opatrzył to komentarzem na zakończenie Mszy św. 17 sierpnia 2002 roku: "Jak można było sobie wyobrazić, że ten człowiek w drewniakach kiedyś będzie konsekrował bazylikę Miłosierdzia Bożego w krakowskich Łagiewnikach?". Oczywiście, po kanonizacji s. Faustyny 30 kwietnia 2000 r. Jan Paweł II śledził cały czas postępującą w niezwykle szybkim tempie budowę pięknej świątyni w Łagiewnikach. Informował nas o tym na bieżąco kard. Franciszek Macharski, zarówno telefonicznie, ale przede wszystkim podczas swoich wizyt w Watykanie. Papież miał więc informacje z pierwszej ręki. Wiadomo było, że do sierpnia 2002 r. nowa świątyni będzie gotowa do konsekracji i na przyjęcie Ojca Świętego.

Kiedy więc u Jana Pawła II pojawiło się pragnienie zawierzenia świata Bożemu miłosierdziu, które stało się najważniejszym momentem jego ostatniej, pożegnalnej pielgrzymki do Polski?

Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo dotyka ono tajemnicy serca papieża, choć dzielił się on swoimi duchowymi doświadczeniami i zamiarami z najbliższym otoczeniem. Należałem do tego kręgu przez cały pontyfikat jako jego osobisty sekretarz. Ojciec Święty był niezwykle przejrzysty. Jeśli rodził się w jego sercu jakiś duszpasterski projekt, zwykle konsultował go z watykańskimi dykasteriami, bo przecież chodziło o życie i wiarę całego Kościoła. Niewątpliwie zawierzenie świata Bożemu miłosierdziu było ważnym aktem dla Kościoła powszechnego.  Jan Paweł II był realistą. Czuł i wiedział, że opuszczają go siły. Myślę, że zdawał sobie sprawę, iż podróż apostolska do Polski w 2002 r. może być jego ostatnią, ale przecież nie wiedział, kiedy Bóg powoła go do siebie. W pożegnalnym przemówieniu na krakowskim lotnisku, dziękując niezwykle serdecznie i szczegółowo wszystkim, przed odlotem powiedział: "Tak wielu mnie oczekiwało, tak wielu pragnęło się ze mną spotkać. Nie wszystkim było to dane. Może za następnym razem...". Ale następnym razem spotkanie papieża z Polakami było w Rzymie, podczas jego pogrzebu 8 kwietnia 2005 roku.

Papież chciał ofiarować Polsce coś najcenniejszego, czyli oddać ją, a także cały świat w najlepsze ręce Boga "bogatego w miłosierdzie"?

Nic dodać, nic ująć. To była synteza jakże bogatego, inspirującego nauczania Jana Pawła II podczas całego pontyfikatu. Przecież w prawdzie o miłosiernym Bogu kryje się najważniejsza prawda o człowieku, o jego korzeniach i źródłach, o jego losie po grzechu pierworodnym, o jego zbawieniu i ostatecznym przeznaczeniu. Człowieka nie można zrozumieć bez Chrystusa. Człowiek również nie zbawi się, nie ocali swojego losu, jeżeli nie powierzy się miłosiernemu Bogu. Tu dotykamy podstaw naszej człowieczej egzystencji. W tym sensie papież dotykał istoty rzeczy, tego, co najważniejsze. Nie wszyscy to wtedy rozumieli i rozumieją, ale przecież są to fundamenty egzystencji człowieka i świata.

Podróż do Polski i konsekracja bazyliki były dla papieża wielkim wysiłkiem. Wydawało się wręcz, że przewodniczy tej uroczystości ostatkiem sił, a jednocześnie było widać, że bije od niego wielka radość.

Już wielodniowe podróże apostolskie do Polski w 1997 i w 1999 r. były dla papieża dużym wyzwaniem, biorąc pod uwagę jego wiek, przebyte choroby, a także zbrodniczy zamach na jego życie na placu św. Piotra 13 maja 1981 r., który znacznie podciął jego siły. Wtedy Matka Boża ocaliła mu życie, bo był potrzebny Kościołowi i światu, ale kula, która przeszyła jego ciało, zostawiła swoje ślady. Podróż do Polski w 2002 r., choć znacznie krótsza niż poprzednie, stanowiła znaczące wyzwanie. Podczas konsekracji łagiewnickiego sanktuarium, po kilkugodzinnych ceremoniach, Jan Paweł II był po ludzku niezmiernie zmęczony, wyczerpany, ale jakże szczęśliwy. To było widać po wszystkim, gdy nie były już na niego skierowane kamery telewizyjne. Był szczęśliwy, bo spełniło się pragnienie jego serca. Byłem przy nim cały czas i widziałem jego twarz.

Akt zawierzenia świata Bożemu miłosierdziu był autorską myślą Jana Pawła II czy może efektem długich dyskusji i przemyśleń?

Ojciec Święty przez cały pontyfikat spotykał się i rozmawiał z wieloma osobami, nie tylko z pracownikami Kurii Rzymskiej. Wsłuchiwał się w różne głosy, był otwarty na różne propozycje. Wiedział, co przeżywają Kościół i świat. Trzymał rękę na pulsie, ale patrzył szerzej, dalej i głębiej. Przede wszystkim sam przeżywał wszystko przed Bogiem. Modlitwa stanowiła istotny wymiar życia i pasterskiej posługi Jana Pawła II. Taki był styl jego kapłańskiej i papieskiej służby. Z pewnością w tym kontekście zrodziła się w jego sercu myśl, by zawierzyć świat Bożemu miłosierdziu. Konsekracja łagiewnickiej świątyni, a więc miejsca, skąd wyszła "iskra miłosierdzia", stanowiła wyjątkową okazję, by dokonać aktu zawierzenia. Ojciec Święty sam ułożył modlitwę zawierzenia w Watykanie, przygotowując się do podróży. Niewątpliwie inspirował się słowami przekazanymi św. Faustynie przez Jezusa, zapisanymi w jej "Dzienniczku": "Nie zazna ludzkość spokoju, dopokąd nie zwróci się do źródła miłosierdzia mojego" (n. 699).

Czym ten akt był dla Ojca Świętego w wymiarze osobistym? I czy z perspektywy czasu można powiedzieć, że jego myśl została zrealizowana?

Konsekracja centralnej świątyni Bożego Miłosierdzia i dokonany w niej akt zawierzenia świata Bożemu miłosierdziu stanowiły ostatnie ogniwo w długim procesie przypomnienia i przekazania Kościołowi oraz światu prawdy o miłosiernym Bogu. Charyzmat s. Faustyny potrzebował charyzmatu papieża Jana Pawła i w tym sensie oboje stali się apostołami Bożego miłosierdzia. Możemy przyjąć, że akt zawierzenia świata odpowiadał głębokiemu przekonaniu Jana Pawła II, że w wymiarze duchowym to jest odpowiedź na sytuację człowieka i świata na początku trzeciego tysiąclecia wiary chrześcijańskiej. Nadzieje związane z aktem zawierzenia spełniają się wielorako. Nie chodzi tylko i przede wszystkim o częste powtarzanie aktu. To też się dokonuje w różnej formie. Najważniejsze jest, byśmy żyli w przekonaniu, że nasz los jest w ręku miłosiernego Boga i by to przekonanie kształtowało nasze osobiste i społeczne postawy naznaczone miłosierdziem wobec bliźnich. To się dokonuje cały czas, choć oczywiście nie mamy wglądu w ludzkie serca i sumienia. W nas samych i wokół nas, w naszych rodzinach i wspólnotach, w miejscach pracy, nauki i cierpienia człowieka jest tyle dobra, ale ono nie jest krzykliwe jak zło, nie trafia na pierwsze strony gazet, nie stanowi wiadomości podawanych w telewizji czy internecie. W tym sensie byłbym większym optymistą, że jednak w sercach Polaków jest wiele miłosierdzia wyrażanego na różny sposób. Trzeba się cieszyć, że do łagiewnickiego sanktuarium Bożego Miłosierdzia przybywają pielgrzymi z najdalszych zakątków świata. Polki i Polacy też. Więcej mogliby o tym powiedzieć duszpasterze pracujący w sanktuarium. Jeszcze więcej mogłyby powiedzieć tamtejsze konfesjonały, w których ludzie jednają się z Bogiem i wychodzą duchowo odmienieni.

Co - zdaniem Księdza Kardynała - możemy zrobić, by jeszcze lepiej wypełniać testament Jana Pawła II?

Testament św. Jana Pawła II możemy wypełniać na różne sposoby, w świetle naszej osobistej życiowej sytuacji. Każda i każdy z nas może codziennie wnosić wkład w budowanie cywilizacji miłości w swojej rodzinie i środowisku oraz w szerszej społeczności. Ogromna pomoc, z jaką w ostatnim półroczu pospieszyliśmy naszym siostrom i braciom z Ukrainy, ofiarom barbarzyńskiej agresji ze strony Rosji, jest właśnie wspaniałym głoszeniem prawdy o Bożym miłosierdziu, którego staliśmy się narzędziami. Pamiętajmy, by nadal zapalać płomienie miłosiernej miłości w dzisiejszym świecie. Jan Paweł II z pewnością cieszy się z wysoka, że tak zrozumieliśmy jego wołanie o "wyobraźnię miłosierdzia", jakie rozległo się na krakowskich Błoniach, nazajutrz po dokonaniu aktu zawierzenia. Bóg słyszy nasze wołanie o miłosierdzie, ale prosi nas, byśmy wszyscy byli apostołami Jego miłosierdzia w dzisiejszym świecie. To jest zadanie dla każdej i każdego z nas.