Czekając na dobre owoce

GN 33/2022

publikacja 18.08.2022 00:00

O sytuacji katolików w Chinach oraz skutkach porozumienia między chińskim rządem i Watykanem mówi o. Jarosław Duraj SJ.

Mimo długoletnich prześladowań Kościoła katolików w Chinach jest kilkanaście milionów. Mimo długoletnich prześladowań Kościoła katolików w Chinach jest kilkanaście milionów.
archiwum ks. Jarosława Duraja SJ

Ks. Rafał Bogacki: W 2018 r. zawarto tymczasowe porozumienie pomiędzy Watykanem a Pekinem. Do dziś wzbudza ono wiele kontrowersji. Czy po jego podpisaniu Kościół w Chinach jest lepiej postrzegany w społeczeństwie?

O. Jarosław Duraj: Sytuacja Kościoła w Chinach jest skomplikowana ze względu na burzliwą historię ewangelizacji w tym kraju. Nie sposób mówić o porozumieniu bez uwzględnienia tego szerokiego kontekstu. Od XIX wieku Kościół katolicki był pod ochroną potęg kolonialnych: Francji, Włoch, Niemiec, Wielkiej Brytanii i Portugalii. To pozostawiło negatywny ślad w pamięci Chińczyków. Misjonarze podlegali wówczas jedynie prawu kolonialnemu, co oznaczało, że nie obowiązywało ich prawo lokalne i cieszyli się przywilejami, których nie mieli Chińczycy. Przez wieki narastał resentyment. Tak zwane powstanie bokserów (1899–1901) było zbrojnym buntem przeciwko państwom Zachodu. Zginęło wówczas wielu misjonarzy. W 1949 r. władzę przejęli komuniści, reprezentujący reżim ateistyczny, i wykorzystali te negatywne doświadczenia z historii do walki z religią. Chcieli wykorzenić religię, podsycając niechętny stosunek do Kościoła. Wskutek tych działań ucierpiały zwłaszcza te tradycje religijne, których struktury hierarchiczne znajdowały się poza Chinami, a zatem Kościół katolicki. W 1951 r. zerwano oficjalne relacje z Watykanem, a nuncjusz apostolski schronił się na Tajwanie. Do dziś znajduje się tam placówka dyplomatyczna Stolicy Apostolskiej, która jest jedynym państwem w Europie i jednym z 15 państw na świecie, które oficjalnie uznaje Tajwan za reprezentanta całych Chin. To stanowi kość niezgody we wzajemnych relacjach chińsko-watykańskich.

Komuniści prześladowali Kościół, ale pozwolili mu działać. Na jakich zasadach?

Władze zdecydowały, że struktura Kościoła musi bazować na trzech autonomiach: samozarządzaniu, samozaopatrywaniu się i samorozprzestrzenianiu się. Pierwsza oznacza uniezależnienie się od wszystkich instytucji mających swoje centra zarządzania poza Chinami. Druga dotyczy braku możliwości przyjmowania wsparcia finansowego z zagranicy. Trzecia obejmuje zakaz pracy dla duchowieństwa pochodzącego spoza Chin. Ta regulacja doprowadziła do powstania w 1957 r. Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich (PSKCh). Był to początek rozłamu wśród wiernych i podziału na Kościół podziemny (katakumbowy) i Kościół patriotyczny, czyli oficjalny. Ci katolicy, którzy nie przystąpili do stowarzyszenia, rozpoczęli ukrytą działalność, nie uznając zwierzchnictwa państwa nad Kościołem, lecz jedynie autorytet papieża. Rozpoczęło to intensywne prześladowania, które trwały do końca rewolucji kulturalnej (1966–1976), po której nastąpiła odwilż (w latach 80. i 90.). Rząd zrozumiał, że nie da się wyeliminować religii. Dokonało się więc przejście od zwalczania do względnej tolerancji wierzących. Katolikom pozwolono na obecność w przestrzeni publicznej pod warunkiem, że nie będą działać wbrew państwu i nie będą naruszać porządku społecznego. Kolejny znaczący zwrot związany był z dojściem do władzy obecnego prezydenta Xi Jinpinga w 2012 r., który zarządził bardziej restrykcyjną politykę wobec wszystkich religii, domagając się, by przechodziły one proces sinizacji, czyli dostosowania się do kultury i wartości Chin.

Od pontyfikatu Pawła VI próbowano nawiązać dialog z rządem w Państwie Środka. Jakie były owoce tych starań?

Dyplomatyczne wysiłki podejmowane przez Stolicę Apostolską zintensyfikowały się od Soboru Watykańskiego II. Jan Paweł II bardzo pragnął uporządkować relacje z Chinami i przyczynić się do jedności tutejszego Kościoła. Nie udało się to z dwóch przyczyn. Po pierwsze, papież pochodził z Polski i był postrzegany przez Chińczyków jako człowiek niebezpieczny dla komunizmu. Druga przeszkoda związana była z beatyfikacją 120 męczenników chińskich, która odbyła się 1 października 2000 r. Zbiegła się w czasie ze świętem ustanowienia Chińskiej Republiki Ludowej. Rząd w Chinach potraktował to jako wymierzenie policzka i nastąpiło ochłodzenie relacji. Wielu męczenników pochodziło z okresu powstania bokserów. W oczach komunistów decyzja Watykanu stanowiła afirmację kolonialnego porządku. Odpowiedzią Chin było nielegalne wyświęcenie biskupów bez aprobaty Stolicy Apostolskiej.

Kiedy doszło do przełomu w relacjach między Watykanem a Chinami?

Podczas pontyfikatu Benedykta XVI. W 2007 r. napisał on list do katolików chińskich, który dość dobrze został przyjęty przez wiernych i częściowo także przez PSKCh. Papieżowi zależało na pojednaniu między wiernymi ze wspólnoty podziemia i tej oficjalnej. W liście była mowa o dwóch Kościołach – podziemnym i patriotycznym, chociaż w sensie eklezjalnym nie doszło do schizmy. Myślę, że ta terminologia nie jest adekwatna i warto raczej mówić o dwóch wspólnotach jednego Kościoła lokalnego w Chinach. To określenie lepiej oddaje sytuację katolików w tym kraju. Benedykt XVI zaprosił wiernych dwóch wspólnot do dialogu i porozumienia. Uznał w ten sposób, że są one nierozdzielne.

Co zmienił list papieża Benedykta XVI?

Papież, chcąc uporządkować sytuację, zabronił święceń biskupów we wspólnocie podziemia. Nie zostało to zbyt dobrze przyjęte, ale dostosowano się do zaleceń. Był to ważny krok w kierunku pojednania. Benedykt XVI wyciągnął rękę do PSKCh, ponieważ to ono decydowało o obsadzaniu stolic biskupich. Okazał tym samym dobrą wolę wobec obu wspólnot. Warto dodać, że kard. Parolin, aktualny sekretarz stanu, był wówczas jednym z podsekretarzy stanu. Orientował się w polityce Watykanu wobec Chin i prawdopodobnie miał udział w przygotowaniu listu do katolików z 2007 r.

Można zatem powiedzieć, że porozumienie chińsko-watykańskie z 2018 r. jest kontynuacją linii przyjętej przez Benedykta XVI. Dlaczego więc wywołuje tyle kontrowersji?

Porozumienie jest tajne, co wzbudza podejrzenia i rodzi spekulacje. Po ogłoszeniu, że zostało podpisane, wydano „Przesłanie Franciszka do katolików chińskich i do Kościoła powszechnego”, w którym papież wyjaśnił, dlaczego zostało zawarte. Cel był przede wszystkim duchowy i duszpasterski. Chodziło o wsparcie ewangelizacji, która przynosi większe owoce wówczas, gdy zostaną przezwyciężone podziały. Chodziło także o zachowanie widzialnej jedności w łonie wspólnoty katolickiej. Żeby to osiągnąć, trzeba było rozwiązać palącą kwestię nominacji biskupów. Porozumienie uregulowało jednocześnie sytuację siedmiu nielegalnie wyświęconych hierarchów. Celem Watykanu jest istnienie jednej Konferencji Episkopatu w Chinach.

W niedawnym wywiadzie abp Paul Gallagher, odpowiedzialny za relacje Watykanu z państwami, wspomniał, że na mocy porozumienia wyświęcono sześciu biskupów i skomentował, że bilans „nie jest szalenie imponujący”. Są jeszcze inne owoce?

Interesujące jest to, że podpisując porozumienie z Watykanem, rząd ChRL nieformalnie uznał autorytet papieża i jego związek z Kościołem w Państwie Środka. To swoisty paradoks, zapewne jeden z niezamierzonych owoców tego porozumienia, bo oznacza pewną modyfikację dotychczasowej polityki partii, która nie uznawała zewnętrznych autorytetów instytucji religijnych w Chinach. Można też się spodziewać, że w wyniku tego porozumienia zintensyfikuje się współpraca duchownych i wiernych z obu wspólnot. Bo współpraca pomiędzy wspólnotą oficjalną i podziemną w Chinach trwała od lat. W wielu miejscach duchowni PSKCh sprawowali sakramenty we wspólnocie podziemnej, prowadzili zajęcia dla seminarzystów lub głosili rekolekcje. Także duchowni z podziemia pomagali we wspólnocie oficjalnej, zwłaszcza w tych diecezjach, w których brakowało kapłanów.

Jak jest odbierane porozumienie w Kościele w Chinach?

Jest krytykowane przede wszystkim przez kard. Józefa Zena z Hongkongu, który stwierdził, że papież został wprowadzony w błąd przez swoich doradców. Kardynał zarzucił jednocześnie, że Franciszek ma złych doradców, nie rozumie więc komunistów chińskich, którzy są bezwzględni i zmanipulują każde porozumienie na własną korzyść. Podobnie myśli starsze pokolenie duchownych i świeckich, skupionych wokół kardynała. Istnieje natomiast druga grupa, dążąca do jedności. Znaczna część duchownych i świeckich zgodziła się na warunki porozumienia i opowiada się za cierpliwą drogą budowania relacji. W mojej ocenie większość katolików w Chinach popiera tę umowę.

Świat obiegają informacje, że władze chińskie, wykorzystując porozumienie, zmuszają członków wspólnoty podziemnej do zapisywania się do tej oficjalnej.

W niektórych regionach władze, powołując się na ten dokument, grożą zakazem sprawowania kultu i katechizacji tym, którzy nie zapiszą się do PSKCh. 1 lutego 2018 r. Chiny wydały dokument regulujący działalność organizacji religijnych. W 2021 r. partia ogłosiła instrukcję zobowiązującą instytucje religijne do troszczenia się o ład społeczny i propagowania wartości socjalistycznych. Nakazano w niej „kochać ojczyznę, ochraniać przywódczą rolę Komunistycznej Partii Chin i ustrój socjalistyczny […], wspierać sinizację religii, ochraniać jedność państwa, jedność narodową, harmonijne relacje między religiami i stabilność społeczną”. Na mocy tych dokumentów nie można prowadzić działalności ewangelizacyjnej wśród młodzieży poniżej 18. roku życia, a zatem niemożliwe jest prowadzenie katechizacji. Doszło także do nakładania kar, zrywania krzyży i burzenia kościołów. Brak możliwości pracy z młodzieżą to bardzo poważna przeszkoda. Wspomniane regulacje zobowiązują wiernych do rejestracji każdej działalności religijnej.

Wiele środowisk zarzuca Watykanowi przymykanie oczu na istniejące trudności.

Mniej więcej rok po podpisaniu porozumienia i fali krytyki płynącej z wielu stron Stolica Apostolska wydała instrukcję pastoralną (2019 r.) dotyczącą rejestracji duchownych w PSKCh. Papież nie idealizował sytuacji. Stwierdził, że istnieją trudności. Chciał jednocześnie pomóc w wyjaśnianiu dylematów, zwłaszcza duchownych, którzy nie zgadzali się na rejestrację w PSKCh. Uważali oni, że byłaby to zdrada wyznawanych przez nich wartości. To zrozumiałe, że ktoś, kto spędził wiele lat w więzieniu, nie chce zapisać się do PSKCh, gdyż w jakimś sensie przekreśliłby swą dotychczasową postawę. Stolica Apostolska chciała załagodzić sytuację. Duchownym zasugerowano zapisanie się do PSKCh, ale nikogo do tego nie obligowano. Jednocześnie zwrócono uwagę, by uważnie czytać treść dokumentu przedkładanego do podpisania i wyrazić ewentualny sprzeciw, ustny lub pisemny, gdyby jego treść nie zgadzała się z wyznawaną wiarą.

Jakie są perspektywy na przyszłość?

Watykan jest świadomy, że zdarzają się nadużycia. Instrukcje partii powodują dylematy, gdyż sporo duchownych zadaje sobie pytanie, czy działa zgodnie z obowiązującym prawem. Zgodnie ze wskazaniami instrukcji można głosić jedynie taką formę prawdy religijnej, która nie zaprzecza wartościom socjalistycznym. Sinizacja stanowi faktyczny problem i odnosi się do wielu aspektów życia, nauczania prawd religijnych, moralności, ale także architektury. Arcybiskup Gallagher zapewnił, że kwestie te zostaną podjęte przed planowanym przedłużeniem tymczasowej umowy w październiku tego roku. Natomiast papież, komentując ostatnio to porozumienie, stwierdził, że trzeba być cierpliwym. Taka jest natura dyplomacji – konfrontując się z pewnym impasem czy trudnościami nie do przeskoczenia, trzeba znaleźć rozwiązanie najbardziej realne i możliwe. Jego zdaniem „dyplomacja jest sztuką sprawiania, by możliwe stało się rzeczywistością”. Należy żywić nadzieję, że wysiłki Watykanu przyniosą dobre owoce dla Kościoła lokalnego w Chinach, nawet jeśli ta droga jest na razie wyboista. Porozumienie prawdopodobnie przyczyni się do uporządkowania pewnego „chaosu eklezjalnego”, ureguluje sprawę nominacji biskupich, pomoże zlikwidować nadużycia w obu wspólnotach. W dalszej perspektywie może prowadzić do większego zbliżenia, współpracy i pojednania obu wspólnot. Ta troska o jedność Kościoła jest konieczna dla dobra ewangelizacji w Chinach.•

Ojciec Jarosław Duraj SJ

jest wicedyrektorem Instytutu Matteo Ricciego w Makao oraz wykładowcą na Uniwersytecie św. Józefa w Makao. Zaangażowany w dialog międzyreligijny z buddyzmem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.