Gałczyński, kuchnia i Pranie

Aleksandra Pietryga

publikacja 13.08.2022 11:00

Po takich posiłkach, utrzymać zdrowe serce nie pomogła nawet Niedźwiedziówka i poeta nie przeżył trzeciego zawału.

Gałczyński, kuchnia i Pranie Pixabay

Moim ulubionym poetą, od zamierzchłych lat szkolnych, jest Konstanty Ildefons Gałczyński. Autor ukochanej  "Zaczarowanej dorożki" i niezmiennie aktualnego obrazu polskiego społeczeństwa namalowanego w "Zielonej gęsi". Człowiek wybitnie inteligentny, z niezwykłym poczuciem humoru i... głęboko tragiczny.

Choć pozornie miał wszystko; popularność, talent, kochającą żonę, córkę i przyjaciół - przez całe życie nie potrafił do końca odnaleźć swojego szczęścia. Próbował dostosować się do warunków, towarzystwa, aktualnej władzy i zawsze trafiał jakby poza nawias. Nękała go choroba alkoholowa, miewał okresy głębokiej depresji, o mało nie zniszczył swojego małżeństwa i całe życie klepał biedę.

Podnosił się jednak i znów powstawały wiersze, które nadal trafiają prosto w serce; teksty satyryczne, które jeszcze dzisiaj zadziwiają trafnością i aktualnością. Ratowała poetę miłość żony Natalii, która przekraczała nawet zdrady poety czy jego podwójne, powojenne życie, a także nieustanne zmaganie się z brakiem pieniędzy. Natalia była jego największą miłością życia. Do niej, i do ich jedynej córki Kiry, poeta ostatecznie powrócił - jak Odyseusz - po latach powojennej zawieruchy uczuciowej.

Wielką pasją Konstantego były Mazury. Tu spędził ostatnie trzy lata swojego życia; tu powstawały najpiękniejsze utwory końcówki jego twórczości; tu nad Jeziorem Nidzkim stoi urokliwy budyneczek leśniczówki Pranie, w której dziś mieści się muzeum imienia poety. Czy Mazury sprzyjały muzom jego oryginalnej twórczości czy też fascynowała Gałczyńskiego atmosfera dawnego państwa pruskiego, naznaczona mocno historyczną obecnością Krzyżaków, dość, że nawet spod pióra jego córki, Kiry, wyszło wiele wspomnień z tamtego czasu. A może to właśnie mieszkańcy tego regionu, twardzi i życzliwi ludzie, ich obyczaje, tradycje i kuchnia sprawiły, że kosmopolityczny poeta serce swoje pozostawił tutaj.

Gałczyński, kuchnia i Pranie   Biurko Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w leśniczówce Pranie Roman Koszowski /Foto Gość

Przebywając wśród mazurskich lasów i jezior, poeta odnalazł potrzebną harmonię, spokój i jakiś ład wewnętrzny. To od mazurskiej epoki rozpoczyna się ten najbardziej dojrzały etap jego twórczości, z najpiękniejszymi poematami: "Zaczarowana dorożka", "Wit Stwosz", "Niobe", "Kronika Olsztyńska". Stan, który towarzyszy mu na mazurskiej ziemi, sam Gałczyński opisuje w liście do przyjaciela Tuwima: "Tu, na jeziorach, steruję ku radości, córze bogów…". Pobyt na mazurskiej ziemi, jej spokój i piękno przyrody, niewątpliwie dał poecie wytchnienie, pozwolił złapać wewnętrzną równowagę i otrząsnąć się z głębokiej depresji. Gałczyński znów zaczął pisać, a jego poezja stała się jakby łagodniejsza, bardziej harmonijna.

Kuchnia tego regionu, choć prosta, za to tłusta i niezbyt zdrowa, jest jednak tak smaczna, że niejedno męskie serce podbija. Podbiła pewnie i nadwyrężone serce Gałczyńskiego. Znając specjały kulinarne Mazur, możemy spróbować odtworzyć jadłospis poety, w czasie jego pobytu nad jeziorami.

Zajadał się zapewne dzyndzałkami z hreczką i skrzeczkami - czyli małymi pierożkami z gęsiną lub tłustą wołowiną, z farszem z hreczki, czyli kaszy gryczanej, okraszonymi cebulką lub skrzeczkami czyli skwarkami. Albo plincami z pomoćką, czyli plackami ziemniaczanymi z farszem z boczku, twarożku i czosnku, sowicie i wysokokalorycznie podlanymi śmietaną (jej nadużywanie do wielu potraw jest znamienną cechą kulinarną mazurskich kucharek i gospodyń). Po obfitym obiedzie poeta raczył się dużą porcję sernika śmietankowego, mazurskiego brukowca (tradycyjny piernik mazurski, o wyglądzie ciemnobrązowego okręgu ułożonego z małych kulek ściśle przylegających do siebie przypominających bruk) czy sękacza.

Po takich posiłkach, utrzymać zdrowe serce nie pomogła nawet Niedźwiedziówka (mazurska nalewka, sporządzana z miodu i spirytusu) i poeta nie przeżył trzeciego zawału.

O niezwykłym klimacie leśniczówki Pranie, czytaj na następnej stronie:

Proste i smaczne potrawy Mazur królowały w kuchni leśniczówki Pranie, w której Gałczyńscy spędzili najszczęśliwsze okresy życia. Przygotowywane z doskonałych - dziś powiedzieć możemy ekologicznych - produktów. Pachnące zioła, wspaniałe wędliny, świeże mięsa i aromatyczne zupy. Jak pozostać obojętnym na wyborną zupę z kilku rodzajów ryb i raków, gotowaną na wolnym ogniu z leśnymi ziołami, doprawioną płonącymi polanami brzozowymi?

Do tego mnogość ryb, jak na Krainę Wielkich Jezior przystało. O urokach mazurskich jezior, przejrzystych wodach, w których mieszkają raki, Gałczyński tworzył poematy. "Odkryjemy nowe zatoki; nowe ryby znajdziemy w jeziorach, (…) na olszynie nieruchome ptaki, a w zatoce zębate szczupaki...", pisał w "Kronice olsztyńskiej" u początków swojej mazurskiej fascynacji. Poeta jednak ryb nie łowił. Ponoć raz jeden, pod koniec życia, wybrał się nad Zatokę Szczupacza, w celu wędkowania, ale jako, że ryba nie chciała brać, szybko porzucił tą zabawę, zanim miała ona szansę stać się jego hobby.

Gałczyński, kuchnia i Pranie   Leśniczówka Pranie Roman Koszowski /Foto Gość

Możemy się natomiast spodziewać, że szczupaki często gościły na stole leśniczówki Pranie. Być może rybne przysmaki przyrządzane były przez ukochaną Natalię, choć bardziej pewne, że w starej kuchni królowała matka leśniczego, Stasia Popowskiego ("młodego, milkliwego mężczyzny", jak w Zielonym Konstantym napisała Kira Gałczyńska) - urocza, niemłoda już kobieta, z którą Konstanty serdecznie się zaprzyjaźnił. "Jedno spojrzenie w jej mądre dobre oczy i poeta zrozumiał, że także i tu znajdzie pomoc, serdeczność, troskę…" (Kira Gałczyńska, Zielony Konstanty). To właśnie ta niezwykła niewiasta była dobrym duchem leśniczówki i ona zapewne, troszcząc się jednakowo o ukochanego syna i Gałczyńskich, przygotowywała najsmaczniejsze mazurskie potrawy.

Czym miła gospodyni mogła raczyć Konstantego i jego rodzinę? Najpewniej potrawami ziemniaczanymi. Mazury słynęły z tego, że ziemniaki jadało się o każdej porze i do wszystkiego, a gospodynie potrafiły z nich zrobić kulinarne cuda. Możemy więc sądzić, że i Gałczyńscy mieli możliwość spróbowania, jak smakują farszynki kotleciki ziemniaczane z ostrym mięsnym nadzieniem; babka ziemniaczana z mięsem (rodzaj zapiekanki) czy ziemniaczki w kwasie (tradycyjne danie postne na Mazurach, ziemniaki gotuje się w kwasie z kiszonej kapusty z dodatkiem wody, liścia laurowego, ziela angielskiego i pieprzu; ugotowane otoczone są twardą skorupą; danie podaje się okraszone smażoną cebulką). Z ziemniaczanych potraw w regionie królowały wszelkiego rodzaju kluski; z makiem, okraszone słoniną, polane masłem; knedle; a także kartaczeduże owalne pyzy ziemniaczane z nadzieniem z mielonego mięsa. Dla mieszkańców Mazur ziemniaki stanowiły podstawę diety do tego stopnia, że zjadano je nawet na deser i śniadanie (z jajecznicą i wędzoną słoniną).

Ziemniaki ziemniakami, ale Mazury nie tylko kartoflem stoją, ale przede wszystkim rybami, których smak i świeżość zachwyca wszystkich przybywających do Krainy Wielkich Jezior. Czy Gałczyński jadał zupę rybną, rybę suszoną, soloną czy wędzoną – tego nie wiemy. Z pewnością jednak rybne potrawy zajmowały ważne miejsce w menu pani Popowskiej. Pewnie jak każda szanująca się mazurska gospodyni, miała w kuchni patelnię, taką wyłącznie do smażenia ryb, którą nazywało się skoworodem. Do dziś w regionie dobrze przygotowana ryba, na przykład z jabłkami, albo breja (sałatka z wędzonej ryby), stanowi prawdziwy rarytas. Z mięs wymienić można schab po mazursku (z powidłami śliwkowymi, śmietaną i winem) czy kiełbasę gotowaną w piwie (z sosem z piwnego wywaru, chleba razowego, śmietany i soku z cytryny).

A na podwieczorek mazurskie słodkości. Do tych tradycyjnych należą cułty, czyli kręcone bułeczki drożdżowe z rodzynkami; marmolada z dzikiej róży; krem jabłeczny i oczywiście mazurski sękacz, z ciasta biszkoptowo - tłuszczowego, pieczony nad otwartym ogniem na obracającym się rożnie w kształcie drewnianego wałka lub wydłużonego stożka. Upieczone ciasto jest tłuste i kaloryczne, ale nawet po upływie pół roku zachowuje świeżość.

Kto chciałby spróbować potraw Gałczyńskiego z mazurskiej ziemi, niech przyrządzi je sam. Kilka przepisów na następnej stronie:

Farszynki:

Ciasto: 90 dag ziemniaków gotowanych, 25 dag mąki ziemniaczanej, 2 jajka, sól.
Farsz: 15 dag gotowanego wieprzowego mięsa, 2 jajka ugotowane na twardo, 8 dag cebuli, sól, pieprz

Sposób przyrządzania:

Ziemniaki należy ugotować, zemleć, dodać jajka, sól, mąkę, a następnie wyrobić ciasto. Teraz możemy przyrządzić farsz: mięso zmielić razem z podsmażoną cebulą, pieprzem i ugotowanymi jajkami. Następnie wszystko mieszamy na jednolitą masę. Z ciasta formujemy wałek, kroimy go na kawałki, i formujemy placuszki. Na placuszki nakładamy farsz, zawijamy i kształtujemy kotlety. Podsmażamy je na oleju aż do uzyskania złocistej barwy.

Farszynki   Farszynki
Bart0lini / CC 2.0

Kartacze:

10 startych ziemniaków, 3 ziemniaki ugotowane i "utłuczone", 30g mięsa mielonego, jajko, czerstwa bułka, cebula, przyprawy.

Sposób przyrządzania:

Odciśnięte przez gazę surowe ziemniaki połączyć z gotowanymi. Cebule posiekać, zeszklić. Dodać mielone mięso, podsmażyć. Dodać kilka łyżek wody, oprószyć solą i pieprzem, wymieszać, chwilę smażyć. Z ciasta ziemniaczanego lepić placki, na każdym położyć trochę farszu mięsnego. Zlepić, formując owalne kartacze. Kluski wrzucać do dużej ilości osolonego wrzątku, gotować do wypłynięcia na powierzchnię. Okrasić cebulą lub skwarkami.

Kartacze   Kartacze
Carmela Soprano / CC 2.0

Brukowiec:

120 g cukru, 100 ml koncentratu z buraków, łyżka miodu, 50 g masła, 500 g mąki i jeszcze trochę do podsypywania, łyżeczka sody oczyszczonej, łyżka przyprawy do piernika, 1 jajo, 100 ml wody.

Sposób przyrządzania:

Wsypać 20 g cukru do rondelka z grubym dnem i podgrzać na wolnym ogniu. Gdy się roztopi i zacznie brązowieć, zalać go odrobiną gorącej wody i gotować do zgęstnienia. Dodać koncentrat z buraków i miód, dokładnie mieszając. Gotowy karmel wymieszać z masłem, mąką, resztą cukru, sodą, przyprawą do piernika, jajkiem i 100 ml wody. Dokładnie wyrobić ciasto na podsypanym mąką blacie. Przykryć i odstawić na godzinę. Następnie ciasto podzielić na cztery części, z każdej uformować wałek, a potem pokroić na kawałeczki i uformować kulki wielkości orzecha włoskiego. Na wyłożonej papierem do pieczenia blasze ułożyć jedną kulkę i dolepić wokół niej 6-7 kulek tak, by ciasto kształtem przypominało kwiatek. Wierzch ciasta posmarować powidłami utartymi z odrobiną wody. Piec 20-25 minut w temperaturze 180 st.

Gałczyński, kuchnia i Pranie   pixabay