Oskarowa noc w Ameryce

W świecie - komentuje Edward Kabiesz

|

GN 09/2007

publikacja 28.02.2007 16:04

Trudno zrozumieć, czym kierowali się członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej, przyznając Oscara za najlepszy film „Infiltracji” Martina Scorsesego. Scorsese uhonorowany został również Oscarem za reżyserię, chociaż film wcale nie należy do jego najlepszych dzieł.

Oskarowa noc w Ameryce Najlepsza aktorka Helen Mirren i najlepszy aktor Forest Whitaker. PAP/EPA/PAUL BUCK

Twórca „Taksówkarza” ma w swoim dorobku filmy ciekawsze, ale mimo wielu nominacji dopiero w tym roku zdobył statuetki w głównych kategoriach. W sumie „Infiltracja” otrzymała cztery Oscary, także za montaż i scenariusz adaptowany.

Film Scorsesego, z pretensjonalną kreacją Jacka Nicholsona w roli mafijnego bossa, nie jest utworem oryginalnym. To przeniesiony w amerykańską scenerię remake „Piekielnej gry”, filmowego przeboju z Hongkongu z 2002 roku. Jeżeli Oscarem nagrodzono podróbkę, to może pięć lat temu należało wyróżnić Oscarem oryginał, tyle że w innej kategorii.

Bez wątpienia Akademia nie pomyliła się natomiast, nagradzając Helen Mirren i Foresta Whitakera w kategorii najlepsza aktorka i najlepszy aktor. Tak się złożyło, że oboje zagrali bohaterów autentycznych.
Nominowana w kategorii najlepszy film znakomita „Królowa” Stephena Frearsa przegrała z „Infiltracją”, jurorzy docenili jednak znakomitą kreację Helen Mirren w roli królowej Elżbiety II. Mirren uniknęła pułapki taniej imitacji, przedstawiając wiarygodną i pełną godności bohaterkę, która stara się sprostać zmieniającej się rzeczywistości. W budowaniu na ekranie postaci Elżbiety II z pewnością pomagał znakomity scenariusz Petera Morgana i mistrzowska reżyseria Frearsa. Moim zdaniem film i jego reżyser zasługiwał w tym roku na Oscara.

Forest Whitaker z kolei w „Ostatnim królu Szkocji” genialnie sportretował Idi Amina, dyktatora Ugandy w latach siedemdziesiątych. To przede wszystkim dla jego kreacji warto obejrzeć film Kevina Macdonalda.
W kategorii filmów nieanglojęzycznych bezkonkurencyjny okazał się faworyt, czyli niemieckie „Życie na podsłuchu” Floriana Henckel-Donnersmarcka, film poruszający problem rozrachunku z komunistyczną przeszłością, a więc podejmujący temat, od którego ucieka polskie kino. Przysłuchując się dyskusji wokół „Strajku”, należałoby się może zastanowić, dlaczego nie powstał jeszcze polski film o wydarzeniach 1980 roku. Dlaczego muszą wyręczać nas inni. I zdobywać nagrody, jak Florian Henckel-Donnersmarck.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.