Artykuł niezbyt oryginalny

Marcin Jakimowicz

|

GN 32/2022

publikacja 11.08.2022 00:00

Bądź oryginalny – tę ważną dewizę słyszę na każdym kroku. Tymczasem Pan Bóg często posługuje się… kopiami. Ba, są często słynniejsze od oryginałów!

– Obraz Matki Boskiej Kalwaryjskiej jest kopią wizerunku z Myślenic  – mówi o. Cyprian Moryc. Dzieło myślenickie  – w kółku. – Obraz Matki Boskiej Kalwaryjskiej jest kopią wizerunku z Myślenic – mówi o. Cyprian Moryc. Dzieło myślenickie – w kółku.
henryk przondziono /foto gość

Przez lata (uwaga, lokowanie produktu!) jadąc do redakcji, mijałem potężny szyld: „Kopia lepsza od oryginału”. Chodziło o to, że gorące wydruki, które z prędkością karabinu maszynowego wypadały z reklamowanej kserokopiarki, były czytelniejsze i bardziej wyraziste niż wkładane do niej oryginały. Żeby było wszystko jasne: to nie jest żaden „ranking Matek Boskich”. Daleki jestem od narracji, jaką słyszałem przed laty na pielgrzymce: „Matka Boska Piekarska pozdrawia Matkę Boską Częstochowską!”. To będzie tekst o tym, jak prawdziwe są słowa świętego Pawła, że Bóg wybiera często to, co drugie, słabsze, ukryte. I o słowach, które usłyszała Faustyna: „Nie w piękności farby ani pędzla jest wielkość tego obrazu, ale w łasce mojej”. Co ciekawe, najpopularniejszej wersji obrazu „Jezu, ufam tobie” mistyczka nie widziała na oczy, bo wizerunek, który znajdziemy w niemal wszystkich kościołach świata, krakowski malarz Adolf Hyła namalował sześć lat po jej śmierci.

Opiekunko sławnaaaa…

Niedzielny świt. Zza pomalowanych sprayami familoków dobiera gromki śpiew kilkudziesięciu męskich gardeł. Kibice GKS-u? Torcidy? Niebieskich? Nie, to chopy idą do Piekar. Ostatnia niedziela maja jest od lat na Śląsku zarezerwowana dla Maryi. Obrazy zmieniają się jak w kalejdoskopie. Grupa wychodzi ze szpaleru familoków, mija blokowiska i industrialne, kopalniane klimaty, a po kwadransie maszeruje wśród szachownic pól, na których pasą się krowy. W Piekarach Śląskich tłum pada na kolana. Czy pątnicy zdają sobie sprawę z tego, że słynący łaskami obraz Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej w Piekarach jest jedynie kopią innego maryjnego wizerunku?

Wysokie, 73-metrowe wieże opolskiej katedry Świętego Krzyża są punktem orientacyjnym miasta nad Odrą. Wierni modlą się przed obrazem Matki Boskiej Opolskiej, sprowadzonym tu w 1702 r. z Piekar Śląskich. To oryginał słynnego na całym Śląsku wizerunku. Madonna w typie Hodegetrii ustanowiona została przez Stolicę Apostolską patronką diecezji opolskiej. Jak tu trafiła? Gdy w 1680 roku czeskie miasta dziesiątkowała zaraza, cesarz Leopold I sprowadził piekarski wizerunek do Pragi, gdzie 15 marca w uroczystej procesji przeniesiono go na Hradczany, do gigantycznej katedry św. Wita. Ponieważ zaraza rychło ustąpiła, abp Jan Bedřich z Valdštejna uznał obraz za cudowny. Płótno wróciło do Piekar, a po drodze w Hradcu Králové wykonano jego kopię. Przez jakiś czas oryginał był obecny na piekarskim wzgórzu, ale gdy Europę najechały wojska tureckie, wywieziono go do Opola. Co ciekawe, Jan III Sobieski przed wiedeńską odsieczą modlił się już przed... kopią wizerunku. Gdy wracał („Przybyłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył”), wydał rozkaz, by ze zdobytego w bitwie srebra wykonać dla Maryi Piekarskiej sukienkę. Oryginał jeszcze raz na chwilę powrócił do Piekar, aby 31 lipca 1702 roku zadomowić się na dobre w Opolu. Cóż z tego, skoro co roku jego kopia przyciąga tłumy Ślązaków, a trzykrotne potężne „Szczęść Boże!” odbija się od lasu kapliczek?

Jerozolima w pigułce

Kalwaria Zebrzydowska. Tu kręta Skawinka na chwilę staje się Cedronem, a dopiero poza miastem na powrót Skawinką. Pątnicy padają na kolana przed obrazem Matki Boskiej Kalwaryjskiej, który jest… kopią przepięknego wizerunku z Myślenic. Namalowana wedle bizantyjskiego kanonu Eleusa, Matka Boża Czuła pokazuje całkowite zespolenie z Bogiem. Przytulenie.

Łaskami słynący kalwaryjski wizerunek Maryi (wspomnienie 13 sierpnia) znajdziemy w ufundowanym przez Mikołaja Zebrzydowskiego na początku XVII klasztorze bernardynów. Wisi w bocznej kaplicy bazyliki Matki Bożej Anielskiej. To pod nim przebywający dwie dekady temu w Kalwarii Jan Paweł II prosił, by modlono się za niego za życia i po śmierci. Na zakończenie wizyty w Polsce, 18 sierpnia 2002 roku, powiedział: „Przybywam dziś do tego sanktuarium jako pielgrzym, tak jak przychodziłem tu jako dziecko i w wieku młodzieńczym. Przychodzę tu i jak wtedy mówię: Witaj! Witaj, Królowo, Matko Miłosierdzia!”. To tu celebrował ostatnią Mszę świętą na ojczystej ziemi.

Bernardyni opowiadają do dziś anegdotę związaną z tym ukochanym miejscem papieża: – Nie było tygodnia, by nie przyjeżdżał tu biskup Wojtyła. Uwielbiał samotnie wyruszać na Dróżki. Często przyjeżdżał incognito i wyruszał od razu na szlak. Gdy kustosz wypatrzył jego samochód, czasem udawało mu się zaprosić biskupa na kawę. Kuchnia klasztorna jest na dole, kawę wywozi się windą. Był to czas, gdy klerykom nie wolno było pić kawy. Wymyślili więc fortel. Gdy chcieli się jej napić, dzwonili do sióstr i mówili: „Przyjechał jakiś biskup, proszę podać kawę”. Siostry parzyły aromatyczny napój i wysyłały go windą do góry. Pewnego dnia zwietrzyły podstęp i postanowiły zrobić klerykom psikusa. Pech chciał, że ten psikus wypadł wówczas, gdy rzeczywiście w Kalwarii zjawił się Wojtyła. Klerycy tradycyjnie zamówili kawę, a siostry z łobuzerskim uśmiechem nasypały do niej… soli. Podobno przyszły papież wypił tę kawę bez słowa…

Eleusa Beskidzka

Niebezpiecznie jest zapytać bernardyna o. Cypriana Moryca o jakiś architektoniczny detal czy obraz. Jako historyk sztuki (i świetny malarz, właśnie zszedł z rusztowań) z pasją może opowiadać o nich godzinami. Właściwy człowiek na właściwym miejscu. – To Eleusa Beskidzka, jak nazwał Madonnę Kalwaryjską jeden z przedwojennych historyków sztuki, nawiązując tym samym do tradycji, że nasz obraz był kopią słynnej Matki Boskiej Włodzimierskiej: czułej, przytulającej, serdecznej, bliskiej. Ponieważ wychowałem się pod Myślenicami, modliłem się przed tamtejszym obrazem Maryi. Ale znałem jego mocno przemalowaną w XIX wieku wersję. Dziwiłem się, bo jako uczeń liceum plastycznego słyszałem, że to obraz ze szkoły Rafaela, a nie znajdowałem na nim laserunków, subtelności, światłocieni. Ot, płaskie dziewiętnastowieczne malarstwo, efekt prymitywnych domorosłych tradycji konserwatorskich. Wota i czepce, przypinane bezpośrednio do obrazu, bardzo go zniszczyły. Gdy w latach 90. XX wieku konserwator prześwietlił wizerunek, okazało się, że pod wierzchnią warstwą jest wspaniałe barokowe malarstwo najwyższej klasy! Powstał dylemat: co robić? Zdjąć warstwę, do której przyzwyczaili się pobożni wierni, czy pozostawić tak jak jest? Kardynał Macharski zezwolił na zdjęcie przemalunków, licząc się z ryzykiem, że ludzie nie zaakceptują „nowego” pierwotnego wizerunku. Dzięki tej decyzji wierni mogli zobaczyć jeden z najpiękniejszych obrazów maryjnych w Polsce: zachwycające detale, porcelanowe twarze, zapłakane oczy, mgiełki… Majstersztyk praskiej szkoły z czasów Rudolfa II. A nasza słynna Maryja Kalwaryjska? Przepiękny obraz myślenicki został skazany na spalenie. Tak, tak! W latach dwudziestych XVII wieku w Krakowie wybuchła zaraza, w związku z tym obraz wraz z innymi „meblami” przeznaczono na stos. Uchronił go urzędnik Marcin Grabysza i przeniósł do swego domu w podkrakowskich Łagiewnikach. Gdy wizerunek zasłynął cudami, zlecono namalowanie kopii. Wzięli się za nią nie artyści z najwyższej półki, ale prowincjonalni „odwzorowywacze”. W Kalwarii nieznany nam autor posługiwał się kalkami. Za ich pomocą odwzorowywał obraz. Przesuwał niektóre części, kompilował, nie był ślepym naśladowcą. Jak się okazuje, dla polskiego katolika nie jest ważne, by dzieło było subtelne jak malarstwo Rafaela czy Rubensa, ale by nosiło w sobie tajemnicę. Nasza pobożność nie idzie za estetyką, ale za tajemniczością. Sacrum pojmujemy jako tajemnicę i tego oczekujemy.

„Nie w piękności farby ani pędzla jest wielkość” – czy dla historyka sztuki to trudne słowa? – pytam o. Moryca. – Niekoniecznie, bo chodzi przecież o ekspresję ducha. Sztuka zajmuje się duchowością, a nie materią, fizycznością. Ważne jest źródło powstania kopii wizerunków. Zazwyczaj jest tak, że ktoś bardzo przejął się duchowym doświadczeniem albo nawet sam Jezus zamówił obraz. Jak to brzmi! Sam Mesjasz złożył zamówienie! – uśmiecha się o. Cyprian.

Nie do namalowania

O bladym świcie zmarznięte na kość, listopadowe Wilno przecierało zaspane oczy. Miałem ogromne szczęście adorować w samotności Najświętszy Sakrament w maleńkim wileńskim sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Jezus Eucharystyczny stał przed Jezusem z obrazu Kazimirowskiego, a w mojej głowie kołatały słowa: „Zanim wypowiem słowo »sprawiedliwość«, przychodzę z miłosierdziem”.

Wieczorem 22 lutego 1931 roku zaskoczona Faustyna ujrzała Jezusa, który poprosił: „Namaluj obraz”. Ksiądz Michał Sopoćko znalazł malarza. Miał stworzyć wizerunek wedle wskazówek mistyczki. Choć był znakomity… Faustyna nie chciała go zaakceptować. Jezus nie był podobny to Tego, którego widziała „w realu”. Żadna farba nie była w stanie oddać Jego piękna i majestatu. Jezus namalowany przez Eugeniusza Kazimirowskiego, ucznia Leona Wyczółkowskiego, nie przypominał Mesjasza, z którym tak często rozmawiała. Czy Bogu to przeszkadzało? Nie! „Panie, kto Cię wymaluje tak pięknym, jakim jesteś?” – westchnęła mistyczka, a Jezus odpowiedział jej: „Nie w piękności farby ani pędzla jest wielkość tego obrazu, ale w łasce mojej!”

Tak jak chciał sam Zleceniodawca, obraz został wystawiony w publicznym miejscu, a z czasem trafił do ludzi na całym świecie. Najciekawsze jest to, że Bóg błogosławi im poprzez wizerunek, którego siostra Kowalska… nie widziała na oczy. Najpopularniejszy obraz „Jezu, ufam Tobie”, który znajdziemy w niemal wszystkich kościołach świata, namalował sześć lat po śmierci mistyczki krakowski artysta, uczeń Jacka Malczewskiego Adolf Hyła.

Przykłady popularnych kopii można mnożyć. Łaskami słynący wizerunek Matki Bożej Różanostockiej został namalowany w 1928 roku przez Jana Sawczyka i zajął miejsce obrazu, do którego mieszkańcy Podlasia pielgrzymowali od 1652 roku, a który 107 lat temu wywieziono w głąb Rosji i słuch po nim zaginął. A jednak poświęcona przez Piusa XI kopia przyciąga dziś tłumy. Nie tylko katolików, bo modlą się przed nią i prawosławni.

Namalowana w latach 1513–1514 zachwycająca „Madonna Sykstyńska” Rafaela wisi w Galerii Obrazów Starych Mistrzów w Dreźnie i nie słynie łaskami. A do często nieudolnych kopii pielgrzymują tłumy. Paradoks? Pisarz Piotr Hiacynt Pruszcz, komentujący zjawisko popularności nad Wisłą kopii maryjnych obrazów, zauważał, że choć „nie zalecały się” pięknem estetycznym czy wysokim artyzmem, „dziwnie do nabożeństwa zachęcały”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.