Święty Jacku z pierogami!

Marcin Jakimowicz

|

GN 32/2022

publikacja 11.08.2022 00:00

Andrzej Wajda kręcił „Człowieka z żelaza” i „marmuru”. Ja rozmyślam o „człowieku z Kamienia”. O tym, który „mocen jest wskrzeszać zmarłych”.

Święty Jacku z pierogami! istockphoto

Mijam dwujęzyczne tabliczki. Leśnica/Leschnitz. Góra św. Anny/Annaberg. Jest i Kamień Śląski/Groß Stein. Przed stu laty w plebiscycie za Polską głosowało tu 55,3 proc. mieszkańców, za Niemcami oddano 98 głosów. Ja rozmyślam o dawniejszych czasach. Cofam się do 1183 roku, gdy na świat przyszedł Jaczko Odrowąż. Jego imię niektórzy wywodzili od węgierskiego „Izaaka”, inni zapisywali je po łacinie „Hiacyntus”, od nazwy kwiatu. Tu wszystko się zaczęło. To, co Jan Paweł II mówił o Wadowicach, Faustyna o Świnicach Warckich, a Jerzy Popiełuszko o wsi Okopy, Jacek mógłby powiedzieć o tym miejscu.

Znakomicie się zapowiadał. Jego wuj, krakowski biskup Iwo Odrowąż, wysłał go do Rzymu na studia prawnicze i teologiczne. W 1220 roku na jednym z gwarnych placów Wiecznego Miasta Jacek ujrzał coś, co na zawsze odmieniło jego życie. Na bruku leżał martwy człowiek. „To bratanek kardynała” – szeptano. Tłum otaczał szczupłego mnicha, który „wyciągnął ręce w górę i swą modlitwą wyrwał brata ze śmierci”. Taką scenę miał ujrzeć Jacek. Mnichem, którego spotkał, był święty Dominik.

Przed miesiącem pisałem o brawurowej akcji bł. Czesława, który w obliczu tatarskiego natarcia ruszył z Najświętszym Sakramentem na mury obleganego Wrocławia. Był krewnym i wiernym towarzyszem Jacka Odrowąża. Na skąpanym w słońcu Wzgórzu Awentyńskim obaj przyjęli z rąk św. Dominika habity Zakonu Kaznodziejów. Dominik formował braci krótko: już po roku wysłał ich nad Wisłę. Taką trasę można przejść w 3,5 tygodnia – orzekli historycy. Ale Jacek po drodze zakładał klasztory. Jak bardzo musiał być „przeźroczysty”, skoro od razu gromadziło się wokół niego wielu braci! Miał w ręku bullę rozpoczynającą się od słów: „Jeżeli ktoś przyjmuje proroka, nagrodę proroka otrzyma”. Założył w sumie 32 klasztory na terenach Polski, Austrii, Czech, Słowacji, Litwy, Prus i Rusi. Nic dziwnego, że nazwano go Apostołem Północy.

Dzień przed śmiercią 71-latek powiedział braciom: „Nie płaczcie nade mną, najdrożsi synowie, bo Pan mnie wzywa, abym jutro przeszedł do Ojca. Radujcie się raczej i winszujcie mi, bo dla mnie żyć – jest Chrystus, a śmierć – to zysk. Pozostawiam wam zbawienne napomnienie ojca naszego Dominika, zachowujcie je w całości: bądźcie łagodni, miłujcie się nawzajem, posiądźcie dobrowolne ubóstwo. To jest testament wiecznego dziedzictwa”. Zmarł dzień później: w święto Wniebowzięcia ukochanej Matki Bożej 1257 roku. Cały Kraków wyległ, by go pożegnać. Już w XIII wieku jego kult był tak żywy, że dominikanie musieli założyć „biuro cudów”, a w „Liber miraculorum” spisywali łaski, które wierni otrzymali za wstawiennictwem Odrowąża.

Przed laty trafiłem na Krakowski Festiwal Pierogów. Nos drażniły obłędne zapachy unoszące się znad uginających się od przysmaków stoisk, a restauracje walczyły o statuetkę św. Jacka. Tytułowe pierogi związane są z cudem z 1238 roku, gdy Odrowąż swą modlitwą miał podnieść zrównane z ziemią, pobite przez grad kłosy zbóż.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.