Śmierć na marne

Tomasz Rożek

|

GN 32/2022

Dwunastoletni Archie został odłączony od aparatury podtrzymującej życie. Zgodnie z procedurami uznano go za zmarłego. Decyzję, by chłopaka odłączyć, podjął Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Tej tragedii, jak i wielu innych, można było uniknąć. Dzisiaj jednak, dopiero gdy mleko się rozlało, znowu temat nas ekscytuje, a średnio interesuje nas to, co było tego powodem.

Śmierć na marne

Archie był nieprzytomny od 7 kwietnia. Rodzice nie chcieli dopuścić do odłączenia syna od aparatury podtrzymującej życie, bo uważali, że chłopiec – tu cytat matki – „walczył do samego końca”. Nie mogę sobie wyobrazić dramatu najbliższych, ale wiem, co dzisiaj o takich przypadkach mówi medycyna. Dla Archiego nie było ratunku, a utrzymywanie go w stanie, w którym się znalazł, było bezzasadne. Mózg chłopca (pień mózgu) był bezpowrotnie zniszczony, a tego typu uszkodzeń nie da się naprawić. Z tego typu uszkodzeniami nie da się też żyć. Chyba że za życie uznamy podtrzymywanie przez szereg urządzeń podstawowych funkcji organizmu, jak oddychanie, karmienie czy wydalanie. Choć oficjalnie Archie Battersbee zmarł w ostatnią sobotę, jego życie zakończyło się na początku kwietnia, kiedy chłopak postanowił wziąć udział w wyzwaniu polegającym na odcięciu dopływu krwi do mózgu.

Media społecznościowe, szczególnie te, w których życie spędzają ludzie młodzi, pełne są różnego rodzaju zabaw czy wyzwań, które są zagrożeniem dla zdrowia i życia. Kto wypije więcej żrącego płynu do czyszczenia toalet? Kto na dłużej zaciśnie sobie pasek wokół szyi? A może ultimate selfie, które polega na zrobieniu sobie zdjęcia w niebezpiecznej sytuacji, np. stojąc na torach, po których jedzie pociąg? Bohaterem jest ten, kto wytrzyma najdłużej. Bohaterem jest ktoś, kto wypije najwięcej, straci przytomność na jak najdłużej. Celem tych i wielu, wielu innych internetowych wyzwań jest pochwalenie się, zyskanie sławy czy „szacunku”. Niezwykle drogo trzeba za to zapłacić. Czasami nawet życiem.

W ostatnich dniach czytałem wiele komentarzy na temat bezdusznego sądu, który pozwolił na odłączenie Archiego. Ale tragedia jego rodziny ma początek gdzie indziej. Rodzin, których dzieci straciły zdrowie, a czasem i życie z powodu nieodpowiedzialnych, niebezpiecznych wyzwań w internecie, jest niestety bardzo dużo. – Mamy nadzieję, że żadna rodzina nie będzie musiała przechodzić przez to, przez co my przeszliśmy – powiedziała siostra chłopaka brytyjskim mediom. Śmierć Archiego nie pójdzie na marne tylko wtedy, gdy w końcu my – dorośli – zaczniemy zwracać odpowiednią uwagę na to, co robią nasze dzieci z telefonem komórkowym w rękach.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.