Tydzień męczenników

Agnieszka Huf

|

GN 31/2022

publikacja 04.08.2022 00:00

W świecie ogarniętym piekłem wojny wierność Ewangelii doprowadziła ich na ołtarze.

Al. Tadeusz Dulny. Al. Tadeusz Dulny.
zasoby internetu

Zaczyna się w Przemienienie Pańskie, kiedy swoje wspomnienie ma Bronisław Kostkowski. Dzień później w kalendarzu liturgicznym czytamy o Tadeuszu Dulnym, nazajutrz o Włodzimierzu Laskowskim… Pomiędzy 6 a 14 sierpnia w Kościele przypadają wspomnienia aż 11 męczenników II wojny światowej! Życie Edyty Stein (9 sierpnia) i Maksymiliana Kolbego (14 sierpnia) jest dobrze znane, ale warto poznać także ich liturgicznych sąsiadów.

Umrzeć za sutannę

„Jestem przygotowany na najgorsze. Zdawałem sobie z tego sprawę, kiedy wstępowałem do seminarium, że gdy zajdzie potrzeba, trzeba oddać życie Bogu” – napisał do rodziców kleryk Bronisław Kostkowski. List pisał w Lądzie, w klasztorze zamienionym w więzienie, do którego trafili wykładowcy i alumni seminarium duchownego we Włocławku, aresztowani 7 listopada 1939 roku. Że nie są to słowa rzucone na wiatr, dał wyraz wcześniej, kiedy gestapo zasugerowało mu wolność w zamian za porzucenie kapłaństwa. „Raczej śmierć wybiorę, niż sprzeniewierzę się powołaniu, którym Bóg mnie zaszczycił” – odpowiedział na tę propozycję.

– Został wezwany i wyszedł z naszej wspólnej celi. Po chwili wrócił i ze spokojem opowiedział, czego od niego zażądano. Coś podobnego zdarzyło się tylko jemu. Był na IV roku, więc porzucenie tej drogi byłoby czymś absolutnie normalnym – zeznawał w czasie procesu beatyfikacyjnego abp Kazimierz Majdański.

Razem z Bronisławem Kostkowskim we włocławskim seminarium uczył się i modlił kleryk Tadeusz Dulny. Jego droga krzyżowa rozpoczęła się podobnie – w momencie aresztowania i osadzenia w Lądzie. I on, jako pochodzący z Generalnej Guberni, dostał szansę wyjazdu w rodzinne strony. Zdecydował się pozostać ze współbraćmi, wierząc, że przybliża go to do upragnionego kapłaństwa.

Obaj klerycy trafili najpierw do Sachsenhausen, a 15 grudnia 1940 roku do Dachau – miejsca, w którym skończyła się ich ziemska droga. O Tadku napisali potem współwięźniowie: „Alumn Tadeusz Dulny połowę swojej brukwianej zupy oddał temu, którego życie uważał za cenniejsze od swego. Wzniesienie się ponad potrzebę jedzenia, w czasie gdy głód skręcał bólem kiszki przez wiele dni, tygodni i miesięcy, było czynem niezwykłym, bohaterskim, który należy przekazać potomnym. Takim był Tadeusz Dulny, chłopiec, któremu słońce patrzyło z oczu”. Zmarł 7 sierpnia 1942 r. z wycieńczenia. Kilka tygodni później, 27 września, ten sam los spotkał Bronka.

Święcenia w obozie

Pragnienie kapłaństwa towarzyszyło też pochodzącemu z Nadrenii Karolowi Leisnerowi. Był diakonem, kiedy został aresztowany za nieopatrznie rzucony komentarz dotyczący Hitlera. Osadzony w Dachau, nie przestał rozwijać się duchowo – potajemnie czytał Biblię, prowadził modlitwy i dzielił się z chorymi chlebem. W końcu sam ciężko zachorował na gruźlicę i stało się jasne, że może nie doczekać końca wojny, a jego pragnienie, aby zostać księdzem, nigdy się nie ziści. W 1944 roku do Dachau trafił francuski biskup Gabriel Piguet, który zgodził się udzielić choremu diakonowi święceń kapłańskich, jeśli zgodę na to wyrażą obaj biskupi: zarówno diecezji, z której pochodził Karol, jak i Monachium, na której terenie znajdował się obóz. Zgody udało się uzyskać, a kardynał Faulhaber przekazał niezbędne oleje i księgi liturgiczne.

17 grudnia 1944 roku w bloku niemieckich księży, gdzie obozowe władze pozwalały na sprawowanie Eucharystii, odbyła się wyjątkowa uroczystość. Poprzedziły ją rekolekcje, jakie dla diakona poprowadził jezuita Otto Pies. Więźniowie potajemnie wykonali dla biskupa strój pontyfikalny, pastorał i pierścień, a potem stali na straży, aby nic nie przeszkodziło w liturgii. Karol miał obrazek prymicyjny – przedstawiał skute ręce unoszące kielich i słowa: „Kapłaństwo wymaga ofiary”. Był tak słaby, że w czasie ceremonii nie był w stanie wstać ani uklęknąć. Z tego też powodu Mszę prymicyjną sprawował dopiero 26 grudnia. Jak się okazało, jego pierwsza Msza była też ostatnią – kapłan nie był już w stanie podnieść się z pryczy. Doczekał wprawdzie wyzwolenia obozu, ale zmarł trzy miesiące później w sanatorium dla chorych na gruźlicę.

Jasne promienie z Dachau

Swoim kapłaństwem zdążyli się nacieszyć księża: Józef Straszewski, Edward Detkens i Włodzimierz Laskowski. Byli rówieśnikami – kiedy wybuchła wojna, każdy z nich miał już za sobą srebrny jubileusz święceń. Ksiądz Józef był proboszczem we Włocławku, gdzie na obrzeżach miasta wybudował potężną świątynię. Troszczył się o dobro duchowe parafian, ale nie zapominał także o ludzkich potrzebach powierzonych sobie owieczek, dlatego przy kościele uruchomił i ośrodek Caritas, i kino parafialne.

Ksiądz Edward był katechetą i duszpasterzem akademickim w kościele św. Anny na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. To on zainicjował trwające do dziś pielgrzymki studentów i profesorów na Jasną Górę.

Ksiądz Włodzimierz Laskowski był związany z Wielkopolską – posługiwał w Caritas i poznańskim seminarium, później jako proboszcz we Lwówku.

Losy ks. Edwarda i ks. Józefa przecięły się w Dachau. Ks. Edward dotarł tam, prowadzony w kajdanach przez Norymbergę, gdzie wystawiony był na pośmiewisko i wzgardę licznie wylegających na „uliczne widowisko” mieszkańców. Już w obozie, katowany i zmuszany do pracy ponad ludzkie siły, pisał: „Droga tajemnica Krzyża, tak pięknie wyjaśniona przez św. Pawła, stanie się dla nas wielką pociechą i głęboką nauką. Krzyż jest ciężki, ale Chrystus idzie przed nami i pomaga każdemu nieść swój krzyż. Godnie go poniesiemy. Żołnierz Chrystusa okazuje się dzielny i posłuszny swemu Boskiemu Wodzowi”.

Ksiądz Józef w obozowym piekle służył współwięźniom jako kierownik duchowy, sam siłę czerpiąc z rozważania męki Pańskiej. Bp Franciszek Korszyński w książce „Jasne promienie z Dachau” tak wspomina współbrata: „Kilku czy kilkunastu więźniów z wyciągniętymi szyjami, z wygiętymi w pałąk plecami ciągnie olbrzymi, ciężki wał; inni więźniowie pchają ten wał, a kapo im przygaduje. Wśród tych niewolników XX wieku widzę prawie samych księży polskich, a między nimi ks. Kanonika Józefa Straszewskiego, proboszcza parafii św. Stanisława we Włocławku. Zniszczony to już człowiek, istny szkielet ludzki pokryty skórą; już wyczerpany z sił, ale ciągnie, jak tylko może. Później spotykam się z nim w przerwie obiadowej i pytam, jak się czuje. Z uśmiechem odpowiada mi na to, że czuje się dobrze. Ani słówka szemrania, ani słówka narzekania na swoją dolę!”.

Wycieńczeni pracą i głodem, obaj kapłani trafili do „transportów inwalidów”, które w sierpniu 1942 roku opuszczały Dachau, kierując się wprost do komór gazowych. Świadkowie wspominali, że ks. Edward wyjeżdżał z obozu z pieśnią na ustach, pieśnią, którą Symeon wyśpiewał, biorąc małego Jezusa na ręce: „Teraz, o Władco, pozwalasz odejść słudze Twemu…”. Potem głośno powtórzył: „Pójdę za Tobą, Chryste, drogą krzyża, bo krzyż najlepiej mnie do Ciebie zbliża. Daj mi, o Chryste, przez Twą świętą mękę gazowej męki zwyciężyć udrękę”.

Ksiądz Włodzimierz również znalazł się w Dachau, skąd przewieziono go do Gusen. Tam po zaledwie kilku dniach uwięzienia oprawcy zapytali go, czy jest księdzem. Kiedy potwierdził, zaczęli bić go do nieprzytomności. Zmaltretowany, konał na apelowym placu, szepcząc imię Jezusa. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.