Sprawa Przemyka przedawniona

Fakty i opinie - bł

|

GN 31/2010

publikacja 05.08.2010 14:34

Warszawa. Jedna z najbardziej ohydnych zbrodni okresu PRL nie zostanie ostatecznie osądzona. Sąd Najwyższy uznał 28 lipca prawomocnym wyrokiem, że sprawa śmierci Grzegorza Przemyka jest przedawniona.

Sprawa Przemyka przedawniona Grzegorz Przemyk został śmiertelnie pobity w 1983 r. PAP/Grzegorz Jakubowski

Żaden z oprawców nie odsiedział w więzieniu nawet dnia kary. Niemożność osądzenia bezpośrednich sprawców tej zbrodni przez 28 lat pokazuje bezradność wymiaru sprawiedliwości w wolnej Polsce. Ogłaszając przedawnienie, Sąd Najwyższy przyznał, że to porażka wymiaru sprawiedliwości. Do zabójstwa 19-letniego maturzysty Grzegorza Przemyka, syna znanej opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej, doszło w maju 1983 r.

Milicjanci zatrzymali go wraz z kolegą na placu Zamkowym w Warszawie i zabrali do komendy przy ul. Jezuickiej. Tam otrzymał ponad 40 ciosów pałkami w barki i plecy oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala, zmarł po dwóch dniach. Jego pogrzeb, któremu przewodniczył ks. Jerzy Popiełuszko, stał się wielką manifestacją przeciwko władzom.

I choć prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie śmierci maturzysty, jednocześnie władze podjęły działania, aby nie dopuścić do wymierzenia winnym kary. Zamiast milicjantów, którzy odpowiadali za skatowanie chłopca – zomowca Ireneusza K. oraz dyżurnego komisariatu Arkadiusza Lenkiewicza – wyroki 2 i 2,5 roku więzienia za nieudzielenie pomocy pobitemu otrzymali sanitariusze wiozący umierającego do szpitala.

Sprawa wróciła do sądu po 1989 r. W 1997 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił Ireneusza K., natomiast skazał na 2 lata więzienia Lenkiewicza. Nie odsiedział on jednak ani dnia, bo według psychiatrów nie był zdolny do odbycia kary. Sprawa Ireneusza K. krążyła między sądami. Po pięciu procesach w maju 2008 r. sąd uznał go za winnego i skazał na 8 lat więzienia, zmniejszone o połowę na mocy amnestii. Jednak wyrok nie był prawomocny, więc oskarżony nie trafił do aresztu.

W grudniu 2009 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił ten wyrok, uznając, że sprawa przedawniła się 1 stycznia 2005 r. Z taką decyzją sądu nie mógł zgodzić się minister sprawiedliwości Andrzej Kwiatkowski, który domagał się od Sądu Najwyższego jego kasacji. Ten jednak ostatecznie uznał sprawę za przedawnioną. Główny oskarżony w procesie Ireneusz K. nie trafi do aresztu nawet na minutę, co więcej, do niedawna pracował jako milicjant w Biłgoraju.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.