Wiara publiczna

Franciszek Kucharczak Franciszek Kucharczak

|

GN 30/2022

publikacja 28.07.2022 00:00

Żyję w Kościele radosnym i pięknym, spragnionym dzielenia się swoimi skarbami i dlatego skoncentrowanym na ewangelizacji, a nie na tym, co sobie ktoś o nas pomyśli.

Wiara publiczna

Parę dni temu pod wieczór zebraliśmy się przy rynku mojego miasta, na pasażu koło galerii handlowej. Było nas kilkanaście osób w różnym wieku. Część z nas tworzy diakonię muzyczną wspólnoty ewangelizacyjnej, a część scholę śpiewającą przy parafii.

„Niechaj Cię, Panie, wielbią wszystkie Twoje dzieła i święci Twoi niech Cię błogosławią” – niósł się wielogłosowy śpiew w centrum miejskiej „przestrzeni publicznej”. Było też sporo innych ambitnych utworów muzycznych. Oczywiście wzbudzało to zdziwienie przechodniów i siedzących opodal klientów ogródków piwnych. Jedni się uśmiechali, inni komentowali albo spoglądali spode łba. Niektórzy filmowali, ktoś zagadał, ktoś – słysząc, że utwory mają treść religijną – prychał z pogardą. W większości jednak ludzie reagowali życzliwie.

Po godzinie śpiewania poszliśmy na lody.

W jakim celu to zrobiliśmy? Mieliśmy ochotę na lody. A jeśli chodzi o śpiewanie, to chcieliśmy dać świadectwo Chrystusowi w strefie publicznej właśnie. A czemu nie? Dlaczego niby mielibyśmy wstydliwie ukrywać to, czym Bóg chce uszczęśliwić wszystkich? Ewangelia ma być głoszona na dachach, a nie tylko w kościołach. I ma dotrzeć do każdego, niezależnie od miejsca i stanu świadomości, w którym teraz jest. Skąd wiemy, czy dla kogoś akurat taki śpiew ku czci Boga w miejscu, w którym spodziewał się czegoś innego, nie stanie się impulsem do zmiany życia? Nie ma żadnego powodu, żeby ograniczać Boga do wnętrza świątyń i innych miejsc kultu. Nie żyję w jaskini pedofilów i hipokrytów. Żyję w Kościele radosnym i pięknym, spragnionym dzielenia się swoimi skarbami i dlatego skoncentrowanym na ewangelizacji, a nie na tym, co sobie ktoś o nas pomyśli.

Bo oczywiście zawsze sobie ktoś coś pomyśli. Czytałem na przykład tekst, w którym pewien ksiądz utyskiwał na billboardy Fundacji Kornice, idące pod prąd tendencjom do milczenia na tematy wiary. Jemu nie spodobał się ten z napisem: „Jesteśmy piękni Twoim pięknem Panie”. Bo to podobno bezsensowne wydawanie pieniędzy. Tymczasem na jedną z moich znajomych właśnie ten tekst podziałał tak, że powstrzymała się od głupstwa i wzmocniła dobre relacje w rodzinie.

Lepiej więc nie zrzędzić, gdy ktoś jest „rozrzutny dla królestwa niebieskiego”, bo może się okazać, że problem jest nie w tych, którzy „rozrzucają”, tylko w tych, którzy skąpią, a potem gadają, że Kościół umiera. Kościół żyje, bo żyje jego Głowa, i to się już nie zmieni. Natomiast my, jako części Jego Ciała, sami decydujemy, czy czerpiemy z Niego, czy wolimy martwicę. •


KRÓTKO:

Standardy „etyczki”

Magdalena Środa na łamach „Gazety Wyborczej” kanonizuje Justynę Wydrzyńską z Aborcyjnego Dream-Teamu, która zuchwale łamie prawo. Aborcja jest dla aktywistki aż takim obiektem marzeń, że „pomogła” Annie, która chciała dokonać aborcji. Zrobiła to, dostarczając jej pigułki poronne. Ojciec dziecka, o którym feministki piszą „przemocowy mąż”, nie był aż tak przemocowy, żeby zgodzić się na zabicie człowieka, dlatego powiadomił prokuraturę. Pani etyk w tekście „Antyaborcyjny Pawka Morozow uprzejmie donosi w państwie PiS” stwierdza: „Wydrzyńska, łamiąc barbarzyńskie prawo (zakazu aborcji), działa jawnie, publicznie, z pełną gotowością do poniesienia konsekwencji, a jednocześnie z pełną świadomością, że racja moralna jest po jej stronie. To władza działa niemoralnie, łamiąc podstawowe prawa człowieka”. Dalej Środa oburza się, że w prasie prawicowej nie spotkała się z żadną krytyką wobec mężczyzny, który „doniósł” na swoją żonę. A za cóż to ta prasa miałaby go krytykować? Kiedy ktoś chce zabić człowieka, należy go powstrzymać, nawet gdy ten ktoś to osoba najbliższa (zresztą własne dziecko to też osoba najbliższa). Nie był to zresztą donos na żonę (która nie podlega karze), tylko na osobę, która przyniosła jej narzędzie zbrodni. Przyrównuje to Pani do Pawki Morozowa? Bolszewicki bohater zadenuncjował rodziców, czym spowodował ich śmierć. Mąż pani Anny spowodował kłopoty „aborcyjnej marzycielki”, która od marzeń przeszła do czynów przestępczych. Dostrzega Pani różnicę?•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.