Nowe życie martwego języka

ks. Rafał Bogacki

|

GN 30/2022

publikacja 28.07.2022 00:00

Jest luty 2020 roku, pierwszy lockdown w Izraelu. Ojciec Dayroyo wchodzi do swojej celi i pyta Jezusa: „Jak mam przeżyć ten czas?”. To pytanie zapoczątkowało projekt, którego celem było ręczne przepisanie czterech Ewangelii w języku aramejskim. I na tym się nie skończyło…

Ojciec Dayroyo Boulus Khano prezentuje swoje dzieło – przepisaną ręcznie w języku aramejskim Biblię. Ojciec Dayroyo Boulus Khano prezentuje swoje dzieło – przepisaną ręcznie w języku aramejskim Biblię.
KS. RAFAŁ BOGACKI

Dayroyo Boulus Khano jest mnichem-kapłanem Syryjskiego Kościoła Ortodoksyjnego. Urodził się w 1987 roku w Jerozolimie, ale jego rodzinny dom znajduje się w Betlejem. Już w młodości przejawiał szczególne zamiłowanie do Pisma Świętego. Kiedy skończył sześć lat, rozpoczął naukę w swoim rodzinnym mieście. Niemal każdego dnia ojciec zabierał go wraz z bratem do bazyliki Narodzenia Pańskiego na modlitwę przed figurą Maryi. Dayroyo był ministrantem w swojej rodzinnej parafii. Szczególnie mocno utkwiły w jego pamięci te momenty, w których nosił w procesji Ewangeliarz oraz świece. Bardzo lubił śpiewać, pociągało go także czytanie w trakcie liturgii. Wówczas jeszcze nie przypuszczał, że jego relacja z Pismem Świętym stanie się kiedyś bardzo wyjątkowa…

Pierwszy od stu lat

Rok 2001, trwa druga intifada palestyńska. Dayroyo zakończył właśnie pierwszy etap szkolnej nauki i postanowił wstąpić do syryjskiego klasztoru przy kościele św. Marka w Jerozolimie. Chciał kontynuować edukację wśród mnichów w przyklasztornej szkole przypominającej popularne niegdyś na Zachodzie niższe seminaria. Aby spełnić to marzenie, musiał pokonać sporo trudności, ponieważ z powodu rosnącego napięcia pomiędzy Izraelem a Autonomią Palestyńską zamknięto wszystkie punkty graniczne. Dayroyo uzyskał specjalne pozwolenie na przekroczenie granicy i wstąpił do klasztoru. Znał to miejsce, ponieważ odwiedził je kilka lat wcześniej. – To był lipiec 1999 roku, a ja miałem wówczas 12 lat. Oczarowała mnie panująca w klasztorze atmosfera – modlitwy, śpiewy, lektura Pisma Świętego, a także cisza. Mieszkający tam biskup udzielał nam krótkich lekcji języka aramejskiego. To była całkowita nowość, gdyż moim językiem ojczystym jest arabski. Podobnie jak wszyscy członkowie Syryjskiego Kościoła Ortodoksyjnego nie posługiwałem się aramejskim. Znałem jedynie kilka modlitw w tym języku – wspomina Dayroyo.

Lata mijały, a pragnienie poświęcenia się służbie Bożej nie opuszczało chłopaka z Betlejem. Rozpoczął studia teologiczne w miejscowości Maarrat Saidnaya w Syrii, na północ od Damaszku. – W czasie tych studiów pogłębiłem znajomość języka aramejskiego, a także jego historię. Pociągały mnie śpiewy i hymny, a nauka sprawiała radość, ponieważ od dziecka modliłem się w tym języku – opowiada ojciec Dayroyo. – Po trzech latach wróciłem do Jerozolimy i przedstawiłem biskupowi moje pragnienie, by zostać mnichem-kapłanem. Biskup stwierdził jednak, że jestem zbyt młody – miałem wówczas 21 lat – i dał mi sześć miesięcy na rozeznanie powołania – dodaje. Dayroyo przetrwał próbę czasu i rozpoczął drogę do kapłaństwa. Święcenia kapłańskie przyjął 3 grudnia 2010 roku. To było wielkie wydarzenie dla syryjskiej wspólnoty w Betlejem. Nic dziwnego, większość kapłanów tego Kościoła pochodzi z Syrii, Iraku lub Turcji. Dayroyo jest pierwszym od ponad stu lat kapłanem-mnichem pochodzącym z rodzinnego miasta Jezusa.

Powołanie w powołaniu

Krótko po święceniach o. Dayroyo wyjechał do Szwecji, gdzie żyje duża, niemal 200-tysięczna wspólnota Syryjczyków. Uczył się języka szwedzkiego i pomagał w duszpasterstwie młodzieży. – To było dobre europejskie doświadczenie – wspomina. – Wróciłem w 2014 roku i wówczas Bóg zaczął nowe dzieło w moim życiu. Był 27 września, a w naszym Kościele jest to święto Świętego Krzyża. Wieczorem poczułem silne przynaglenie, aby udać się do biblioteki i zapisać na kawałku skóry modlitwę „Ojcze nasz” w języku aramejskim.

Dayroyo wyszedł z pokoju i udał się do biblioteki. Nie było w niej nikogo. Znalazł duży kawałek skóry, na którym zaczął stawiać pierwsze litery. Nie do końca rozumiał, co się dzieje, ale z czasem odkrył, że był to początek „powołania w powołaniu”, misji, której celem będzie propagowanie znajomości języka aramejskiego. Zaczął od przepisywania Modlitwy Pańskiej. Teksty te rozdawał później rodzinie i znajomym. – Po czterech latach zacząłem odwiedzać przywódców Kościołów, którzy mają swoje siedziby w Jerozolimie. Patriarchowie łaciński, grecki, ormiański, a także przedstawiciele Kościoła anglikańskiego i wszystkich wspólnot protestanckich przyjmowali mnie bardzo serdecznie, co odczytałem jako Boże błogosławieństwo dla rozpoczętego projektu. Interesowali się aramejskim, ponieważ jest to język, którym posługiwał się Jezus. Z czasem zacząłem też odwiedzać różne wspólnoty i szkoły chrześcijańskie, nawiązałem współpracę z profesorami uniwersyteckimi – mówi mnich.

Dzieło nabierało rozmachu, rosło zainteresowanie językiem aramejskim, a także wsparcie dla realizowanego przez o. Dayroyo projektu.

Język Jezusa

Język aramejski ma trzy tysiące lat. Dziś to właściwie język martwy, w Jerozolimie posługuje się nim zaledwie kilka starszych osób. Przez długi czas był używany jako język administracyjny wielkich wschodnich imperiów, a także język kultu. W Palestynie pojawił się pod koniec VIII wieku przed Chr. na skutek inwazji asyryjskiej. Została w nim spisana znaczna część biblijnych ksiąg Daniela i Ezdrasza. Jego ślady znajdujemy także w Nowym Testamencie, który został spisany w języku greckim. Takie słowa jak Abba czy Thalitha kum pochodzą właśnie z języka aramejskiego.

Wersja, którą dziś posługuje się ojciec Dayroyo, nieznacznie różni się od używanej w czasach Jezusa. – Zmiany zaszły w gramatyce, słownictwie, wymowie. Zmieniła się także pisownia. Kiedyś litery były bardziej ozdobne, współcześnie posługujemy się nieco uproszczonym sposobem zapisu. Przepisując Modlitwę Pańską, a potem Biblię, wybrałem litery ozdobne. Uznałem, że taki zapis, mimo iż trudniejszy w lekturze, ma większą wartość historyczną. Litery, które stosuję, są zbliżone do używanych w IV wieku po Chr. – mówi ojciec Dayroyo.

„Idź i pisz”

Luty 2020 roku, pandemia koronawirusa opanowuje kolejne regiony świata. Życie społeczne nagle zamiera, a o. Dayroyo pozostaje zamknięty w klasztorze, w murach starej Jerozolimy. – Zastanawiałem się, jak wykorzystać ten czas. Przed lockdownem często oprowadzałem grupy po Jerozolimie, więc gdy pielgrzymi przestali przyjeżdżać, wszystko się zmieniło. Pamiętam, że był czwartek. Wszedłem do mojego pokoju i pytałem Jezusa o to, co mam robić. Odpowiedź przyszła szybko. Usłyszałem wezwanie: „Idź i pisz”. To było zaproszenie, by przepisywać Ewangelie w języku aramejskim. Nie byłem przekonany do tego zadania, ale podjąłem je. Wybrałem Ewangelię św. Marka, bo jest najkrótsza. Pomyślałem, że na niej zakończę – wspomina syryjski mnich.

Boży plan był jednak inny, a o. Dayroyo odkrywał go stopniowo. W trakcie przepisywania znajdował wiele pocieszeń. Świat pozostawał zamknięty, a on we własnej celi wypływał na głębię. Każdą z Ewangelii przepisał trzy razy. – W ten sposób pogłębiałem znajomość języka, słowo Boże mnie przenikało, a jednocześnie uczyłem się systematyczności – wspomina. – Pracowałem dziesięć godzin dziennie, pięć rano i pięć po południu. Zapalałem świecę i kadzidło. Przepisywałem słowo po słowie, rozdział po rozdziale. Z czasem czułem, że moja ręka jest prowadzona, że Bóg używał mojej ręki, by pisać. Dzięki temu doświadczeniu cały czas pandemii spędziłem w Jego obecności. Pisanie stało się słuchaniem Boga, przenikaniem moich myśli i całego życia Jego łaską – opowiada.

Przepisane ręcznie Ewangelie zostały następnie wydrukowane. Na razie ukazało się 500 egzemplarzy. – Marzę o wybudowaniu kościoła i instytutu, w którym możliwe byłoby studiowanie języka aramejskiego. Wierzę, że takie miejsce powstanie, a ludzie będą uczyć się języka naszego Zbawiciela – wyznaje o. Dayroyo.

Obecnie projekt propagowania języka aramejskiego obejmuje współpracę z nauczycielami, którzy pomagają przygotować podręcznik do nauki aramejskiego. – Wyjaśniam reguły w językach arabskim i angielskim, a oni poprawiają to tak, aby merytorycznie wszystko było na właściwym poziomie. Finansowo wspierają nas władze palestyńskie. Zamierzam też stworzyć aplikację, dzięki której w prosty sposób można będzie poznać podstawy języka aramejskiego, używając smartfona – mówi o. Dayroyo, który swoją pasją stara się zainteresować także młodzież.

Między Bogiem a literami

– Co w tym wszystkim jest dla ciebie najważniejsze? – pytam o. Dayroyo na zakończenie naszej rozmowy. – Rozwijanie talentu, stawianie kolejnych liter. To więcej niż pisanie. To piękne doświadczenie, które odbywa się pomiędzy mną a Bogiem, a także pomiędzy mną a literami. Moją pracę porównałbym do pisania ikon. Przepisywanie ksiąg było zajęciem mnichów w pierwszych wiekach Kościoła. To był ich podstawowy obowiązek. Dziś, w dobie elektronicznych mediów i wielości drukowanego słowa, jest to dla mnie również swoisty powrót do monastycznych korzeni – wyznaje.

Podczas pandemii, gdy przy dymie kadzidła stawiał kolejne litery którejś z Ewangelii, przypomniał sobie, że myśl o przepisywaniu Biblii pojawiła się u niego już w pierwszych latach kapłaństwa. Wówczas odrzucił ją, sądząc, że nigdy nie znajdzie na to czasu. Pan Bóg jednak upomniał się o swoje dzieło.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.