W Brukseli o klimacie

Tomasz Rożek

|

GN 45/2009

publikacja 05.11.2009 13:05

Unia Europejska. W Brukseli w czasie ostatnich rozmów nt. podziału obciążeń finansowych na walkę ze skutkami ocieplenia klimatu uzyskaliśmy – zdaniem premiera Tuska – kompromis. To na razie obietnice, bo konkretne zapisy powstaną dopiero za kilka tygodni w Kopenhadze.

W Brukseli o klimacie

Kto powinien płacić za skutki ocieplającej się planety? Czy ci, którzy dzisiaj emitują najwięcej CO2 czy ci, którzy robili to w przeszłości, a dzisiaj są na tyle bogaci, że stać ich na nowoczesne, czystsze technologie? Polska jest szóstym największym w Unii „producentem” CO2. Polskie władze nie zgadzały się na to, by wysokość opłat była uzależniona tylko od ilości emisji. Taki sposób liczenia byłby dla nas dużym obciążeniem finansowym (z obliczeń wynika, że wysokość naszej składki do „klimatycznej kasy” wynosiłaby wtedy 640 mln euro rocznie).

Premierowi Tuskowi udało się namówić innych, by składka była zależna także od wysokości PKB konkretnych krajów. Produkt Krajowy Brutto Polski jest niski, bo jesteśmy krajem rozwijającym się. Dzięki temu wysokość naszej składki spadła do 230 mln euro. – To oznacza ciężary, ale do udźwignięcia – powiedział Donald Tusk.

Komisja Europejska obliczyła, że rocznie na świecie na ratowanie klimatu trzeba wydać 100 mld euro. Nie do końca jest jasne, skąd ta kwota się wzięła. Zupełnie też nie wiadomo, kto tak duże pieniądze zapłaci. Francja i Niemcy, dwaj najwięksi emitenci CO2 w Unii, nie poparły propozycji KE.

CO2 odpowiada za 3,6 proc. efektu cieplarnianego (za 95 proc. odpowiada para wodna). Zasadnicza część tego gazu produkowana jest przez samą naturę. CO2 emitowane na skutek przemysłowej aktywności człowieka odpowiada za 0,1 proc efektu cieplarnianego. Do dzisiaj nie ma niepodważalnych dowodów na to, że ocieplenie klimatu z ilością produkowanego przez człowieka CO2 ma cokolwiek wspólnego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.