Polska arkadia

Piotr Legutko

|

GN 29/2022

W plebiscycie widzów na serial 25-lecia bezapelacyjnie wygrało „Ranczo”. Nie ma w tym żadnej niespodzianki, bo też trudno znaleźć drugą produkcję tego typu, która podoba się dosłownie każdemu, bez względu na generację, poglądy czy wykształcenie.

Polska arkadia

A to jest prawdziwa sztuka, bo ponoć jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. Od pięciu lat już nie powstają nowe odcinki, a i tak „Ranczo” wciąż przebija w wynikach oglądalności premierowe produkcje.

Jaka jest tajemnica tego sukcesu, zastanawiali się niedawno gospodarze programu „Trzeci Punkt Widzenia” (zawsze w niedzielę w TVP Kultura). Uznali, że jest to serial nie tylko zabawny i świetnie zagrany, lecz także mądry. W XXI wieku chyba nikt tak celnie nie odmalował autoportretu współczesnych rodaków, bo Wilkowyje to przecież taka Polska w pigułce. Nikt też w sposób prosty, czyli w przypowieściach, nie pokazał polityczności Polaków, przejawiającej się w ciągłej walce o władzę w sprawach dużych i małych. Niemała w tym zasługa jednego ze scenarzystów, Andrzeja Grembowicza, przez lata pracownika Sejmu RP i redaktora naczelnego „Kroniki Sejmowej”, a więc osoby znającej politykę od podszewki.

Dariusz Karłowicz we wspomnianym programie przywołał zaproponowany przez siebie podział na dwa rodzaje satyry pojawiające się w polskim kinie, telewizji czy kabarecie: wolteriańska, szydząca z ludzi, niemająca dla nich specjalnego sentymentu, i republikańska, będąca połączeniem krytyki i afirmacji. „Ranczo” jest wzorcowym przykładem tej drugiej. Śmiejemy się wszak z bohaterów, z ich wad, nie tracąc przy tym do nich sympatii. Znamienne jest też miejsce, gdzie rozgrywa się akcja. Nie jest to metropolia ani nawet średnie miasto, ale jakaś polska arkadia, ponadczasowa, choć we współczesnym kostiumie.

Znamienne, że podobną lokację znajdziemy w innej bardzo popularnej telewizyjnej serii, „U Pana Boga w ogródku”, i jej filmowych odmianach („za miedzą” czy „za piecem”). Co prawda „Ranczo” to wschodnie Mazowsze, a tu mamy Tykocin, ale w obu serialach jest coś z dziedzictwa kresowego, w języku (bardziej u Jacka Bromskiego), sposobie bycia i obyczajach. Nie jest to bynajmniej Polska aspirująca do nowoczesności, kopiująca zachodnie wzorce; raczej tradycyjna, gdzie życie toczy się wolniej, a spory nie muszą wcale przechodzić w agresję czy nienawiść.

Wiele powstało seriali wielkomiejskich, o młodych, ambitnych singlach, o zdradach i patchworkowych rodzinach, walce o polityczne wpływy. Przemknęły przez ekrany, nie sposób nawet przywołać ich tytułów. A „Ranczo” powstawało przez 10 lat, zrealizowano 200 odcinków, kilka fabuł i książek. Co więcej, w serial „wkręcają się” kolejne pokolenia. I to jest najlepsza podpowiedź, czego dziś od twórców oczekują widzowie. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: