Długość dźwięku samotności

GN 29/2022

publikacja 21.07.2022 00:00

Czego przeraźliwie się boją? Za czym tęsknią? Jak głosić im Ewangelię? O młodych mówi ks. Waldemar Maciejewski.

Długość dźwięku samotności roman koszowski /foto gość

Marcin Jakimowicz: „UEFA zakazała kapitanom drużyn noszenia na opaskach jakichkolwiek symboli. Rozumiecie to?”. „Tak!” „Ale Manuel Neuer na opasce miał symbol tęczy”. „Jesteś nietolerancyjny!” „Nie! Wyłączcie myślenie ideologiczne. Żadnych symboli, nawet Myszki Miki”. „Jasne!” „A Neuer…” „Jesteś nietolerancyjny!” Wie Ksiądz, z kim rozmawiałem?

ks. Waldemar Maciejewski: Nie…

Z młodymi z porządnych katolickich domów. Nie chciałem rozmawiać o gejach, tylko o logice. Uda się nam spotkać?

Tak, choć jest coraz trudniej, bo oni siedzą po uszy w wirtualnym świecie, który podaje im na tacy setki gotowych odpowiedzi, zwalniających z poszukiwań, zadawania pytań i logicznego myślenia. Często słyszę, że „trzeba zrozumieć młodzież”, ale wydaje mi się, że nie jesteśmy w stanie zrozumieć ją do końca. Nie chodzi o to, by „zrozumieć młodych”, ale o to, by z nimi być. W tym wszystkim, co przeżywają. Nie wejdziemy w sposób ich myślenia. Patrzę na małych siostrzeńców, którzy obsługują komórki często lepiej niż dorośli. (śmiech) Oni mają inaczej ukształtowany mózg. Często „mijamy się”, mówiąc pozornie o tych samych sprawach. Oni nie wiedzą, co myślą (czy jak myślą) ich rodzice i dziadkowie, my nie wiemy, co siedzi w ich głowach.

Psychologowie mówią, że czas wymiany pokoleń radykalnie się skrócił. To już nie dekada, dwie, ale nawet tylko kilka lat i wyrasta pokolenie, które myśli inaczej niż poprzednie…

Dlatego, na ile potrafię, staram się ich zrozumieć, ale ważniejsze dla nich jest to, bym przy nich był i ich wysłuchał.

A skąd Ksiądz wie, co jest dla nich ważniejsze?

Bo sami mi o tym mówią!

Sukcesem jest już odciągnięcie ich od ekranów. I to na ponad dwa tygodnie!

​Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Oni żyją w świecie, w którym zacierają się granice między tym, co realne i wirtualne. A rozmawiamy o trzecim stopniu oazy, a więc o młodzieży dojrzałej, która uczy się, jak odpowiedzialnie wejść w służbę w Kościele.

Wytrzymują piętnaście dni bez komórek?

Niewielu zniosłoby tak radykalny detoks. Zamiast zabierać komórki, pokazujemy, jak je wykorzystać. Mamy transmiter, więc odwiedzając zabytkowe kościoły Krakowa, młodzi idą ze słuchawkami, w których słuchają opowieści o odwiedzanych miejscach…

Musicie nieźle wyglądać…

Taka odrealniona ekipa, zatopiona we własnych myślach. (śmiech) Praktykujemy tę metodę już kolejny rok. Nie trzeba przekrzykiwać się, zdzierać gardła. Pamiętam, jak cztery lata temu na rekolekcje pierwszego stopnia do Wisły-Jawornika przyjechał chłopak bez komórki. „Było napisane, że nie używamy, więc nie zabrałem” – powiedział. Prosił, by powiadomić jego mamę, że dotarł na miejsce. Sam byłem zaskoczony jego postawą.

Prowadzący rekolekcje „Impuls” dla półtora tysiąca gimnazjalistów, którzy od początku „siedzieli na komórkach”, rzucił: „Włączamy latarki i robimy morze światła!”. Chwyciło. Wezwanie: „Schowajcie telefony” byłoby walką z wiatrakami. Po pewnym czasie sami je schowali…

Młodzi nie lubią, gdy dorośli coś im nakazują. To nie jest pokolenie, do którego dociera się, wydając polecenia. Z nimi trzeba usiąść i pogadać.

„Nie istnieje słowo »przymus«. Mogą zrezygnować z wielu rzeczy, ale na pewno nie z wolności. Wszystko, co pachnie przymusem, wywołuje z miejsca alergię, bunt” – opowiadał mi bp Edward Dajczak.

Często cytuję tę diagnozę. Możemy wszystko przegrać już na starcie. Sam na rekolekcjach wykorzystuję patent abp. Grzegorza Rysia – na „dzień dobry” proszę młodych, by wyciągnęli komórki i, gdy wyrażą zgodę, odpowiedzieli na trzy pytania: co jest dla nich ważne (tu jest lista czternastu pomocniczych haseł do odhaczenia), czego się boją, a na końcu, o co chcieliby zapytać Pana Boga. I na mój telefon podsyłają odpowiedzi.

Już widzę te gęste od szyderki SMS-y...

Właśnie nie! Stosowałem ten manewr wielokrotnie i młodzi zawsze podchodzili do sprawy poważnie. Może inaczej wyglądałoby to, gdyby byli anonimowi? W domu podliczam te odpowiedzi i kolejne nasze spotkanie rozpoczynam od odczytania statystyk. Panuje wówczas cisza jak makiem zasiał, bo oni bardzo chcą wiedzieć, czy myślą podobnie jak ich koleżanki i koledzy, czy inaczej niż ogół. Słuchają. Arcybiskup Ryś robi to bardziej profesjonalnie, bo młodzi klikają, a wyniki wyświetlają się na bieżąco.

Co jest dla nich najważniejsze?

Zawsze wychodzi to samo: przyjaźń i rodzina. To poruszające… Nie wiem, czy rodzina, którą sami chcą w przyszłości stworzyć, czy raczej ogromna tęsknota za tym, czego nie doświadczają w swych domach.

A czego się boją?

Tu również odpowiedzi się powtarzają, a testowałem to już kilkadziesiąt razy. Przeraźliwie boją się samotności. To wychodzi i u młodych w wieku gimnazjalnym, i u starszych. Kiedyś w Tychach na pytania odpowiadało ponad dwieście osób, a katecheta dziwił się, że udało się tych młodych od razu „uruchomić”. Oni – zwłaszcza po czasie online – są spragnieni relacji. Widzę w tym ogromną przestrzeń do zagospodarowania przez Kościół i oazę.

„Ustawiła się kolejka tych, którzy chcieli pogadać. Przez 4,5 godziny nie wstałem z miejsca” – usłyszałem przed rokiem od ks. Karola Lubowieckiego. Jak Ksiądz Moderator znajduje czas na kilkadziesiąt indywidualnych rozmów?

Na szczęście mam świetną ekipę animatorską, która wie, że przyjechała tu służyć. Gdy w niedzielę szliśmy na lody, jedna z animatorek powiedziała: „Zostaję. Mam tyle indywidualnych rozmów, że nie znajdę czasu”. Młodzi chcą rozmawiać. Przyjeżdżają z setkami pytań ze świata, który na bliskie im wartości patrzy z ironią.

„Zauważ mnie!” – krzyczą kolczykami w nosie, tatuażami – opowiadali mi księża pracujący na oazach.

Muszą czuć się zauważeni, wiedzieć, że są dla ciebie ważni. Uczymy się indywidualnego podejścia: jeden do jeden. Wierni nie chcą być już częścią anonimowego tłumu. Wołają: „Jestem! Zauważ mnie, doceń…”. Niektórzy zżymają się na ten indywidualizm, ale jak można mieć o to pretensje? To nie wina młodych – przychodzą z takiego świata. Ksiądz Tomasz Halik w książce „Popołudnie chrześcijaństwa” pisze: „Sekularyzacja nie przyniosła końca, ale przemianę religii”. Znakomita diagnoza: to nie koniec!

W ostatnim czasie na pierwszym od trzech lat dniu wspólnoty w kościele w Koniakowie modliło się pół tysiąca oazowiczów...

Przeżywamy odrodzenie. W tym roku na oazy pojechało więcej młodych niż przed rokiem. To również owoc tego, że w diecezji nie zostawiliśmy młodych przed dwoma laty. Ileż godzin przegadałem wówczas z księżmi! W bardzo trudnym czasie w formę „dojazdowych” oaz przy parafiach zaangażowało się siedemnastu z nich. Przyjechało ponad pięciuset młodych. Czuliśmy, że jeśli zawalimy ten rok, to… już ich nie znajdziemy.

Po zorganizowanych z rozmachem rekolekcjach organizator rzucił do setek młodych: „Zapraszamy was do wspólnoty!”. „Kiedy macie spotkanie?” – zapytałem. „Tego samego dnia. Po kilku dniach nikt by nie przyszedł”.

To cecha tego pokolenia. Musisz kuć żelazo, póki gorące. Oni przebierają w ofertach. Spotkanie za tydzień? Zapomnij!

Sam zacząłem chodzić na oazę dla zabicia czasu, bo w piątki leciały radzieckie filmy.

A dziś młodzi bombardowani są tysiącami propozycji, a spotkania są jedną z ofert. Od początku charakterystyczne dla Ruchu było to, że potrafił „czytać czasy” i jeśli tego zabraknie, zamienimy się w skansen. Materiały formacyjne są te same od lat, ale powtarzam animatorom: to jedynie podpowiedź, punkt wyjścia, a nie podręcznik, który trzeba zaliczyć.

Josh McDowell pisze o młodych: „Znajdują się na arenie Koloseum XXI wieku. Nie zagrażają im lwy, ale spotykają więcej moralnych pokus niż chrześcijanie przez dwa tysiące lat. Będą toczyli większe duchowe bitwy, walki emocjonalne niż jakiekolwiek inne pokolenie w historii”.

To prawda. Wychodzi to z naszych rozmów. Młodzi opowiadają mi, jak wielkim wyzwaniem jest dla nich przyznanie się wśród rówieśników do wiary w Boga i zakorzenienia w Kościele. To często heroizm, zwłaszcza w środowisku akademickim. Wczoraj z ks. Krzysztofem Porosłą rozmawialiśmy o statystykach, z których jasno wynika, że młody, który nie ma wspólnoty, „długo nie pociągnie” i zostanie wchłonięty przez neopogański świat. Z odpowiedzi na SMS-owe pytania wynika, że temu pokoleniu bardzo brakuje pewności siebie. Młodzi chcą być szczęśliwi i jednocześnie boją się sparzyć. Boją się tego, że po drodze źle wybiorą…•

Ks. Waldemar Maciejewski

moderator diecezjalny Ruchu Światło–Życie w archidiecezji katowickiej, proboszcz w Chorzowie-Maciejkowicach.

Ilu młodych w Polsce wyjechało na letnie oazy?

2007 ► 28 700 2012 ► 24 300 2017 ► 20 000 2021 ► 12 000

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.