Osobisty wróg bolszewików

Piotr Legutko

|

GN 28/2022

publikacja 14.07.2022 00:00

Ferdynand Antoni Ossendowski – kiedyś sławny, potem wyklęty. Dziś warto sięgać po jego książki.

Ferdynand Antoni Ossendowski. Zdjęcie z lat 30. XX wieku. Ferdynand Antoni Ossendowski. Zdjęcie z lat 30. XX wieku.
ikc/nac

Niewielu było pisarzy, którzy w sposób tak przenikliwy, a zarazem prosty w odbiorze, potrafili oddać naturę sowieckiego komunizmu. Ferdynanda Ossendowskiego bolszewicy nie dopadli za życia, odwet wzięli dopiero po jego śmierci w 1945 roku. Skutecznie wymazali z powszechnej pamięci człowieka, który przed wojną należał do najbardziej poczytnych powieściopisarzy na świecie! Przez pół wieku nie ukazała się w Polsce drukiem żadna z jego 77 książek, które w latach 30. przetłumaczono na 20 języków i wydano w astronomicznym nakładzie 80 mln egzemplarzy. Po wojnie wszystkie wycofano z bibliotek. Nikt z polskich twórców, poza Sienkiewiczem, nie był wówczas tak poczytny za granicą. Dziś znany jest jedynie w niewielkim kręgu entuzjastów powieści podróżniczych i przygodowych. A wszystko tak naprawdę z powodu jednej książki, fabularyzowanej biografii wodza rewolucji. Nakłady „Lenina” konfiskowano jeszcze przed wojną we Włoszech, na skutek interwencji sowieckich dyplomatów. To, co pisał Ossendowski, stało bowiem w jaskrawej sprzeczności z wizerunkiem czerwonej Rosji, budowanym przez agentów wpływu i pożytecznych idiotów na Zachodzie.

W oku cyklonu

Znał Rosję od podszewki. Przemierzył ją wzdłuż i wszerz. Ferdynand Ossendowski uczęszczał do gimnazjum w Kamieńcu Podolskim, ale studiował w Petersburgu, tam też został asystentem przyrodnika prof. Szczepana Zalewskiego. Dzięki niemu wziął udział w wielu wyprawach naukowych, nie tylko na terenie Rosji. Dotarł również do Chin, Japonii, na Sumatrę i do Indii. Wiele obserwacji i przygód z tych podróży zawarł później w swoich książkach. A nie były to jedynie ekspedycje naukowe.

W 1905 r. wziął udział w rewolucji, został nawet wybrany na przewodniczącego komitetu, który przez pewien czas sprawował władzę w Mandżurii. Aresztowano go, na półtora roku trafił do twierdzy. Wcześniej wywinął się od już zasądzonej kary śmierci za organizowanie w Harbinie protestów przeciw rosyjskim represjom w Królestwie Kongresowym. Po rewolucji październikowej wspierał Białych, ściśle współpracował z admirałem Kołczakiem, został nawet jego bliskim doradcą. Książka „Zwierzęta, ludzie, bogowie”, która przyniosła mu światowy rozgłos, opowiada o przeżyciach Ossendowskiego w Rosji ogarniętej chaosem wojny domowej oraz nieprawdopodobnych przygodach, jakie przeżył w Mongolii. Tam z kolei został doradcą barona Ungerna, dowódcy Azjatyckiej Dywizji Konnej walczącej z bolszewikami.

Nie wiadomo, w jakim stopniu pisarz ubarwiał swoje wspomnienia, ale w ogromnej części są one prawdziwe. I tym książki Ossendowskiego różniły się od powieści Karola Maya, z którym przed wojną najczęściej go porównywano. May pisał z wyobraźni, Ossendowski był nie tylko naukowcem, podróżnikiem i awanturnikiem – on rzeczywiście znajdował się wielokrotnie w historycznym oku cyklonu.

Diabeł wcielony

To dlatego „Lenin” stał się książką przełomową. Nie jest to bowiem biografia napisana na podstawie kwerendy, analizy źródeł, wywiadów ze świadkami epoki. Nie jest to nawet powieść tylko o wodzu rewolucji. Ossendowski napisał fascynującą epopeję o Rosji, o upadku cywilizacji, zniszczeniu kultury i prześladowaniu religii, bo wszystko to widział na własne oczy. Śledzimy nie tylko losy Uljanowa – od dzieciństwa po grób – książka ma wielu innych bohaterów, zarówno najbliższych współpracowników Włodzimierza Iljicza, jak i przeciętnych Rosjan. Są tu włościanie pozbawiani ziemi, bezdomne dzieci, pop, który w hekatombie widzi szansę na odrodzenie prawosławia, wreszcie kupiecka rodzina Bołdyrewów, usiłująca przetrwać w rosyjskim piekle, ratując resztki człowieczeństwa.

Lenin jest tu demiurgiem, który uwalnia wszystkie demony, jakie tkwią w człowieku, kwestionuje moralność, rodzinę, jakiekolwiek więzi wspólnotowe. Od najmłodszych lat tak naprawdę nie interesuje go naprawianie świata – on chce go podpalić. Nie jest zainteresowany poprawą losu ludzi pracy, bo nimi gardzi (najbardziej chłopami). Nie wierzy w Boga, miłosierdzie, nie wie, co to współczucie. Nikogo nie kocha ani nie szanuje, napędza go jedynie nienawiść. Odrzuca demokrację, stawia na terror. Słowem – diabeł wcielony, choć Ossendowski stara się w jego biografii odnaleźć przyczyny takich, a nie innych wyborów życiowych.

Naiwność i cynizm

Książka prawdopodobnie nie była jedynym powodem, dla którego Ossendowski stał się osobistym wrogiem bolszewików. Pomijając fakt, że z nimi walczył podczas wojny domowej, wiele wskazuje na to, że to właśnie polski pisarz i podróżnik przekazał na Zachód dokumenty potwierdzające fakt, iż Lenin i kilku jego kluczowych współpracowników byli niemieckimi agentami. Jest o tym oczywiście mowa w książce, a czy jej autor rzeczywiście „maczał palce” w upublicznieniu materiałów zebranych przez kontrwywiad sztabu armii rosyjskiej, nie wiadomo.

Pierwsze wydanie (1930) „Lenina” ukazało się w momencie, gdy Zachód nie tylko pogodził się z istnieniem czerwonej Rosji, ale i zaakceptował ją jako sukcesora państwa carów. To czas, gdy zaczyna się wręcz moda na komunizm. Świat ma swoje wyobrażenia o szczęśliwym państwie rządzonym przez robotników i chłopów, a Kreml starannie go w tym utwierdza, korumpując ludzi mediów i kultury. W powieści Ossendowskiego sceny sutych bankietów urządzanych dla socjalistycznych polityków z Zachodu przeplatają się z obrazami dzieci umierających na ulicach z głodu. Entuzjazm, naiwność Francuzów i Włochów zestawiany jest z cynizmem i pogardą Rosjan. To się nie mogło podobać wtedy na Zachodzie. Z innych powodów mówienie o zbrodniach Stalina nie podobało się w czasie II wojny światowej, ale i po niej nikt prawdy o naturze sowieckiego systemu nie chciał przyjmować do wiadomości.

Zatruta gleba

„Rosji nie należy oddawać w ręce Polakom, oni nie myślą o Rosji uczciwie”. Słowa jednego z czołowych przedstawicieli marksistowskiego nurtu badań nad Rosją w Stanach Zjednoczonych, Moshe Lewina, przywołuje w najnowszym numerze „Rzeczy Wspólnych” prof. Henryk Głębocki (sam wydalony z Moskwy w 2017 roku, w trakcie badań naukowych prowadzonych na temat relacji polsko-rosyjskich w XIX wieku). Cytat pasuje jak ulał do opinii o książce Ossendowskiego, ale także o wielu innych wspomnieniach Polaków z nieludzkiej ziemi. Na przykład Gustaw Herling-Grudziński był w latach 50. traktowany przez włoskich intelektualistów jak trędowaty. „Skutek był taki, że to nie Polacy objaśniali światu Rosję, a ci nieliczni, którzy ją objaśniali i odegrali znaczącą rolę – Zbigniew Brzeziński czy Richard Pipes – byli oskarżani o to, że ponieważ sami pochodzą z Polski, zanieśli na światowe salony swoje zaściankowe, rusofobiczne uprzedzenia” – pisze Głębocki.

Richardowi Pipesowi wytykano, że to pod wpływem polskiej tradycji głosi tezę o niezmienności imperialnego charakteru Rosji – kraju pozbawionego wolności, własności, cech państwa prawa, tradycji obywatelskiej, który to stan wciąż się w dziejach Rosji reprodukuje. Głębocki przypomina, że pogląd ten, nazywany hipotezą ciągłości w dziejach Rosji, istotnie był niezwykle podobny do tradycji polskiej analizy rosyjskiego imperializmu. Najpełniej wyraził go Jan Kucharzewski w pracy „Od białego caratu do czerwonego”. Pipes uważał zaś, że socjalizm europejski zaszczepiony na gruncie rosyjskim wydał zatrute owoce dlatego, że sama rosyjska gleba była skażona.

Rozkopany grób

Lektura Ossendowskiego nieuchronnie prowadzi do podobnych wniosków. Choć od napisania „Lenina” minie niebawem 100 lat, nie sposób oprzeć się refleksji jak bardzo jest to powieść współczesna. Być może tego typu książki są brakującym ogniwem, niezbędnym przypisem do dywagacji na temat tego, co dziś dzieje się w Rosji. Nie sposób bowiem racjonalnie, posługując się narzędziami geopolityki, ekonomii czy współczesnej socjologii, wyjaśnić ani agresywnych działań imperium, ani wspierających je zachowań mieszkańców Rosji. Chyba że sięgniemy po „hipotezę ciągłości”.

Ferdynand Ossendowski był świadkiem prawdy, w jakimś sensie wręcz prorokiem w swoich historiozoficznych tezach. Jego biografia (jakże filmowa) jest też przykładem niezwykłej spójności słów i czynów. Walczył z bolszewikami w polu i na froncie idei, umarł nagle, 2 stycznia 1945 r., jakby nie mogąc zaakceptować nadchodzącej „czerwonej zarazy”. Musiał być rzeczywiście osobistym wrogiem bolszewików, skoro zaraz po wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski na rozkaz NKWD wywleczono z grobu ciało pisarza, by się upewnić, że faktycznie nie żyje.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.