Trudne oczyszczanie pamięci

Andrzej Grajewski

|

GN 28/2022

publikacja 14.07.2022 00:00

79. rocznicę ludobójstwa na Polakach na Wołyniu i w Galicji Wschodniej obchodzimy w szczególnym czasie. Ukraina walczy z Rosją o prawo do istnienia, a Polska wspiera ją politycznie, dostawami broni i bezprecedensową pomocą dla uchodźców. Te szczególne okoliczności nie usprawiedliwiają jednak milczenia o nierozwiązanych problemach dotyczących rozliczenia z przeszłością.

11.07.2022. Ambasador Ukrainy  Wasyl Zwarycz  składa kwiaty  przed pomnikiem Rzezi Wołyńskiej  w Warszawie. 11.07.2022. Ambasador Ukrainy Wasyl Zwarycz składa kwiaty przed pomnikiem Rzezi Wołyńskiej w Warszawie.
Wojciech Olkuśnik /East News

Polityczną odpowiedzialność za zbrodnie na Polakach ponosi Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Powstała w 1929 r. w Wiedniu. Zrzeszała radykalnych nacjonalistów. Jej celem było stworzenie niepodległej Ukrainy w granicach od Donu aż po Małopolskę. W Polsce działała nielegalnie, stosując masowy terror, m.in. dokonując zamachów na polskich polityków, ale także Ukraińców, zwolenników ugody z Polakami. Według ukraińskiego historyka Jarosława Hrycaka, do wybuchu wojny nacjonaliści z OUN zorganizowali 63 zamachy terrorystyczne. Zginęło w nich 25 Polaków, jeden Rosjanin, jeden Żyd i 36 Ukraińców. Przed wojną OUN nie dominowała w środowiskach ukraińskiej mniejszości żyjących na terenie II Rzeczypospolitej. Była w konflikcie z ukraińskimi partiami próbującymi doprowadzić do ugody z państwem polskim. Jej wpływy wzrosły po wybuchu II wojny światowej, kiedy upadek państwa polskiego dawał nadzieję na budowę niepodległej Ukrainy ze wsparciem III Rzeszy.

Argument siły

Jednym z liderów nacjonalistów był Stepan Bandera, skazany w 1936 r. na dożywocie za zorganizowanie zabójstwa ministra spraw wewnętrznych Bolesława Pierackiego. Już przed wojną głosił on, że wszystkich Polaków (Lachów) należy wygonić za San. Przekonywał, że Polacy nie słuchają ukraińskich argumentów, rozumieją tylko argument siły. Dlatego trzeba przemówić do nich siłą i terrorem. W jego filozofii zbrodnia była usprawiedliwiona, jeśli służyła sprawie narodowej. Takie myślenie stworzyło ideowe zaplecze dla ludobójczej akcji na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.

W czasie wojny w OUN doszło do rozłamu, powstały frakcje Andrija Melnyka (OUN-M) i banderowców (OUN-B), kierowana przez Banderę. Obie prezentowały skrajnie nacjonalistyczne i antypolskie poglądy. Obie współpracowały z Niemcami, licząc na pomoc Hitlera w zbudowaniu niepodległego ukraińskiego państwa. Ten plan zawalił się pod koniec czerwca 1941 r., kiedy środowisko polityczne Bandery ogłosiło we Lwowie akt niepodległości Ukrainy i powołało rząd. Niemcy takiego rozwiązania nie chcieli. Ukraina miała pozostać ich kolonią, a nie samodzielnym partnerem. Aresztowano Banderę i niektórych członków kierownictwa OUN. Do września 1944 r. Bandera był więźniem KL Sachsenhausen, gdzie Niemcy stworzyli mu nadzwyczajne warunki, m.in. umożliwiając systematyczne odwiedziny żony.

W 1942 r. OUN zaczęła tworzyć własne siły zbrojne – Ukraińską Powstańczą Armię (UPA), która podjęła walkę z niemieckim i sowieckim okupantem, a później z Polakami. Wiosną 1943 r. siły UPA na Wołyniu wzmocniły oddziały ukraińskiej policji pomocniczej, które porzuciły współpracę z Niemcami m.in. przy mordowaniu Żydów, i poszły do lasu. Wcześniej, jesienią 1942 r., Centralny Prowid OUN zdecydował o wypędzeniu Polaków z ziem, na których przeważała ludność ukraińska. Już wtedy zakładano, że tzw. polski aktyw (księża, nauczyciele, lokalni działacze) zostanie wymordowany. Na początku 1943 r. kierownik wołyńskiej OUN-B i dowódca UPA Dmytro Klaczkiwski „Kłym Sawur” rozkazał, aby na Wołyniu dokonać całkowitej fizycznej eksterminacji Polaków. 9 lutego 1943 r. oddział UPA wymordował pierwszą polską wieś – Parośle. Wkrótce podobny los spotkał następne. W atakach udział brali miejscowi chłopi, w tym także ci zmuszani pod groźbą śmierci. Ich udział miał stwarzać wrażenie spontanicznego buntu dążącego do pozbycia się polskich „okupantów”.

„Krwawa niedziela”

Szczytowym momentem ataków była „krwawa niedziela” 11 lipca 1943 r. Oddziały OUN-B i UPA przypuściły szturm na ok. 100 polskich miejscowości. Wiele ataków miało miejsce podczas niedzielnych Mszy św. Mordowano zarówno wiernych, jak i kapłanów. Zniszczenie miało charakter totalny. Wsie palono, ich mieszkańców mordowano, nieraz z wyjątkowym okrucieństwem, a ich dobytek grabiono. Kolejna fala zbrodni przetoczyła się w następnych miesiącach przez województwa: poleskie, lwowskie, tarnopolskie, stanisławowskie, a później objęła leżące obecnie w granicach RP powiaty hrubieszowski, przemyski i tomaszowski. Głównym dowódcą UPA od końca sierpnia 1943 r. był gen. Roman Szuchewycz „Taras Czuprynka”. To on odpowiadał za antypolską czystkę w Galicji Wschodniej.

Mordy ułatwiał fakt, że ludność polska była na Wołyniu mniejszością. Według niemieckich szacunków w 1942 r. Wołyń zamieszkiwało ok. 306 tys. Polaków (14,6 proc. ogółu ludności). Przed wojną ten procent był wyższy (16,6 w 1931 r.). Ogromna była także dysproporcja sił. Gdy zaczęła się rzeź, w oddziałach AK na Wołyniu pod bronią było jedynie 1500 partyzantów. Siły UPA na tym terenie liczyły 35–40 tys. uzbrojonych ludzi. W tych warunkach polski opór udało się zorganizować tylko w kilku punktach, gdzie chronili się ci, którzy ocaleli z rzezi.

Szacuje się, że w 1943 r. ukraińscy nacjonaliści zamordowali na Wołyniu ok. 60 tys. Polaków, głównie mieszkańców wsi. W trakcie polskich akcji odwetowych na tym terenie zginęło ok. 2–3 tys. Ukraińców. Kolejnych co najmniej 4 tys. Ukraińców zamordowały oddziały AK i BCh na Zamojszczyźnie w 1944 r. Oddziały partyzanckie, w których często służyli żołnierze z Wołynia, zniszczyły wówczas kilkadziesiąt wsi. W niektórych, jak w Sahryniu (marzec 1944 r.), doszło do masakry kilkuset ukraińskich cywilów. Warto dodać, że kiedy oddziały banderowskie mordowały Polaków, nie brakowało Ukraińców, którzy w różny sposób starali się pomagać lub ratować polskich sąsiadów. Udokumentowanych jest ponad 1300 takich przypadków w 500 miejscowościach na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. Co najmniej kilkuset Ukraińców zostało za to zamordowanych przez banderowców.

Bez grobów

Szacuje się, że ukraińscy nacjonaliści zamordowali na Wołyniu i w Galicji Wschodniej około 130 tys. Polaków. Pełna lista ofiar nie została sporządzona. W ówczesnych warunkach nie było możliwości prowadzenia takiej dokumentacji, a w wielu wsiach i koloniach na Wołyniu nikt nie ocalał. Chociaż od ludobójstwa upłynęło blisko osiemdziesiąt lat, nadal nie znamy lokalizacji wszystkich dołów śmierci, w których leżą pomordowani. Nic nie wskazuje na to, aby ten stan miał się szybko zmienić. W 2017 r. zakazano prowadzenia wszelkich prac ekshumacyjnych na terenie Ukrainy. Z kilkuset miejsc, w których wymordowano Polaków, przebadano dotąd jedynie 5 proc. Do dzisiaj nie spotkała się z pozytywną odpowiedzią zgłoszona przed 10 laty przez metropolitę lwowskiego obrządku łacińskiego abp. Mieczysława Mokrzyckiego inicjatywa, aby duchowni prawosławni i greckokatoliccy w swoich parafiach postawili na mogiłach Polaków zamordowanych i pogrzebanych bez pogrzebu proste drewniane krzyże.

Spór o pamięć

Pomimo wielu deklaracji i spotkań nie udało się również stworzyć wspólnej płaszczyzny z ukraińskimi historykami, pozwalającej na obiektywne i wolne od nacjonalistycznej gorączki zbadanie wszystkich źródeł i ustalenie podstawowych faktów. Także gesty pojednania z udziałem polskich i ukraińskich prezydentów oraz hierarchów kościelnych w niewielkim stopniu zmieniły nastawienie społeczne. UPA jest dla wielu Ukraińców formacją walczącą przeciwko dwóm totalitaryzmom: komunizmowi i nazizmowi, jej zbrodnie na Polakach nie są dostrzegane bądź relatywizowane. W ukraińskich mediach i debacie publicznej mówi się eufemistycznie o „tragedii wołyńskiej” bądź „obopólnych czystkach etnicznych”. Większość ukraińskich historyków neguje masowy charakter zbrodni, twierdząc, że jeśli do nich dochodziło, to był to margines. Nie brakuje różnych prób jej usprawiedliwiania szerszym kontekstem historycznym i przedstawiania jako żywiołowego buntu chłopskiego, będącego odpowiedzią na „kolonialny ucisk” strony polskiej. Popularne jest tłumaczenie, że ludobójcza akcja UPA była w istocie odsłoną wojny polsko-ukraińskiej, w trakcie której obie strony popełniały zbrodnie wojenne.

Po agresji Rosji na Ukrainę w 2014 r. OUN-UPA i Bandera stali się dla Ukraińców symbolami patriotyzmu i oporu wobec Rosji. W kwietniu 2015 r. Rada Najwyższa przyjęła cztery ustawy, tworzące podstawy prawne dla ukraińskiej polityki historycznej. Ich celem było odcięcie się od sowieckiej przeszłości i budowanie tożsamości na ukraińskim nacjonalizmie. W jednej z tych ustaw członków OUN i UPA uznano za bojowników o niepodległość, a ich krytyka została prawnie zakazana. Należy podkreślić, że w intencji ukraińskich władz kult UPA miał być narzędziem mobilizacji do wojny z Rosją, a nie przejawem wrogości do Polski. Na to nakładała się rosyjska propaganda, głosząca, że od rewolucji godności na Majdanie w 2014 r. Ukrainą rządzą banderowcy. Dlatego próby wskazywania na odpowiedzialność UPA za zbrodnie na Polakach były po stronie ukraińskiej odbierane jako atak na ich wartości patriotyczne i wspieranie rosyjskiej propagandy. Nie bez znaczenia był także czynnik godnościowy. Nieraz w kontekście takich dyskusji słyszałem od strony ukraińskiej, że Polacy nie będą nam dyktować, kto u nas może stać na pomnikach. Reakcją na heroizację UPA była uchwała polskiego Sejmu z 22 lipca 2016 r. o uznaniu 11 lipca za dzień pamięci o ludobójstwie dokonanym przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP w latach 1943−1944, a także nowelizacja ustawy o IPN umożliwiająca wszczynanie postępowań karnych wobec osób, które zaprzeczają zbrodni wołyńsko-galicyjskiej.

Oczyszczenie pamięci

Problem, przed którym stoimy, jest nie tylko sporem o historię, ale pytaniem o jej miejsce w bieżącej polityce. W interesie Polski leży pomaganie Ukrainie w jej walce z agresją rosyjską, wspieranie jej akcesji do Unii Europejskiej, dozbrajanie i pomoc dla uchodźców. Z pewnością nie należy bieżącej polityki uzależniać od sporów historycznych, ale bez ich rozwiązania nie będzie pojednania i perspektyw szerszej integracji obu narodów. Dlatego oczyszczenie pamięci, do którego Polaków i Ukraińców nawoływał Jan Paweł II, jest ciągle aktualnym zadaniem. Ważnym gestem ze strony ukraińskiej byłaby zgoda na prowadzenie przez IPN prac ekshumacyjnych oraz budowa cmentarzy pomordowanych Polaków. Oczywiście Ukraińcy mają także prawo do pochówku poległych na terenie państwa polskiego żołnierzy UPA. Możemy również oczekiwać, aby z ukraińskiej przestrzeni publicznej zniknęły pomniki upamiętniające postaci co najmniej osobiście odpowiedzialne za mordy na Polakach. Dobrze byłoby, aby podjęła działanie wspólna komisja historyków oraz autorów podręczników, co pozwoliłoby zapisać podstawowe fakty w programach nauczania obu krajów.

W Polsce pojawiają się głosy, że wojna, jaką toczy Ukraina z Rosją, jest złym czasem do rozpamiętywania przeszłości. Zwłaszcza kiedy rosyjska agresja jest prowadzona pod hasłem denazyfikacji Ukrainy. Byłbym w stanie przyjąć tę argumentację, gdyby nie to, że dla Ukrainy nigdy nie było dobrego czasu, aby odpowiedzialnie, i stając w prawdzie, zająć się tym tematem. Problem sam nie zniknie. Politycy mogą kluczyć, ale polska opinia publiczna nigdy nie zrezygnuje z upominania się o godny pochówek pomordowanych i będzie protestować przeciwko stawianiu na cokołach ich morderców. To nie są wygórowane postulaty. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.