Niemcy pod ścianą

Jacek Dziedzina

|

GN 28/2022

publikacja 14.07.2022 00:00

Niemcy wpadli w panikę: Rosja zakręciła im kurek gazociągu Nord Stream 1. Moskwa chce w ten sposób zmusić Berlin do wywierania większego nacisku na Kijów, by ten skapitulował przed Rosją.

Dzięki gazociągom Nord Stream 1 i 2 Niemcy chciały stać się głównym dystrybutorem rosyjskiego gazu w Europie. Dzięki gazociągom Nord Stream 1 i 2 Niemcy chciały stać się głównym dystrybutorem rosyjskiego gazu w Europie.
istockphoto

Jak to leciało? „Gazociągi Nord Stream 1 i 2 to projekty wyłącznie biznesowe, nie mają charakteru politycznego”. Tak mniej więcej brzmiała większość zaklęć, jakimi niemieckie elity, z byłą kanclerz Angelą Merkel na czele, przez lata próbowały czarować opinię publiczną i chyba same siebie. Wszyscy na wschód od Odry przestrzegali Niemcy i Europę, że dla Moskwy surowce nie tylko były, są i będą narzędziem do uzależnienia Zachodu od Rosji i wywierania nacisków, ale że jest to również szykowanie gruntu pod wojnę w Europie, a na pewno do agresji co najmniej na Ukrainę i być może na kraje bałtyckie oraz Polskę (oba gazociągi omijają te wszystkie państwa szerokim łukiem). Dziś Niemcy przechodzą przyspieszoną lekcję tego, co oznacza uzależnienie od rosyjskiego gazu. Już od paru tygodni w wielu landach trwa mobilizacja „oszczędnościowa”: wyłączane są baseny, latarnie, wieczorami brakuje ciepłej wody… Wszystko to miało przygotować Niemców na najgorsze, czyli odcięcie ich od stałego dopływu gazu z Rosji, a i tak od połowy czerwca przepływ surowca przez gazociąg był zmniejszony o ok. 60 proc. W poniedziałek 11 lipca rosyjska agencja RIA Novosti podała oficjalnie, że gaz nie płynie już do Niemiec gazociągiem Nord Stream 1 (Nord Stream 2 nie został dotąd uruchomiony). Formalnie powodem są trwające konserwacje, które mają potrwać 10 dni – do 21 lipca. Nadal wprawdzie płynie gaz gazociągiem „Przyjaźń”, ale w Berlinie wszyscy zrozumieli sygnał z Moskwy: to ostatnie ostrzeżenie w kwestii wsparcia dla Ukrainy.

Z tym akurat Niemcy i tak mają od początku problem, ale można spodziewać się, że teraz naciski Berlina na Kijów, by przystał na warunki Putina, będą jeszcze większe. Nie jest przypadkiem, że dzieje się to wszystko w chwili, gdy Rosjanie przypuszczają zmasowany atak w Donbasie, a Ukraińcy otrzymali w końcu duże ilości ciężkiego sprzętu, który zadaje poważne straty agresorom. Żeby uświadomić sobie skalę paniki, jaka zapanowała w Niemczech, warto przywołać nagłaśniany w ostatnich dniach „epizod z turbiną”. Niemcy bardzo naciskali na Kanadę, by zgodziła się oddać serwisowaną na jej terytorium turbinę Siemensa, która jest częścią całego systemu przesyłowego Nord ­Stream 1. Kanada zgodziła się na to, choć jest to ewidentny wyłom w sankcjach nałożonych przez Zachód na Rosję. Strona kanadyjska tłumaczyła to oczywiście tym, że nie chce narażać Niemców na niedobór gazu, ale jak widać, to nie powstrzymało Rosji przed zakręceniem kurka w NS1. Zresztą Ukraińcy trafnie wskazali, że „argument turbiny” jest o tyle chybiony, że gdyby Rosjanie chcieli zwiększyć przepływ gazu do Niemiec, mogliby spokojnie zrobić to przez ukraińskie gazociągi. Ponieważ tego nie zrobili, a dodatkowo odcięli gaz w NS1, jest oczywiste, że wysłali w ten sposób „ostatnie ostrzeżenie” Berlinowi. To nie wróży dobrze losom tej wojny. Bardzo niechętne udzielaniu pomocy Ukrainie Niemcy będą teraz pod jeszcze większą presją ze strony Kremla, by doprowadzić do kapitulacji Kijowa. Niemcy nie mogą sobie pozwolić na kryzys energetyczny, który spowoduje kryzys całej gospodarki.

Nad Wisłą nie ma powodów, by zacierać ręce. Nawet jeśli na usta ciśnie się „a nie mówiłem?”, w tym momencie musimy zdać sobie sprawę z tego, że kryzys w Niemczech uderzy w pozostałe kraje unijne, w tym również w Polskę, która jest jednym z głównych partnerów gospodarczych sąsiadów zza Odry. Znaleźliśmy się w sytuacji patowej. Niemcy nie mają już czasu na szukanie alternatywnych dostaw gazu – mogą z czasem podłączyć się pod nasze szlaki tranzytowe, ale niemiecka gospodarka może tej przerwy w dostawach nie wytrzymać. Tak się kończą wszystkie sny o potędze (Niemcy dzięki gazociągom NS chciały stać się głównym dystrybutorem gazu w Europie) budowanej na partnerstwie z nieprzewidywalnym partnerem. A raczej przewidywalnym, przynajmniej w naszej części Europy. Bo taki scenariusz przewidzieliśmy już kilkanaście lat temu. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.