Gruzja. Wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi, gdzie obchodzono 5. rocznicę „rewolucji róż”, miała nieoczekiwany i dramatyczny finał. 23 listopada, już po głównych uroczystościach w Tbilisi prezydent Saakaszwili zaproponował naszemu prezydentowi wizytę w jednym z osiedli dla uchodźców przy granicy z Osetią Południową
Prezydenci Kaczyński i Saakaszwili koło wsi Achmadżi, gdzie ich kolumna została ostrzelana ze strony osetyńskiego bądź rosyjskiego posterunku fot. PAP/EPA/IRAKLI GEDENIDZE
Później nagle zmieniono trasę i prezydenci pojechali do Achałgori – enklawy, która wbrew porozumieniu Miedwiediew–Sarkozy zakładającemu wycofanie wojsk na pozycje sprzed sierpniowego konfliktu, nadal pozostaje pod kontrolą wojsk rosyjskich.
Kilka minut po godz. 18. czasu miejscowego kolumna pojazdów z prezydentami Gruzji i Polski podjechała do kontrolowanego przez Rosjan posterunku koło wsi Achmadżi. Wówczas z odległości ok. 30 metrów posterunek otworzył ogień z broni maszynowej.
Nikt w konwoju nie został trafiony, prezydenci wrócili do Tbilisi. Prezydent Saakaszwili uznał incydent za rosyjską prowokację. Władze Rosji i Osetii Południowej oceniły, że nikt z ich strony nie strzelał, a incydent był nieudolnie przygotowaną prowokacją gruzińską.
Natomiast szef osetyjskiego KGB Boris Attojew powiedział, że kolumna samochodów próbowała wjechać na terytorium Osetii Południowej, lecz pogranicznicy zatrzymali konwój i wytłumaczyli osobom towarzyszącym prezydentom, że granica między Osetią Południową a Gruzją jest zamknięta, po czym kolumna zawróciła.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.