"Gość Niedzielny" przed sąd

Fakty i opinie - ks. Marek Gancarczyk, redaktor naczelny

|

GN 29/2008

publikacja 19.07.2008 08:28

POZEW SĄDOWY. Za nazywanie przez „Gościa” aborcji zabójstwem będę musiał prawdopodobnie odpowiedzieć przed sądem. Odpowiem, bo uważam, że mówienie o rzeczach oczywistych jest obowiązkiem przyzwoitych ludzi.

Pani Alicja Tysiąc pozwała do sądu mnie i wydawcę „Gościa Niedzielnego”, czyli Archidiecezję Kato-wicką, za naruszenie dóbr osobistych. Tak wynika z notatki zamieszczonej w „Gazecie Wyborczej” 8 lipca br. Pozew miał trafić do Sądu Okręgowego w Katowicach w piątek 4 lipca. Piszę „miał”, bo do chwili zamknięcia tego numeru nie otrzymałem żadnej oficjalnej informacji. Zatem opieram się tylko na doniesieniach prasowych.

Za co to odszkodowanie?
Artykuł w „Wyborczej” ukazał się pod tytułem: „Proces za »niedoszłą morderczynię«”. Tytuł intrygują-cy, ale wprowadzający w błąd. Nigdy w „Gościu” nie nazwaliśmy pani Alicji Tysiąc „niedoszłą morderczynią”. Owszem, odniosłem się do decyzji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu z jesieni zeszłego roku, nakazującej rządowi polskiemu wypłacenie pani Tysiąc odszkodowania za… No właśnie, za co? Przypomnę: pani Alicja Tysiąc chciała dokonać aborcji. Mówiąc precyzyjniej, chciała zabić własne dziecko. Na szczęście nie udało się jej. Jeżeli ktoś uważa, że nazywanie aborcji zabójstwem jest nadużyciem lub „mową nienawiści” – jak sugeruje mecenas Marcin Górski, pełnomocnik Alicji Tysiąc – niech sięgnie do encykliki Jana Pawła II „Evangelium vitae”. Znajdzie tam takie zdanie: „Żadne słowo nie jest w stanie zmienić rzeczywistości: przerwanie ciąży jest – niezależnie od tego, w jaki sposób zostanie dokonane – świadomym i bezpośrednim zabójstwem istoty ludzkiej”.

Jaja wróbli ważniejsze
A co takiego napisałem, że uznano moje słowa za podstawę pozwu sądowego? Komentując wspomniany wyrok, stwierdziłem: „W konsekwencji pani Tysiąc otrzyma 25 tys. euro odszkodowania, plus koszty postępowania, za to, że nie mogła zabić swojego dziecka. Mówiąc inaczej, żyjemy w świecie, w którym mama otrzymuje nagrodę za to, że bardzo chciała zabić swoje dziecko, ale jej nie pozwolono” (GN 40/2007, s. 3). Nie wycofuję się z tych słów. Nawet gdybym chciał, w imię prawdy nie mogę. Bo prawda jest taka, że lekarze ustrzegli kobietę przed zabiciem swojego dziecka, za co ona zażądała odszkodowania i otrzymała je. A teraz jeszcze chce ciągać po sądach tych, którzy nazwali rzecz po imieniu. To nie jest normalny świat. W tym świecie jajo wróbla okazuje się ważniejsze od nienarodzonego dziecka. Naprawdę! Zgodnie z ustawą z 16 kwietnia 2004 roku o ochronie przyrody i z rozporządzeniem Ministra Ochrony Środowiska Naturalnego z 29 września 2004 roku w sprawie gatunków dziko występujących zwierząt objętych ochroną, istnieje w Polsce zakaz niszczenia jaj ptaków, w tym pospolitych wróbli. Wniosek: jeszcze nie wyklute wróble podlegają całkowitej ochronie (zresztą słusznie), natomiast nienarodzone dzieci nie są objęte pełną ochroną prawną, wskutek czego w pewnych okolicznościach można je niszczyć. Czy to jest normalny świat?

Wyłączyć myślenie
Alicja Tysiąc zarzuca mi też podobno, że porównałem ją do hitlerowskich zbrodniarzy. To także nieprawda. W rzeczywistości w swoim tekście sędziów trybunału w Strasburgu zestawiłem z esesmanami z Oświęcimia. Tak się złożyło, że w numerze, w którym skomentowałem wyrok w sprawie odszkodowania dla pani Tysiąc, zamieszczony został artykuł o prywatnym albumie Karla Honeckera, esesmana z Auschwitz. Album trafił do obozowego muzeum latem zeszłego roku. Na zdjęciach utrwalono wyższych oficerów z obozu koncentracyjnego, wypoczywających „po pracy”. Weekendy spędzali na odpoczynku z rodzinami w pobliskim Międzybrodziu Bialskim. Na zdjęciach są zrelaksowani, uśmiechnięci, beztrosko rozmawiają. Mają prawo, przecież ciężko pracowali przez cały tydzień. A że ich praca polegała na organizowaniu zbiorowego morderstwa, no cóż, takie czasy, takie rozkazy. Kazano im wyłączyć myślenie, to wyłączyli. Skąd pomysł, by sędziów trybunału strasburskiego zestawić z nimi? Sędziowie zapytani, co brali pod uwagę w czasie rozprawy o odszkodowanie, odpowiedzieliby zapewne, że tylko ściśle przestrzegali procedur. Zastanawiali się nad tym, czy pewna mama miała prawo skorzystać z aborcji, czy nie. Doszli do wniosku, że miała takie prawo, a ponieważ nie mogła z niego skorzystać, powinna dostać odszkodowanie. Tylko tyle. Czego więc się czepiam, posuwając się do tak niestosownego porównania? Nie wierzę, by sędziowie nie wiedzieli, co kryje się za określeniem „zabieg przerwania ciąży”. A gdyby jakimś cudem jednak nie wiedzieli, to nie powinni pełnić tak eksponowanych i ważnych funkcji. Powtórzę: sędziom polecono wyłączyć myślenie, to wyłączyli. Po co psuć sobie samopoczucie.

Klub fundamentalistów
Dobrze się stało, że dziecko pani Tysiąc się urodziło. Źle się dzieje, że co kilka miesięcy sprawa wraca na forum publiczne. Źle dla samej pani Tysiąc, ale przede wszystkim dla jej dzieci. Jednak ani w zeszłym roku, ani teraz nie stało się to z inicjatywy „Gościa”. Zawsze był to skutek działań albo pani Tysiąc, albo osób, które jej doradzają. Widocznie bardzo zależy im na rozgłosie. A czy pozew służy „Gościowi”? Jak najbardziej. Mimo że „Gazeta Wyborcza” od jakiegoś czasu sugeruje, że staliśmy się tygodnikiem fundamentalistycznym. Jeżeli fundamentalizm ma polegać na ochronie życia najsłabszych, bo jeszcze nienarodzonych, to „Gość Niedzielny” z największą przyjemnością pozo-stanie w tym obozie. Tym bardziej że, jak się okazało, do tego fundamentalistycznego klubu należy bardzo wiele osób. Być może w całej 85-letniej historii „Gościa” do redakcji nie dotarło tyle słów poparcia i jedności, co przez ostatnie dni. Za wszystkie w imieniu własnym i całej redakcji serdecznie dziękuję. Telefonowali i przysyłali e-maile małżonkowie, całe rodziny, a także dziennikarze oraz prawnicy, którzy zaoferowali pomoc prawną w czasie procesu. Słowa solidarności, poparcia dotarły do nas z redakcji „Przewodnika Katolickiego”. Listy jedności podpisane przez setki osób przysyłali też uczestnicy letnich oaz Ruchu Światło-Życie. Bardzo sobie cenię to poparcie, zwłaszcza że twórca ruchu oazowego, ks. Franciszek Blachnicki, doświadczał nie takich szykan. Uwięziony i postawiony przed komunistycznym sądem za skuteczną akcję trzeźwościową powiedział: „Nie proszę o łagodny wymiar kary, bo z punktu widzenia sprawy, którą reprezentuję, im większy wyrok, tym lepiej”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.