Opactwo odżywa

Szymon Babuchowski, zdjęcia Henryk Przondziono

|

GN 10/2011

publikacja 12.03.2011 23:46

Dokładnie 400 lat temu benedyktynki przybyły na jarosławskie Wzgórze św. Mikołaja. Potem, podczas zaborów, zniknęły na ponad dwa wieki, a klasztor popadł w ruinę. Siostry wróciły przed 20 laty, by na nowo ożywić zapomniane opactwo.

Wjeżdżamy przez bramę w XVII-wiecznym potężnym murze, za którego sprawą jarosławskie opactwo nazywane jest „podkarpackim Carcassonne”. Naszym oczom ukazuje się zespół klasztorny w całej okazałości. Górują nad nim dwie wieże kościoła śś. Mikołaja i Stanisława Biskupa. Napis na portalu u wejścia do kościoła mówi o fundatorce klasztoru – Annie Ostrogskiej. W żyłach tej zacnej pani płynęła krew dwóch rodów, które wcześniej wydały świętych: Odrowążów i Kostków. To właśnie ona 400 lat temu sprowadziła do Jarosławia benedyktynki.



W dawnych pomieszczeniach klasztornych mieści się Ośrodek Kultury i Formacji Chrześcijańskiej




Matki Bożej z Dzieciątkiem w ołtarzu kościoła śś. Mikołaja i Stanisława Biskupa


Zróbcie coś z tym
Jeszcze 20 lat temu opactwo było jedną wielką ruiną. Ponad dwa wieki nieobecności benedyktynek w tym miejscu zrobiło swoje. Po kasacie klasztoru w 1782 r. opuszczone budynki zajęła armia austriacka, umieszczając tam komisję mundurową, a następnie koszary. W międzywojniu obiekt należał do wojska polskiego, a podczas okupacji hitlerowcy zamienili zespół na stajnię, magazyny, więzienie i miejsce straceń polskich patriotów. Wycofując się w 1944 roku, wzniecili pożar. Na szczęście klasztor nie spłonął. Po wojnie właścicieli było wielu: szkoła budownictwa z internatem, kombinat rolniczo-przemysłowy, a pod koniec lat 80. ub. wieku – Igloopol. Wreszcie franciszkanin o. Albin Sroka powiedział do przemyskich benedyktynek: – Zróbcie coś z tym.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.