Wszystko płynie

Marcin Jakimowicz

|

GN 01/2011

publikacja 03.01.2011 20:10

Tego dnia przez Beskid Niski, Bieszczady, Polesie i Suwalszczyznę płynie biblijna rzeka Jordan, a Bóg objawia się nad Bugiem. Takie rzeczy tylko na Wschodzie.

Wszystko płynie

W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Bugu... Tak mógłby wyglądać początek Ewangelii św. Marka. Wersja wschodnia. Jedno jest pewne: nad prawdziwym Jordanem było cieplej! Klub Morsa „Jordan” Czytanie z Księgi proroka Ezechiela: „Potem poprowadził mnie ów mąż w kierunku wschodnim i kazał mi przejść przez wodę; sięgała aż do kostek”. Na całej połaci śnieg… – zaśpiewaliby o dzisiejszej aurze Starsi Panowie Dwaj. Zmarznięty, opatulony od stóp do głów tłum na rozgrzewkę śpiewa inny radosny hymn: „Graj swą pieśń, Jordanie, raduj się Janie!”. Chrzest Jordanu, zwany też Teofanią, Epifanią lub Świętem Światła, jest jednym z najważniejszych świąt Wschodu. I chyba najbardziej malowniczym. Choć aura nie rozpieszcza feerią kolorów, a scenerią uroczystości są zaspy i skute lodem rzeki lub – w najgorszym wydaniu – ogromna plucha i wszechobecne błoto, wody śmierci zamieniają się tego dnia w strumienie życia, przeklęty potop w źródło błogosławieństwa, a przez wschodnie wioski płynie biblijny Jordan.  – Tego dnia liturgia wspomina trzy momenty objawienia się chwały Jezusa: pokłon Trzech Króli, chrzest w Jordanie i cud w Kanie Galilejskiej – wyjaśnia marianin o. Maciej Zachara, obok pięknie udekorowanej studni przy neounickiej cerkwi w Kostomłotach. – Przez wieki w zachodnim chrześcijaństwie na pierwszy plan wysunęło się święto Trzech Króli. Inne są w tle. A Wschód pielęgnował chwilę chrztu w Jordanie. Zimno… Nic dziwnego, że na trzaskający mróz mawia się w Rosji: „kriesztienskij moroz”, właśnie od nazwy święta Chrztu Pańskiego. Najstarsi pamiętają czasy, gdy przed II wojną światową młodzi wskakiwali do lodowatej wody. Brrr… Taka „jordanowa kąpiel” miała im zapewnić zdrowie i siłę. Klub Morsa „Jordan” zaprasza! Dziś w opustoszałych wioskach wschodniej Polski nikt nie wskakuje do rzek. Na liturgię przychodzą często same staruszki, a ministrantów trzeba pożyczać z sąsiednich parafii. Coraz częściej nabożeństwa organizuje się przy studniach. Młodych nie widać. Wyjechali. Do Białegostoku lub Białej Podlaskiej. Taka lokalna biała emigracja.

Trzy po trzy

Czytanie z Księgi proroka Ezechiela: „Następnie ów mąż kazał mi przejść przez wodę: sięgała aż do kolan”. W cerkwiach ludzie kłaniają się nisko przed ikoną Chrztu Pańskiego. Prawie nagi Chrystus zanurza się w spiętrzone, rwące wody Jordanu. „Na jordańskich falach czystych/ przywitał Chrystusa Jan/ Światłem promieni srebrzystych/ błysnął w górze tęczy łan” – śpiewa zmarznięty tłum, maszerując z cerkwi do pobliskich stawów czy rzek. W Kostomłotach czy Jabłecznej refren „Hraj pisnju Jordane, radujsia Iwanie” słychać aż po białoruskiej stronie Bugu. Za chwilkę „wielikaja agiasma”, czyli wielkie poświęcenie wody – celebrowane w Kościołach wschodnich nad brzegami rzek, jezior, mórz lub przy zwykłych studniach. Kapłan trzykrotnie zanurza w wodzie trzy płonące świece, pochyla się i trzy razy tchnie w nią na znak krzyża. Na końcu również trzykrotnie zanurza w wodzie krzyż. Lodowata woda ścieka po ranach Jezusa. „Obraz żywiołu, śmierci staje się »źródłem wody żywej«. Wody grobu stają się łonem. W wodzie umiera to, co stare i grzeszne, aby narodziło się to, co nowe i czyste. Tego dnia Bóg błogosławi wody całego świata” – piszą wschodni teologowie. W pachnących jerozolimskim kadzidłem cerkwiach używa się potrójnych świec, zwanych trójcami. W czasie trzykrotnie odmawianej modlitwy zanurza się zapalone świece w wodzie. „Głos Ojca zaświadczył o Tobie/ Umiłowanym Synem Ciebie nazywając!/ Zaś Duch Najświętszy w postaci gołębia/ Potwierdził słów tych prawdziwość!” – płyną słowa liturgii. Kapłan kropi wszystkich jordańską wodą. Na Ukrainie do dziś pielęgnuje się zwyczaj stawiania krzyży… z brył lodu. Zdarzało się, że barwiono je farbami, a kolorowe, jaskrawe krzyże wyrastały wprost z gigantycznych białych zasp. Czasem ze śniegu budowano nawet maleńkie zimowe cerkiewki. W „ciepłych krajach”, nad biblijnym Jordanem, prawosławni Grecy stojąc na wysokim podwyższeniu spuszczają do wody krzyż przybrany kwiatami. U nas wykuwa się przeręble.

Barszcz na świętej wodzie 

Czytanie z Księgi proroka Ezechiela: „I znów odmierzył jeszcze tysiąc [łokci]: był tam już potok, przez który nie mogłem przejść, gdyż woda była za głęboka, była to woda do pływania, rzeka, przez którą nie można było przejść”. Święto Jordanu jest jednym z dwunastu wielkich świąt Wschodu. Świadczy o tym m.in. poprzedzająca je wigilia, w czasie, której wierni zobowiązani są do ścisłego postu. Wigilia ta nazywana jest drugim świętym wieczorem, w odróżnieniu od Wigilii Bożego Narodzenia. Na Ukrainie i Białorusi serwuje się tego dnia barszcz z olejem, gołąbki oraz kutię. Do każdej przygotowywanej potrawy gospodynie dodają łyżkę święconej wody. Przez żołądek do serca.Tego dnia w wielu wschodnich parafiach rozpoczynają się tradycyjne odwiedziny kolędowe. Ludzie przygotowują na stole ikonę, zapaloną świecę, chleb i sól. I oczywiście jordańską świętą wodę. Wystarczy odwiedzić kilka monasterów, by przekonać się, jak ważnym elementem prawosławnego świata jest woda. W Rosji, na Łotwie czy w Estonii tuż przy wejściu do cerkwi stoją ogromne baniaki. Ludzie wchodzący do świątyń nie zanurzają w nich, jak katolicy, dłoni, ale czerpią wodę do kubków i piją. Przy wielu sanktuariach są święte źródełka. Wchodzę do żeńskiego monasteru Zaśnięcia Matki Bożej na „żurawinowym wzgórzu” w estońskim Kuremae i przecieram oczy ze zdumienia. Zastaję obrazek wprost ze wschodniej bajki. Pod drewnianą chałupą z solidnych bali opatulone w chusty mniszki karmią rybami znudzonego, człapiącego nieopodal cerkwi bociana. Tysiące pielgrzymów przychodzących do położonego tuż przy granicy z Rosją sanktuarium posłusznie maszeruje do cudownego źródełka. W kryształowej wodzie u stóp wzgórza nogi moczą i protestanci, i katolicy. Wszyscy liczą na cud. Na „Spasa” na Świętej Górze Grabarce wśród straganów z serwowanymi przez białoruskie mniszki syropami „Zołotaja Sybir” i kilogramami ikon można kupić chusteczki. Nie, nie jednorazowe. Bawełniane. Wierni moczą je w źródełku, przykładają do chorych miejsc, a później wieszają na sznurkach. Na wietrze łopocze flota płóciennych chustek.  W Święto Jordanu również wszystko płynie. Po uroczystościach ludzie nalewają pobłogosławioną wodę do butelek po coca-coli czy Kubusiu. Jordan w plastikowych litrowych pojemnikach i słoikach po konfiturach trafia do domów. Musi go wystarczyć do następnego razu. „W to święto wszyscy zaczerpnijmy wody i zanieśmy ją do domu, chroniąc cały rok. Dokonuje się dziwne zjawisko: Ta Woda w swojej istocie nie psuje się z upływem czasu, ale czerpana dzisiaj zachowuje się świeża przez cały rok, a nawet przez wiele lat. Po tak długim czasie pozostaje ona taką, jak woda przed chwilą zaczerpnięta ze źródła” – wołał święty Jan Złotousty. – Ta woda ma niezwykłą moc, ponieważ to Bóg-Trójca, jako ogień Bóstwa zstępuje trzykrotnie na wodę – słyszę w Jabłecznej, w miejscu, gdzie wedle legendy przed wiekami rybacy zarzucili sieci i wyłowili płynącą Bugiem ikonę świętego Onufrego. – A czy ludzie rzeczywiście wierzą w to, że ta woda jest uświęcona? – Oczywiście – odpowiada ojciec Makary. – Jeszcze w okresie międzywojennym przestrzegano zakazu prania w rzece przez okres czternastu dni po „Jordanie”. Ludzie nie chcieli bezcześcić świętej wody. To już nieaktualne. Dziś w Bugu nikt już nie pierze.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.