Perła Orientu

Tomasz Rożek, zdjęcia Roman Koszowski

|

GN 47/2010

publikacja 25.11.2010 12:35

Gdy w 1972 r. Szanghaj odwiedzał prezydent USA Nixon, całe dzielnice były pozbawione prądu. Dzisiaj Szanghaj jest centrum finansowym Chin, jednym z największych i najbogatszych miast świata i największym portem wschodniego wybrzeża Azji.

Perła Orientu Roman Koszowski

Tym zielonym światłem, jakie rząd komunistycznych Chin dał Szanghajowi, nie były dotacje z budżetu centralnego czy eksterytorialność. Po prostu pozwolono, by pieniądze wypracowane przez miasto mogły być inwestowane na miejscu. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Zmodernizowano rozsypującą się infrastrukturę, a niektórym dzielnicom władze miasta nadały status specjalnej strefy ekonomicznej. Tak było np. z położoną na wschodnim brzegu rzeki Huangpu dzielnicą Pudong. Dzisiaj, po zaledwie 20 latach, to jedno z największych na świecie centrów finansowych. Miejsce, w którym drapacze chmur rosną jak gęsty las, a na samym jego środku stoi najwyższy budynek na świecie – Shanghai World Financial Center.

Wrota Chin
Szanghaj liczy prawie 20 mln mieszkańców, a razem z dzielnicami przyległymi około 30 mln. To dane oficjalne, które w ogóle nie biorą pod uwagę tysięcy, dziesiątek tysięcy, a może nawet setek tysięcy robotników budowlanych, rozbudowujących miasto. Szanghaj w czasach rozkwitu nazywany był Perłą Orientu, ale w chwilach upadku Ladacznicą Azji. To przez tutejszy port do Chin dostawało się opium, uprawiane w azjatyckich koloniach brytyjskich. To tutaj zaczynały się wojny opiumowe. Szanghaj przez dziesięciolecia był miastem, w którym całe dzielnice, autonomiczne protektoraty, miały w swoim posiadaniu największe światowe mocarstwa. Swoje koncesje posiadali Brytyjczycy, Amerykanie i Francuzi. To przez Szanghaj cywilizacja i technika Zachodu wchodziły do Chin. Tutaj wybudowano pierwszą kolej, pierwszą linię telefoniczną, wodociągi, oświetlenie gazowe ulic i sieć elektryczną. Tutaj pojawiły się pierwsze tramwaje i samochody. To tutaj wylądował pierwszy na terenie Chin samolot (w 1909 roku). Od tego czasu wiele się wydarzyło. Upadła ostatnia chińska dynastia Qing (w 1912 r.) i powstała Republika Chińska. Szanghaj przeżył najazd wojsk japońskich i chińską wojnę domową. W 1949 roku zajęły go wojska komunistycznej Armii Ludowej. Później była kampania nazwana Wielki Skok Naprzód i doszczętnie wyniszczająca Chiny Rewolucja Kulturalna. W 1976 roku zmarł Mao Zedong, szef Komunistycznej Partii Chin i przywódca Państwa Środka. Po nim ster przejęli umiarkowani reformatorzy. W 1990 roku pozwolili Szanghajowi otworzyć się na handel z Zachodem. I historia zatoczyła koło. Po niemal dokładnie 100 latach Szanghaj znowu staje się bramą Chin. Miastem najnowocześniejszym, jednym z najbogatszych i najszybciej rozwijających się. Tak jak 100 lat temu cudzoziemcy przywozili do Chin przez Szanghaj nowe technologie, tak dzisiaj właśnie tutaj przyjeżdżają, by z Chinami prowadzić interesy. Dzięki taniej sile roboczej, ogromnemu rynkowi zbytu i pracowitości Chiny zaczynają się rozwijać. W ciągu zaledwie kilkunastu lat z kraju zapaści stały się bardzo ważnym graczem na międzynarodowym rynku. Nadchodzi czas Chin. I nie będzie to jedna dekada czy dwie, ale najpewniej kilka. 

Uśmiechnięte buźki

Lotnisko Szanghaj Pudong wydaje się leniwe i puste. Dopiero po chwili można zauważyć, że to tylko swego rodzaju złudzenie optyczne. Hala przylotów jest ogromna. Tłumy ludzi gubią się w tym ogromie. Wszystko ciche, czyste i przewidywalne. Grzeczni strażnicy w białych rękawiczkach, oznaczone przejścia, żadnego nerwowego pośpiechu, bałaganu czy niepewności. Przy okienku celników trzy przyciski. Zielona uśmiechnięta twarz, czerwona smutna i – pomiędzy nimi – twarz neutralna. Po sprawdzeniu deklaracji wjazdowej, wizy i paszportu (wszystko trwa najwyżej kilkanaście sekund), „mój” celnik (choć znacznie więcej tutaj celniczek) prosi, żebym ocenił jakość jego pracy, naciskając na odpowiednią ikonkę. Naciskam „uśmiechniętą buźkę” i myślę sobie, że jak zbierze dużo takich, to może dostanie jakiś order. Klimat może nawet nieco leniwego lotniska ma się nijak do tego, co można spotkać w położonym około 30 kilometrów dalej centrum miasta. Ścisłe centrum to tutaj nie kilka ulic, tylko ogromny obszar, na którym poza kilkunastoma liniami metra nie ma komunikacji miejskiej. Taksówkarze niemówiący po angielsku (nawet nierozumiejący angielskiej wersji mapy Szanghaju), rowerzyści i elektryczne skutery, których w ogóle nie słychać. Może gdyby przestrzegali zasad ruchu drogowego, brak jakichkolwiek odgłosów byłby ich zaletą. Ale tutaj nie ma zasad. A przynajmniej ja ich nie dostrzegłem. Czerwone światło to zaledwie rekomendacja, sugestia, że powinno się zatrzymać. Na pewno nie nakaz. Jedyną gwarancją przejścia (na zielonym świetle!) w całości na drugą stronę ulicy jest nie ufanie własnym uszom, tylko oczom. W Szanghaju przydałaby się ich jeszcze jedna para. Za to europejski nos wydaje się zbyt… wrażliwy. A może po prostu nieprzyzwyczajony? To szczególnie zauważalne w starszych dzielnicach miasta, gdzie restauracje, a właściwie kuchnie wydające orientalne posiłki na wynos (np. węże, kurze nogi czy różne rodzaje grillowanych grzybów) działają wprost na chodnikach. A pomiędzy nimi chodzą ludzie, jeżdżą bezgłośne skutery i bawią się dzieci.

Las wieżowców rośnie
Przyglądając się kilkupasmowym ulicom, wielopoziomowym rozjazdom autostradowym w centrum miasta i mostom wysokim jak drapacze chmur, trudno mi uwierzyć, że w Chinach osoby prywatne mogą kupować samochody dopiero od 15 lat. Na każdym kroku budowa. Po tych dopiero co skończonych natychmiast się sprząta, teren obsadza zielenią, w tym kilkumetrowymi drzewami, i… przenosi się dalej. Tempo rozwoju Szanghaju jest powalające. Nowe drapacze chmur powstają tu niemal co miesiąc. Gdy miasto wchodziło w erę swojego przyspieszonego rozwoju, w 1990 roku, najwyższym budynkiem był wybudowany jeszcze przed II wojną światową Hotel Park. Ma 84 metry. W ciągu trzech lat wybudowano charakterystyczną, choć niezbyt piękną wieżę telewizyjną – nazwaną Perłą Orientu (wysokość 468 metrów z iglicą), a po kolejnych pięciu latach w jej okolicy powstał mający 420 metrów wieżowiec Jinmao Tower. Był rok 1998, a w Szanghaju pracowała jedna czwarta wszystkich specjalistycznych dźwigów wysokościowych świata. W ciągu następnych 10 lat powstało tutaj prawie 500 wieżowców o wysokości przekraczającej 120 metrów (co odpowiada około 40 kondygnacjom). Jednym z takich budynków jest gigant Shanghai World Financial Center (SWFC). Budynek z najwyżej na świecie położoną platformą widokową. Tutaj można miasto oglądać z wysokości 492 metrów.Takich okazji się nie przepuszcza. Wjazd windą na 101. piętro trwa zaledwie kilkadziesiąt sekund. Z wysokości prawie 500 metrów trudno dostrzec ludzi, niełatwo dostrzec nawet samochody. Jak na dłoni widać jednak położoną po drugiej stronie rzeki dzielnicę portową Bund i najstarszą część miasta Nanshi. I ciekawostka. Budynek Shanghai World Financial Center ma fundamenty o głębokości 80 metrów.

…i tylko hutongów szkoda
Zachodniego turystę może dziwić, dlaczego w mieście o przynajmniej tysiącletniej historii jest tak mało zabytków. Ta obserwacja jest chyba kluczem do zrozumienia szybkiego rozwoju Chin. Bieg, a może nawet sprint w XXI wiek nie wynika tylko z tego, że dzisiaj Chiny są jednym z nielicznych państw, które mają pieniądze. Ekspresowa modernizacja to pochodna charakteru mieszkańców Chin. Tutaj nie liczą się (nigdy się nie liczyły) prawa jednostki, sentymenty i tradycja. Tutaj liczy się dobro ogółu. I cel, osiągany – czasami dosłownie – po trupach. Chiny rozwijają się nie dla swoich obywateli, tylko dzięki nim. Podnoszący się poziom życia mieszkańców to coś, co dzieje się przy okazji. Na pewno nie jest to cel sam w sobie. W Europie, krajach cywilizacji Zachodu, jest inaczej.  W Szanghaju nie ma zbyt wielu zabytków, bo liczące setki lat budowle, a nawet całe dzielnice tzw. hutongów (małych domków w szczelnej zabudowie szeregowej) wyburzano pod budowę drapaczy chmur i nowoczesnych osiedli. Mieszkańcy starych domostw z dnia na dzień byli przenoszeni w inne miejsce. Po latach dzikiego rozwoju teraz, gdy Szanghaj stał się także atrakcją turystyczną, a jego mieszkańcy ludźmi majętnymi, coraz częściej wraca się do tradycji. Odnawia się świątynie i restauruje nieliczne stare budynki. Hutongów, niestety, już prawie nie ma. W Szanghaju zostało ich kilka zaledwie ulic. Jak na miasto liczące 30 mln mieszkańców to niewiele.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.