Większy niż w Rio

Jarosław Dudała, zdjęcia ks. Witold Lesner

|

GN 46/2010

publikacja 18.11.2010 15:03

Jest wielki. Większy niż statua Chrystusa Odkupiciela w Rio de Janeiro. Postanowiłem zobaczyć go krótko przed poświęceniem, zaplanowanym na 21 listopada.

Większy niż w Rio ks. Witold Lesner

Gdzie to może być? – rozglądałem się, jadąc samochodem do Świebodzina. Wjechałem na górkę przed miastem i… aż się wzdrygnąłem. Dosłownie w jednej sekundzie wyrósł przede mną kolos, który musi się kojarzyć ze słynną statuą ze wzgórza Corcovado nad Rio de Janeiro.

A może brama triumfalna?
Skąd wziął się pomysł zbudowania w niewielkim Świebodzinie figury podobnej do tej z Brazylii? To się zaczęło 26 listopada 2000 r. Wszystkie świebodzińskie parafie po odprawieniu jubileuszowych misji świętych intronizowały w swoim mieście Chrystusa Króla. Ks. prałat Sylwester Zawadzki, budowniczy i proboszcz miejscowego sanktuarium Bożego Miłosierdzia, patrzył na tę uroczystość i myślał: „To się nie może skończyć na jednorazowym wydarzeniu”. – Najpierw pomyślałem, że skoro Świebodzin stał się przez intronizację miastem królewskim, to można by wybudować bramę triumfalną – wspomina 78-letni duchowny, który spędził w tym mieście prawie pół życia. Perspektywa budowy nie przerażała go. W swoim kapłańskim życiu zbudował 3 kościoły, 4 plebanie, do tego jeszcze inne budynki – w sumie 13 obiektów wzniesionych od postaw i kolejnych 8, które zostały jego staraniem wyremontowane. Ostatecznie jednak nie brama triumfalna, ale górująca nad miastem figura Chrystusa Króla miała być pamiątką Jego intronizacji. Na wzgórzu pod miastem wylany został betonowy fundament. Z niego wypuszczono 6 betonowych słupów i pionową, stalową szynę, przypominającą w przekroju literę H (dwuteownik). Następnie konstrukcja została przykryta sztucznie usypanym 16-metrowym pagórkiem. Betonowe słupy wystawały tylko nieco ponad jego szczyt, zaś stalowa szyna poprowadzona była znacznie wyżej i stała się głównym elementem nośnym całej konstrukcji. Dolna część figury układana była z sześciu betonowych pierścieni, jakby pięter. Część górna to konstrukcja stalowa, okładana płatami płótna z włókien szklanych czy syntetycznych, malowanego żywicą epoksydową. Płaty te mają około 2 cm grubości. Ostatnim etapem budowy było nałożenie przygotowanych na ziemi ramion i głowy z koroną. Same ramiona ważą około 27 ton!

Czemu taka wielka?

– Już nie pamiętam, ile razy odpowiadałem na to pytanie – przyznaje ks. prałat. – Nie myślałem o tym, żeby figura była wyższa od tej z Rio de Janeiro – dodaje i podkreśla, że przy ustalaniu wymiarów kierował się symboliką. 33 m wysokości samej statui to odniesienie do 33 lat życia Chrystusa, 3-metrowa korona to symbol 3 lat Jego publicznej działalności. A 5 poziomów sztucznego pagórka, na którym stoi figura, to symbol pięciu kontynentów, a więc panowania Chrystusa Króla nad całym światem. Czy ta monumentalna budowla nie miała być upamiętnieniem jej budowniczego? – Miałem w życiu trzy powołania: do kapłaństwa, do wznoszenia budowli sakralnych i do zbudowania figury Chrystusa Króla. A jak mam udowodnić, że miałem powołanie do kapłaństwa? – pyta retorycznie ks. Zawadzki. Czy jednak budowlana pasja ks. prałata nie odwróciła jego uwagi od spraw duchowych parafii? Chyba nie, skoro Świebodzin uchodzi w tym regionie za jedno z miast o najwyższej religijności. Potwierdza to stosunkowo wysoki odsetek uczestników niedzielnych Mszy św. Ponadto kościół, który zbudował w Świebodzinie ks. Zawadzki, stał się sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Świątynia ta nie jest nigdy zamykana, nawet na noc. Nie jest to potrzebne, bo trwa tam wieczysta adoracja Najświętszego Sakramentu i zawsze ktoś czuwa przed Jezusem w Eucharystii, a jednocześnie strzeże kościoła przed złodziejami. – Kościołów, w których jest całodzienna adoracja Najświętszego Sakramentu, jest wiele. Ale takie, w których trwa ona dzień i noc, są w Polsce tylko cztery – podkreśla ks. Zawadzki.

Ja już tego nie doczekam
Ksiądz prałat przyznaje, że nie wierzył, że doczeka finału budowy figury. Zwłaszcza że od pomysłu do jego realizacji mięło 10 lat, a w tym czasie piętrzyły się poważne problemy. – Przygotowaliśmy z bratem wizualizację tej figury. A potem jakby wszyscy o niej zapomnieli – wspomina Tomek, jeden z plastyków, którzy czuwali nad wykonaniem monumentu. Budowa ruszyła, ale niedługo potem, w 2005 r., została wstrzymana decyzją nadzoru budowlanego. Pojawiły się zarzuty istotnych braków w dokumentacji technicznej, a także to, że budowla powstaje na działce rolnej, nieprzeznaczonej pod zabudowę. W końcu przeszkody formalne zostały pokonane i budowa ruszyła na nowo. I znów, gdy dźwig miał nasadzić na szczyt ramiona i głowę Chrystusa, pojawiły się problemy techniczne. – Operator dźwigu 3 godziny czytał coś i czytał, aż w końcu stwierdził, że takich trudności jeszcze nie miał – opowiada Barbara Janyszek, organistka i kronikarka miejscowej parafii. W końcu jednak dzieło udało się doprowadzić do końca. Ks. Zawadzkiego zirytowała publikacja, która podliczyła koszty budowy na 4 mln zł. – Skąd oni to mogą wiedzieć, skoro nawet ja tego nie policzyłem! – podkreśla. Dodaje, że środki na budowę pochodziły wyłącznie ze źródeł prywatnych. – Od ludzi i od firm, z Polski i z zagranicy – mówi ks. prałat i wylicza kraje, z których otrzymał datki: USA, Kanada, Francja, Niemcy, Anglia, a nawet RPA, gdzie zamieszkała Polka pochodząca ze Świebodzina.

Nawet w Chinach
Co na to wszystko mieszkańcy miasta i ci, którzy je odwiedzają? – Ta figura jest piękna, wymowna! To nie jest figureczka, którą można kupić na targu – mówi kobieta, która pokonała ponad 100 km, by zobaczyć świebodziński monument. Dodaje, że cieszy ją religijna wymowa tego dzieła. Takich jak ona – turystów i pielgrzymów – jest w tym miejscu wielu. Podjeżdżają pod figurę samochodami. Już z daleka widać otwarte okna z wystawionymi kamerami i aparatami fotograficznymi. Kilkaset metrów od statui znajduje się hipermarket. Jego klienci nie są entuzjastycznie nastawieni do idei ks. Zawadzkiego, ale też żadna z napotkanych osób nie opowiedziała się jednoznacznie przeciwko niej. – Ładna, bardzo ładna! – mówi o figurze jedna z klientek, a młodzi mężczyźni, niewyglądający bynajmniej na ministrantów, stwierdzają, że pomysł jej budowy był i dobry, i zły. – Zły, bo można byłoby te pieniądze przeznaczyć na co innego. A dobry, bo to jednak promocja dla naszego miasta – twierdzi chłopak, przedstawiający się imieniem Tomek. Te wypowiedzi są typowe dla podejścia świebodzinian do monumentu. Jedni są za z powodów religijnych, a inni – wierzący i niewierzący – nie widzą w tym dziele pożytków duchowych, ale uważają, że zawsze jest to jakiś sposób na rozsławienie 20-tysięcznego miasta w świecie. Rozgłos pojawił się, zanim jeszcze figura została ukończona. Hanna Sergiew, która mieszka tuż przy sanktuarium Bożego Miłosierdzia, ma w domu sporo publikacji na temat monumentu. – Najlepszy film o nim zrobiła niemiecka telewizja RBB – uważa kobieta i pokazuje prasowe wycinki z Polski i zagranicy. – Informacja o figurze znalazła się nawet w chińskiej gazecie wydawanej po angielsku – informuje Hanna Sergiew. 

Magnes działa
– Moim pragnieniem jest, żeby oglądający figurę, nawiedzali też sanktuarium Bożego Miłosierdzia – mówi obecny proboszcz sanktuarium ks. Zygmunt Zimnawoda. Ma on nadzieję, że ciekawość przyciągnie przybyszów do monumentalnej statui, a dzięki temu dowiedzą się o orędziu Bożego Miłosierdzia.
To życzenie proboszcza już zaczęło się spełniać. W całostronicowej informacji o świebodzińskiej figurze, zamieszczonej 8 listopada w „Fakcie”, wyeksponowany został tekst Koronki do Bożego Miłosierdzia. Czy znalazłby się tam, gdyby nie zaskakujący pomysł budowy monumentalnej statui?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.