Wyspa nadziei, wyspa łez

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 50/2009

publikacja 12.12.2009 20:48

Wysepka Ellis mówi o USA bez porównania więcej niż Statua Wolności. Przeszło tędy miliony emigrantów, tysiącom odmówiono wjazdu.

Ten sam prom zabiera tłumy turystów z Bartery Park na wysepkę ze Statuą Wolności i na wyspę Ellis, leżące u ujścia rzeki Hudson. Gigantyczny zzieleniały posąg kobiety, trzymającej pochodnię i tablicę z datą uzyskania niepodległości przez Stany Zjednoczone, ta najbardziej amerykańska z amerykańskich postaci, jest… emigrantem. Pomnik był darem Francji na stulecie niepodległości USA. Dotarł w częściach z Europy i stanął na wysepce u wejścia do nowojorskiego portu w 1886 r.
 



Statki z emigrantami cumowały przy wyspie Ellis, gdzie urzędnicy decydowali o losie ludzi. Panorama Nowego Jorku i ... fot. east news/STAN HONDA




... i jeden z polskich paszportów


Na przełomie XIX i XX wieku 80 proc. emigrantów, szukających lepszego losu, docierało na Nowy Kontynent przez port w Nowym Jorku. Majestatyczna postać zwrócona w stronę morza, nazywana patetycznie Matką Wygnańców, witała przybyszów zza oceanu. W cieniu statui leży wysepka o powierzchni 130 mkw., gdzie marzenia spotykały się z rzeczywistością, czasem bardzo trudną. Na Ellis Island działał najsłynniejszy amerykański urząd imigracyjny. Wysepka stała się bramą dla ponad 12 mln ludzi, dla 610 tys. miejscem, z którego odesłano ich z kwitkiem.

Ilu ludzi, tyle historii
Johann Tyni z Finlandii pojawił się na Ellis dwa razy. Kiedy dotarł tutaj w 1909 roku, miał 30 lat. Przywiózł ze sobą żonę, trójkę dzieci i 100 dolarów. Urzędnikom imigracyjnym wydał się człowiekiem dobrego zdrowia fizycznego i psychicznego. Po 3 latach Tyni zjawił się ponownie na wyspie razem z powiększoną rodziną. Dostarczył go tutaj zdesperowany pastor fińskiej misji z Brooklynu, u którego rodzina Tyni od półtora roku żyła na garnuszku opieki charytatywnej. Dyżurny lekarz z Ellis zdiagnozował u Johanna „chorobę umysłową charakteryzującą się depresją, ociężałością, subiektywnym uskarżeniem się na ból głowy i poczuciem nieudolności”, a u 9-letniego syna ciężkie upośledzenie umysłowe. Co się stało w ciągu tych trzech lat? To urzędników nie interesowało. Rodzina Tyni została uznana za potencjalny ciężar społeczny. Taka kwalifikacja pozwalała na deportację do kraju rodzinnego. Na Ellis zakończyła się amerykańska przygoda fińskiej rodziny.





Ludzie przywozili ze sobą wiarę i tradycje repro. ks. Tomasz Jaklewicz




Pamiątki po przybyszach ze Starego Kontynentu fot. ks. Tomasz Jaklewicz


U 18-letniej Anny Segli z Węgier po inspekcji medycznej stwierdzono „skrzywienie kręgosłupa i zdeformowanie klatki piersiowej” oraz karłowatość. Uznano, że to uniemożliwia jej podjęcie pracy. Anna zamierzała dotrzeć do Connecticut, by zamieszkać u swojej cioci i wujka – bezdzietnego małżeństwa, które obiecało się o nią zatroszczyć. Przez dwa tygodnie czekała na rozpatrzenie odwołania. „Mój garb nie przeszkadza mi pracować, zawsze wykonywałam najcięższe domowe prace i mogę to robić w przyszłości” – pisała w podaniu. „Błagam o pozwolenie na wylądowanie w Stanach”. Została odesłana do Europy.

Inni spędzili na wyspie jakiś czas, ale w końcu pozwolono im na wjazd. Kiedy Louis Pittman dotarł w 1907 roku na Ellis jako mały chłopiec, lekarze odkryli u niego jaglicę, chorobę zakaźną oczu, na którą urzędnicy byli szczególnie wyczuleni. Pozwolono mu zostać w szpitaliku i po 17 miesiącach zezwolono na wjazd do kraju. Po latach wspominał swój pobyt na wyspie jako „bardzo przyjemny”, z zabawkami, dobrym jedzeniem i nienarzucającą się opieką.
 



Obowiązkowa kontrola stanu zdrowia repro. ks. Tomasz Jaklewicz


W 1908 roku głośny stał się przypadek Franka Woodhulla. Podejrzewano u niego gruźlicę. Podczas badań okazało się, że jest… kobietą, która od 15 lat żyje w męskim przebraniu. Nazywała się Mary Johnson. Niski głos i delikatny wąsik sprawiały, że jej kobiece życie było uciążliwe, dlatego zdecydowała się na zmianę tożsamości. Okazało się, że jest dobrego zdrowia. Jej historia zrobiła na urzędnikach wrażenie. Spędziła na wyspie noc w oczekiwaniu na decyzję. Władze zezwoliły jej na wjazd do kraju. Zdecydowana większość emigrantów nie doświadczała trudności. Prawie 80 proc. spędziło tam kilka godzin. Szwed Arthur Carlson, który dotarł tu w 1902 roku, czekał na wejście na ląd zaledwie dwie godziny. „Byłem traktowany bardzo dobrze”, pisał w liście do żony. „Byłem tak podekscytowany nowym krajem”. Każdy z tych ludzi doświadczył wyspy Ellis w inny sposób. Ich przypadki pokazują gamę możliwości: wjazd i późniejsza deportacja, deportacja do kraju rodzinnego od razu z Ellis, zatrzymanie i potem wjazd, wjazd po hospitalizacji, wjazd bez żadnych problemów. I jeszcze jedna możliwość: około 3 tys. osób zmarło na wyspie, czekając na wejście do „raju”. Zdarzały się także samobójstwa oczekujących.

Nie przyjechałam tutaj myć schodów
Pasażerowie pierwszej i drugiej klasy, którzy przypływali do Nowego Jorku, nie musieli przechodzić szczegółowej inspekcji. Wystarczyła im tylko pobieżna kontrola na pokładzie statku. Rząd zakładał, że jeśli kogoś stać na drogi bilet, to nie stanie się obciążeniem dla kraju. Na Ellis obowiązkowo kierowano wszystkich pasażerów steerage, czyli dolnego pokładu, na którym podróżowali stłoczeni we wspólnych, prymitywnych pomieszczeniach. Ci musieli przejść przez inspekcję medyczną i odprawę paszportową. Urzędnicy w ciągu 6 sekund oceniali kondycję fizyczną, podejrzanych o choroby odsyłali do szczegółowych badań.





Muzeum otwarte w 1990 r. odwiedza rocznie 2 mln osób repro. ks. Tomasz Jaklewicz


Tak zwana ship’s manifest, czyli lista pasażerów dostarczana przez kapitana statku, była podstawą dla decyzji o wpuszczeniu do kraju. W rozmowach z urzędnikami pomagali tłumacze. Na fragmentach z Biblii testowano umiejętność czytania. Najczęstsze powody odmowy: zły stan zdrowia lub zagrożenie, że ktoś stanie się obciążeniem społecznym, czyli że nie będzie potrafił na siebie zarobić. Wydalano także osoby chwalące się kontraktem na pracę, która okazywała się nielegalna. Imigranci nie mogą być przed urzędnikami ani zbyt entuzjastyczni, ani enigmatyczni. Urząd na Ellis przez wszystkie lata swojej działalności był krytykowany. Jedni Amerykanie narzekali na zbytnią łagodność urzędników, inni na zbytnią surowość. Narzekano na warunki sanitarne, w których na „wyrok” czekali chorzy lub inni wykluczeni, odwołujący się od decyzji. Z biegiem lat zaostrzano przepisy imigracyjne. Urzędnicy wyczuleni byli na przykład na wszelkie formy upośledzenia umysłowego. Testom psychologicznym poddawano ludzi wyczerpanych podróżą, nieznających języka, zestresowanych. Pewna stara kobieta z Macedonii poruszała tylko bezgłośnie wargami. Dopiero po chwili egzaminatorzy zrozumieli, że to modlitwa. Pozwolono jej spędzić noc w dormitorium. Następnego dnia, uspokojona, zdała „egzamin”. Młoda Polka na pytanie inspektora: „Jak będziesz myła schody, od góry czy od dołu?” odpowiedziała: „Nie przyjechałam tutaj myć schodów”. Ta pewność siebie otworzyła jej drogę do Ameryki.

Indianie, wisielcy, marzyciele
Pierwszymi mieszkańcami wysepki byli Indianie, nie licząc mew i ostryg. Indianie sprzedali wysepkę Holendrom, podobnie jak Manhattan, za parę drobiazgów. Wyspa przechodziła z rąk do rąk. Przez jakiś czas wieszano na niej piratów skazanych na śmierć. W 1774 r. roku nabył ją Samuel Ellis, którego nazwisko stało się odtąd imieniem własnym wysepki. Wielka emigracyjna fala zaczęła wzbierać w 1830 roku. W latach 1855–1890 Nowy Jork przyjmował przybyszów w Castle Garden, dawnym forcie położonym na dolnym Manhattanie. W 1892 roku otwarto nową stację wjazdową na wysepce Ellis. W latach 1901–1910 do Stanów przybyło 8,8 mln ludzi, z tego 6 mln przeszło przez wysepkę u wybrzeży Nowego Jorku. Rekord padł w 1907 roku: 1,25 mln ludzi. Urząd imigracyjny zamknięto w 1924 roku. Ellis służyła potem jako centrum deportacji, szpital, więzienie. Ostatecznie w 1954 roku wycofano z wyspy wszystkie urzędy, budynki popadły w ruinę. W 1990 roku otwarto muzeum. Można zobaczyć w nim przejmujące czarno-białe fotografie. Kobiety, mężczyźni, dzieci, rodziny z walizami, tobołkami... Widać w tych twarzach strach, biedę, niepokój, ale i determinację, i nadzieję. „Czy Ameryka spełni nasze marzenia?”. Muzeum gromadzi skarby przywiezione z ojczyzny: różańce, święte obrazy, regionalne stroje, zabawki… Około 40 proc. dzisiejszych Amerykanów ma przodków, którzy przeszli przez Ellis. Muzeum przechowuje ich dane. Na listach pasażerów statków można odnaleźć swoich bliskich. Znalazłem czterech potencjalnych „krewniaków”. Np. Zofia Jaklewicz, lat 22, zawód: służąca, statek: „Brema” dotarł do Ellis z Bremy 23 kwietnia 1910 roku. Kim była, jaka jest jej historia?





Fotograf z Ellis rzadko podpisywał swoje zdjęcia. Miały mówić same za siebie. I mówią repro. ks. Tomasz Jaklewicz


Kontrowersyjny symbol
Ukazała się polska monografia poświęcona temu miejscu. „Wyspa klucz” Małgorzaty Szejnert świetnie pokazuje życie wyspy: dramaty emigrantów, także pracujących tam ludzi. Tak, ta wyspa była kluczem, który jednym otwierał drzwi, innym zamykał. Dzisiaj jest kluczem do zrozumienia Amerykanów, narodu emigrantów zbudowanego nie na wspólnych korzeniach czy tradycjach, ale na ideach, na marzeniu o wolności i szczęściu. Ellis jest również miejscem, które pokazuje, jak trudno jest pogodzić wielkie ideały z ich realizacją. „Wszyscy ludzie zostali stworzeni jako równi” – to jedno z najświętszych zdań z Deklaracji o niepodległości. Dla urzędników imigracyjnych potencjalni Amerykanie zawsze byli jednak równi i równiejsi. W Stanach od zawsze istniała debata, jak pogodzić ideały społeczeństwa otwartego na innych z obroną przed zagrożeniami, które wiążą się ze zbyt szeroko otwartymi drzwiami. W historię i współczesność tego kraju wpisana jest sprzeczność. Wyspa Ellis w cieniu Madame Liberty jest najbardziej wymownym symbolem tej wciąż żywej kontrowersji.

Korzystałem z książek: V.J. Cannato, „American Passage” oraz M. Szajnert „Wyspa klucz”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.