Wyjście z cienia

Marcin Jakimowicz, zdjęcia Roman Koszowski

|

GN 39/2009

publikacja 28.09.2009 14:48

Zrobiliśmy z niego niedołężnego staruszka albo robotnika, któremu wetknęliśmy do ręki pierwszomajowy sztandar. Pora, by Józef – wiążący samą oblubienicę szatana – pokazał wreszcie swą prawdziwą twarz. Po to właśnie pojechałem do Kalisza.

Wyjście z cienia Panorama Kalisza fot. Roman Koszowski

O takich małżeństwach mówi się antykwariat. To znaczy on – antyk, a ona wariat. Tak najczęściej przedstawiamy Świętą Rodzinę. Maryja nastolatka, a obok siwiejący pochylony „Józef stary”. Trzeba to zmienić. Pokazać prawdziwą twarz głowy Świętej Rodziny. To podstawowa intencja organizatorów X Międzynarodowego Kongresu Józefologicznego, który ruszy już 27 września.

Jest zorganizowany na gigantyczną skalę. Do Kalisza przyjedzie ponad 60 prelegentów z całego świata. Wymienienie samego „spisu lokatorów” zajęłoby połowę „Gościa”. Wśród mówców będzie m.in. Joseph-Marie Verlinde. – Dlaczego organizujemy kongres z takim rozmachem? Bo Józef jest tego wart! – zapala się ks. Andrzej Latoń, szef Polskiego Studium Józefologicznego. – Zrobiliśmy z niego niedołężnego dziadka albo jakiego wyobcowanego emocjonalnie „opiekuna”. Józef stoi w cieniu. Pora, byśmy pozwolili mu wyjść na światło dzienne. Odczytuję w nim istotę naszej wiary: religii wcielenia, ciała, konkretu do bólu. Nie ma innej takiej religii! Sam jestem filozofem i świetnie rozumiem nasze ucieczki w metafizykę. Ale przecież Jezus Chrystus przyszedł w naszej konkretnej biedzie, w biedzie Józefa i Maryi. Pora zobaczyć w Józefie stuprocentowego mężczyznę. – Gdy o Jezusie myślimy, posługując się mesjańskim terminem „Syn Dawida” to oczywiście jego realizację odnosimy do Józefa, nie do Maryi – dopowiada ks. Leszek Szkopek, szef kaliskiego Radia Rodzina. – „To Józef był z domu i rodu Dawida”. Józef to człowiek konkretu. W czasie kongresu wierni będą o nim śpiewali, że to święty „mówiący czynami”. Gdzie tkwi sekret „skuteczności” jego wstawiennictwa? Chyba w tym, że Józef to nie św. Franciszek czy św. Ignacy Loyola, którzy odkryli Jezusa po wielu, wielu latach. To ktoś, kto był z Nim od samego początku. Jak Jezus mógłby mu czegokolwiek odmówić?

Siostra Karola zakopała Józefa
O nieprawdopodobnej sile wstawiennictwa Józefa przekonał się na własnej skórze kaliski biskup Stanisław Napierała. Szedł przed laty korytarzem, gdy zaczepiła go siostra Karola, nazaretanka. – A dlaczego ksiądz biskup taki smutny? – zagadnęła. – Bo nie mam kurii. – A co to jest ta kuria? Biskup zaczął wyjaśniać: zaplecze, administracja... Nie ma domu, w którym mógłbym to zorganizować. W oczach siostry błysnął wesoły ognik: To proszę dać mi miesiąc. Siostra Karola, konkretna kobieta, wymyśliła sobie, w którym miejscu ma stanąć kuria. Pomaszerowała pod budynek z figurką św. Józefa i… zakopała ją w pobliżu. Pełna ufności wróciła do domu. Po miesiącu podchodzi do biskupa. I co? Jest? Nie ma jeszcze??? – podrapała się po głowie. – To proszę dać mi jeszcze dwa tygodnie. Po dwóch tygodniach wszystko było załatwione: decyzja odpowiednich władz. W upatrzonym budynku można organizować kurię diecezjalną. Niemożliwe? Nie dla Józefa. – Kilka lat temu, 19 marca, uderzyły mnie słowa św. Teresy z Avila, która powiedziała, że gdy prosiła o coś św. Józefa w dzień jego święta, to nigdy jej nie odmówił. Postanowiłam sprawdzić, czy to prawda – opowiadała dwa lata temu na Sympozjum Józefologicznym w Kaliszu s. Faustyna ze wspólnoty monastycznej Rodzina św. Józefa z Francji – i poprosiłam w ten dzień o 2 rzeczy, które były łatwe do sprawdzenia – o następne powołanie z Polski, bo od kilku lat ciągle byłam jedyną Polką. Druga prośba dotyczyła mojej rodziny. Obie te prośby zostały wysłuchane. 4 marca następnego roku (a więc przed świętem św. Józefa) kolejna Polka została przyjęta do postulatu. Zachęcona tym wydarzeniem, 19 marca poprosiłam o kolejną rzecz. Dwie godziny później na moim biurku leżało to, o co prosiłam. Odpowiedź św. Józefa była bardzo szybka.

Poskramia oblubienicę szatana
– Noc była w starożytności kojarzona z działaniem mocy zła – wyjaśnia o. Augustyn Pelanowski. – Żywiono przekonanie, że właśnie noc jest czasem szczególnej aktywności oblubienicy szatana (Samaela), demonicznej władczyni ciemności Lilith (od hebr. Laila – noc). Wierzono, że napadała ona samotnych mężczyzn i zmuszała ich do nieczystych grzechów. Nawet trzech aniołów nie mogło jej spętać, a co najwyżej powstrzymać. Józef jest ukazywany zawsze jako mąż pokonujący noc. Jest patronem czystości, ponieważ nie ulegał żadnym ciemnym pokusom. Potrafi on związać samą oblubienicę szatana. Nic dziwnego, że czcimy go jako „postrach demonów”.  Gdzie leży polski Nazaret?

W południowej Wielkopolsce. Początki Sanktuarium Świętego Józefa w Kaliszu sięgają 1670 roku. Wtedy to uzdrowiony za przyczyną Świętego mieszkaniec wsi Szulec ufundował obraz Świętej Rodziny i umieścił go w kaliskiej kolegiacie. Od tamtej pory ludzie padają przed obrazem na kolana. Sanktuarium tętni życiem. W ubiegłym roku odwiedziło je 300 tys. zarejestrowanych pielgrzymów. To ciekawe: najbardziej znane polskie sanktuarium św. Józefa jest pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. – To naturalne – śmieje się ks. Leszek Szkopek. – Maryja, która jest patronką tego miejsca, mówi: Szanowni państwo, przedstawiam Wam mojego ukochanego męża. Choć na cudownym obrazie malarz wymalował i Świętą Trójcę, i Rodzinę z Nazaretu, obraz czci się jako wizerunek świętego Józefa Kaliskiego. To „święta bezczelność”. Przecież, powiedzmy sobie szczerze, Józef jest najmniej doskonałą postacią na obrazie. Czy to przypadek, że ma twarz identyczną jak oblicze Boga Ojca? Czy to przypadek, że obramowanie obrazu przypomina zarys dachu? Nie. Ten obraz jest domem. Wiedzą o tym świetnie cudownie ocaleni więźniowie obozu w Dachau.

Z piekła
– Dwie kompanie już czekały w Monachium, by nas zniszczyć. Chciały oblać teren obozu jakąś łatwopalną cieczą i puścić tysiące ludzi z dymem. Ale Pan Bóg nas wyciągnął. W ostatniej chwili – wspominał te chwile Marian Żelazek, werbista, polski kandydat do Pokojowej Nagrody Nobla. – W tym piekle był z nami Pan Bóg. Naprawdę. Ale nie wszyscy w to wierzyli. W Dachau obok mnie umierał pewien Ślązak. Chciałem przygotować go na śmierć. Zgaszono światło i modliliśmy się. On otworzył oczy i powiedział: Powiedz mojej rodzinie, żeby nigdy nie zapomniała Niemcom tego, co mi zrobili. Przeraziłem się i mówię: Przebacz. Zobacz, Jezus przebaczył oprawcom, a ty? Myślałem, że go przekonałem, ale on powtórzył: Niech nigdy im tego nie zapomną. Umarł, nie przebaczając. Ale Pan Bóg się nad nim uśmiechał. Pan Bóg go rozumiał, widział jego niedolę… Bardzo chciałem wyjść z obozu. Nawet na czworakach… Z przyjaciółmi uroczyste złożyliśmy śluby św. Józefowi, bo on zawsze ratował Świętą Rodzinę. Obiecaliśmy mu, jakimi to będziemy aniołami po wyjściu. I obóz został wyzwolony… na cztery godziny przez decyzją o jego likwidacji. Nic dziwnego, że ocaleni w kwietniu 1945 r. księża co roku padają na kolana przed obrazem Józefa w rocznicę ocalenia obozu. Na początku było ich aż 700. Przed rokiem przyjechało już tylko 3. Wszyscy byli pewni jednego: Józef uczy przebaczać.

Porażające słowa
Przed sanktuarium tonie w promieniach słonecznych jeden z najpiękniejszych pomników Jana Pawła II. To tu 4 czerwca 1997 roku Papież zacytował porażające słowa Matki Teresy z Kalkuty, skierowane do uczestników Międzynarodowej Konferencji ONZ: „Mówię dziś do was z głębi serca – do każdego człowieka we wszystkich krajach świata (...) do matek, ojców i dzieci w miastach, miasteczkach i wsiach. Życie jest najpiękniejszym darem Boga. Dlatego z tak wielkim bólem patrzymy na to, co dzieje się w wielu miejscach świata: życie jest umyślnie niszczone przez wojnę, przemoc, aborcję. (…) Wiele razy powtarzam, i jestem tego pewny – wołał za Matką Teresą Jan Paweł II – że największym niebezpieczeństwem zagrażającym pokojowi jest dzisiaj aborcja. Jeżeli matce wolno zabić własne dziecko, cóż może powstrzymać ciebie i mnie, byśmy się nawzajem nie pozabijali?”. Nic dziwnego, że to właśnie w Kaliszu w każdy pierwszy czwartek miesiąca półtora tysiąca ludzi pada na kolana, modląc się w intencji obrony życia. W kaplicy, gdzie wisi obraz św. Józefa, trwa wieczysta adoracja Najświętszego Sakramentu. Maryja – patronka kościoła – przedstawia ludziom swego męża, a on (skąd my to znamy?) nie chce stać w świetle reflektorów. Wysuwa na pierwszy plan Jezusa. Zbliża się południe. Cień pełzający po ścianach monumentalnego Studium Józefologicznego powoli zbliża się do figury Świętego. Robimy zdjęcia, zanim rzeźba Józefa utonie w cieniu. A chodzi przecież o coś całkowicie odwrotnego.

Więcej o kongresie przeczytasz na stronie: www.józefologia.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.