Wieża wciąż działa

Tomasz Rożek

|

GN 17/2009

publikacja 26.04.2009 12:19

To tutaj rozpoczęła się II wojna światowa. To tutaj toczyła się walka o rząd dusz Ślązaków. To tutaj stoi najwyższa budowla drewniana na świecie. Stara radiostacja w Gliwicach.

Wieża wciąż działa Andrzej Jarczewski nie chce być nazywany dyrektorem muzeum, tylko jego klucznikiem. fot. Józef Wolny

Drewniana wieża w Gliwicach jest rzeczywiście ewenementem. W czasach, w których ją budowano, w niecałe pięć miesięcy, od 20 maja do 9 października 1935 roku, była jedną z wielu. Dzisiaj jest może jedyną. Ma 111 metrów wysokości. Dokładnie dzień po zakończeniu budowy trąba powietrzna porwała inną drewnianą wieżę radiową, w niemieckim Langenbergu. Gliwicka była od niej o 50 metrów niższa, ale mimo to postanowiono ją wzmocnić. Nie, nie stalowymi kotwami. W całej wieży nie ma ani grama żelaza. Dorobiono dodatkowe wzmocnienia, zastrzały i podparcia. – Pierwsza konstrukcja była bardziej ażurowa, ale dzisiejszej, mimo że ma już ponad 70 lat, nic nie jest w stanie ruszyć – powiedział „Gościowi” klucznik radiostacji gliwickiej Andrzej Jarczewski.

A miała być rozebrana
Dlaczego wieża jest w ogóle drewniana? – Bo w połowie lat 30. w Niemczech stal była potrzebna do budowy czołgów – mówi Jarczewski. Był i inny, może nawet ważniejszy powód. We wnętrzu wieży zawieszona jest antena nadawcza. Gdyby konstrukcja była żelazna, sygnał nadawany przez antenę nie dotarłby do odbiorców. Dzisiejsze konstrukcje podobnych obiektów są stalowe, bo… same są antenami. Gliwicka wieża, gdy ją zbudowano, nie była czymś szczególnym. Jest szczególna teraz, bo jej konstruktorzy i budowniczowie planowali, że przetrwa 20–30 lat. Później miała być rozebrana. Tak się stało z innymi tego typu obiektami. Gliwicka wieża trzyma się tak dobrze, bo co roku ekipa alpinistów dokręca każdą z jej mosiężnych śrub i co kilka lat w całości ją impregnuje. Pomalowanie wszystkich drewnianych belek trwa około miesiąca. Potrzeba na to ponad 1000 litrów impregnatu. – To okropna robota – mówi klucznik Jarczewski. – Wszystko jest zalane czarną mazią. Nawet przy niewielkim wietrze zasięg małych kropelek impregnatu wynosi 2 km. Jeżeli nie chcemy zanieczyścić mebli ogrodowych czy elewacji wielu budynków w okolicy radiostacji, musimy czekać na ciszę albo na wiatr z odpowiedniego kierunku.

Proszę nie regulować odbiorników
W odległości stu kilkudziesięciu metrów od drewnianej wieży znajdują się budynki radiostacji, ale nie studia. Tutaj sygnał był tylko wzmacniany i wysyłany w świat. Dziennikarze rozgłośni pracowali kilka kilometrów dalej. Sygnał ze studia do wieży był prowadzony kablem. Gliwicka radiostacja miała także połączenie z dużą rozgłośnią we Wrocławiu. – Stacja w Gliwicach nie nadawała swojego programu cały czas. Retransmitowała program z Wrocławia – opowiada „Gościowi” Andrzej Jarczewski. – Redakcja gliwicka miała swoje pojedyncze programy. Zrealizowała na przykład pierwszy na świecie reportaż z dołu kopalni – dodaje Jarczewski. Przed wojną Ślązak, który chciał słuchać radia w ciągu dnia, miał do wyboru tylko niemiecką rozgłośnię Wrocław/Gliwice albo polskie radio nadające z Katowic. Zarówno w Gliwicach, jak i w Katowicach wszystkie urządzenia nadawcze były podwójne, tak, by na wypadek jakiejkolwiek awarii przerwa w nadawaniu programu nie była zbyt długa, na tyle, że słuchacz „przełączy się” na konkurencję. Jedyne, co było pojedyncze, to sama antena. Trzeba ją było chronić. Za wszelką cenę. – W bliskiej odległości wieży nadawczej znajdowały się urządzenia wykrywające wyładowania elektryczne w chmurach. Gdy zbliżała się burza, pracownik radiostacji miał obowiązek przerwać nadawanie i wyłączyć antenę. Zanim to jednak zrobił, musiał poinformować, że przerywa nadawanie sygnału z powodu burzy. To był jasny sygnał, by słuchacz nie regulował swojego odbiornika w poszukiwaniu utraconego sygnału. W ten sposób mógłby trafić na Polskie Radio Katowice, a tego przecież nikt w Gliwicach nie chciał – opowiada Andrzej Jarczewski. Poza tymi rzadkimi przypadkami (kilka razy w roku) z budynków gliwickiej radiostacji nikt nic „na antenie” nie mówił.

Tu zaczęła się wojna
Polskie Radio Katowice konkurowało z niemieckim radiem z Gliwic do samej wojny. 31 sierpnia 1939 roku Niemcy przeprowadzili tzw. prowokację gliwicką. Niemieccy żołnierze, udający polskich cywilnych powstańców, spacyfikowali niemiecką radiostację, po to, by Hitler mógł ogłosić napaść Polaków na niemieckie terytorium, że Polska rozpoczęła wojnę. Po zakończonej wojnie – ironia historii – wybudowana przez Niemców radiostacja była nadajnikiem Radia Katowice, z którym jeszcze kilka lat wcześniej ostro konkurowała. Od 1950 do 1956 roku była zagłuszarką Radia Wolna Europa. Później przez kilka lat w poniemieckich budynkach produkowano nadajniki radiowe. Dzisiaj w budynkach radiostacji mieści się muzeum historii radia. Co z wieżą? Mieści się na niej około 50 różnego rodzaju anten (w tym anteny telefonii komórkowej). A więc dalej pracuje.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.