Chleb na dobrym kwasie

Szymon Babuchowski

|

GN 12/2009

publikacja 21.03.2009 17:22

Nic nie zastąpi smaku tradycyjnie wypieczonego chleba. Taki chleb można jeść nawet przez tydzień.

Chleb na dobrym kwasie Teraz tylko czekać, aż pojawią się klienci fot. Roman Koszowski

Trzech mężczyzn ubranych na biało uwija się między maszyną mieszającą ciasto na chleb, stołem, na którym kula się bułki, i rozgrzanym piecem. Arek co pewien czas zachodzi do sąsiedniego pomieszczenia i przynosi stamtąd pięćdziesięciokilowy worek przesianej wcześniej mąki. Stopniowo dosypuje ją do wyrabianego właśnie ciasta. – Mamy mąkę z ośmiu młynów z całej Polski – chwali się Józef Mryka, właściciel piekarni. – Nawet gdyby jedna z nich była niedobra, pozostałe uratują ciasto.

Prognoza dla piekarza
– Każdy, kto robi ciasto, powinien najpierw wyjść na zewnątrz i popatrzyć, jaka jest pogoda. Jak idzie na deszcz, ciasto momentalnie się rozrywa – zdradza tajniki piekarskiego rzemiosła pan Józef. Piekarnię w Gierałtowicach odziedziczył po teściu Alfonsie Pietroszku. Pamięta dokładnie datę jej przejęcia, bo zbiegło się ono z wyborem Karola Wojtyły na papieża. – Tu wszystko zostało tak, jak było – uśmiecha się. Niemiecka maszyna z lat 30. ub. wieku działa bez remontu. I bez zarzutu. Podobnie piec. Jedynie receptury trochę się zmieniły. – Kiedyś robiło się wszystko na mące żytniej. Teraz jest głównie pszenna, a żytniej używa się tylko do kwasu – opowiada piekarz. Pan Józef nie chce przechodzić na nowe technologie wypieku chleba: – Do takiego nowego pieca toby trzeba kulać co godzinę dwieście chlebów. Kto by miał to robić? Nie ma fachowców – przez dwa lata nikt się o robotę nie pytał. A w tych wielkich zakładach to w większości jadą na sztucznych kwasach. U nas jest tradycja: inny smak, inny kolor. Mąka, woda, sól – wystarczą. Drożdży dajemy niewiele, dwadzieścia deko najwyżej. Bo drożdże nie poprawią smaku chleba. Za to chleb na dobrym kwasie na drugi dzień jest jeszcze lepszy. I można go jeść nawet przez tydzień.

Żywy taśmociąg
Adam, syn pana Józefa, kładzie ciasto na wadze. – Żeby wyszły kilówki, trzeba położyć kilo dwieście – objaśnia właściciel piekarni. – Bo woda wychodzi. Do ośmiu godzin po wypieku chleb musi mieć kilogram. Potem co osiem godzin traci dziesięć deko. Po ważeniu zaczyna się kulanie ciasta. – Typ kulania też mamy sprzed wojny – śmieje się piekarz. – Teraz to robią o tak: spłaszczają ciasto i dopiero lepią – pokazuje. Ciasto układa się w koszykach. Posypane mąką z obu stron czeka na moment, aż będzie mogło pójść do pieca. Tymczasem bułki już upieczone. Rozchodzi się bardzo intensywny zapach, zaczynają nas szczypać oczy. – To gaz ucieka z bułek – wyjaśnia pan Józef. Wkrótce posmarowany wodą i ponacinany chleb wędruje do pieca. Arek podaje koszyki i dziurkuje uformowane ciasto, żeby wyprowadzić z niego gazy. Adam rzuca ciasto na łopatę, a pan Józef pcha ją do pieca. Wszystko w zawrotnym tempie – piekarze wyglądają jak żywy taśmociąg. – Strasznie monotonne to jest – wzdycha Adam. Ojciec widzi to zupełnie inaczej: – Ja każdą dniówkę przeżywam tak, jakby pierwsza była – zwierza się piekarz.

Jak kończysz, to zaczynasz
Dorota Mryka, żona pana Józefa, musi wstać przed trzecią, żeby upieczony chleb poukładać w sklepie. Przegląda zeszyt z zamówieniami. Za dwie godziny zjawią się pierwsi klienci. Jest! Pierwszy chleb właśnie został wyciągnięty z pieca. – Patrz pan, jaki kolor. Samo złoto! I jak pachnie – cieszy się piekarz. Długa łopata wędruje tam i z powrotem. Trzeba w końcu wyjąć 120 chlebów. Dobrze, że to nie sobota, kiedy piecze się ich 400. Chleb gotowy, ale to nie koniec pracy. Arek już przygotowuje kwas na jutro. – Tu jest fajna robota, bo jak kończysz, to zaraz trzeba zaczynać – śmieje się Józef Mryka. – To kiedy Pan śpi? – A zdrzemnę się teraz do dziesiątej, potem doleję wody do kwasu. Oddychnę sobie, jak w sobotę skończę. Najlepiej mi się śpi z soboty na niedzielę. Wtedy wyjeżdżam na świeży luft, w Żywieckie. Potrzebuję tlenu, bardzo mi to pomaga. A w niedzielę na wieczór już człowiek jest nerwowy. Mieszamy ciasto i zaś na okrągło…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.