Miasto maszyn

Tomasz Rożek

|

GN 10/2009

publikacja 08.03.2009 18:42

Na początku jest rolka blachy. Po 12 godzinach pracy robotów i ludzi powstaje z niej pachnący nowością samochód. "Gość Niedzielny" zobaczył, jak to się dzieje.

Miasto maszyn Pracownik montuje drzwi w Fiacie Panda. Niczego nie dźwiga, w montażu pomagają mu podwieszone na specjalnej konstrukcji siłowniki. Do lakierni wjeżdża kompletna karoseria fot. Romek Koszowski

Nowoczesna fabryka samochodów to miejsce, w którym, co prawda, rządzi człowiek, ale najcięższe prace wykonują maszyny. Bez nich byłoby drożej, gorzej i dłużej.

Rolka blachy
Samochód do fabryki wjeżdża jako ogromna – ważąca około 20 ton – rolka blachy. Ile samochodów powstaje z jednej ? – Ani jeden. Do nas przyjeżdża stalowa blacha o grubości od 0,6 do 2,5 mm – mówi „Gościowi” mgr inż. Mirosław Malinowski, dyrektor firmy Delfo Polska SA, która produkuje dla Fiata części składowe podwozia i nadwozia. – My robimy klocki lego, a Fiat je składa w gotowe samochody – mówi dyrektor Malinowski. Prawie każda część samochodu powstaje z innej rolki, bo musi mieć inną grubość. Do fabryki Fiata blacha stalowa ocynkowana ogniowo przyjeżdża wagonami. Tory kolejowe przechodzą przez halę, w której następuje pierwszy etap budowy samochodu – wykrawanie. Role blachy rozwijają się, a ciężkie gilotyny wycinają z nich elementy samochodu. Setki elementów. Kilka, kilkanaście metrów dalej wyciętym kawałkom nadawany jest kształt. Automatyczne ramiona robota przyssawkami chwytają blachę i kładą pod potężną tłocznię. Jej nacisk może dochodzić do 2 tys. ton. Gdy uderza, podłoga hali drży jak w czasie trzęsienia ziemi. Tak powstają wszystkie elementy karoserii. Spod tłoczni robot wyciąga element i kładzie go pod następną prasę, pod kolejną i pod jeszcze jedną. Każda następna poprawia po poprzedniej. Coś dokrawa, coś wykrawa. Na samym końcu jest człowiek. Sprawdza, czy nie ma wgnieceń i zarysowań. No i każdy z elementów – teraz już przestrzennych – układa na przystosowanych do tego paletach. Jeden obok drugiego. Blisko siebie, ale tak, żeby się nie porysowały.

Auto w kawałkach
Z tłoczni elementy nadwozia samochodu przewożone są do spawalni. To tutaj pracuje największa liczba robotów. Jest ich prawie tyle, ilu pracowników. Automatycznych ramion w spawalni fabryki Fiata w Tychach pracuje około 760, a pracowników mniej niż 800. Tempo pracy najlepiej obrazują liczby. Tę część fabryki opuszcza 2100 gotowych nadwozi na dobę! Wjeżdżają w kawałkach, wyjeżdżają w całości, gotowe do lakierowania. W Tychach produkowane są cztery modele samochodów. Fiaty Panda, 500 i Seicento oraz Ford Ka. Linie produkcyjne są w pełni zautomatyzowane. Niektóre z automatycznych ramion nie tylko rozpoznają nadwozie, ale w miarę potrzeby same zmieniają narzędzia, którymi operują. W spawalni wszystko zaczyna się od linii sczepiania podwozia. I to jest ciekawostka. Spawanie (zgrzewanie) elementów samochodu następuje stosunkowo późno. Części – takie jak boki i elementy konstrukcyjne dachu – są połączone, ale ciągle luźne. W końcu podjeżdżają do stanowiska, na którym łączone są na sztywno. Ten moment przypomina… atak wściekłego pająka. Elementy karoserii podjeżdżają do stanowiska z sześcioma niezależnymi ramionami robotów.

Zatrzymują się i są chwytane przez przypominające szczęki bramki. Naszpikowane czujnikami elementy ustawiają geometrię nadwozia, wymaganą dla produkowanego samochodu. Gdyby nie te szczęki, wciąż luźne elementy samochodu byłyby połączone niedokładnie. Gdy bramki się zamkną, do akcji wkraczają roboty. Ten sześcioramienny organizm żyje! Hałas i strzelające dookoła snopy iskier. Po 54 sekundach, bo tyle w tym miejscu potrzebują czasu ramiona, by zespawać karoserię, maszyny zamierają. Odsuwają się na bok, a nadające konstrukcji geometrię szczęki wypuszczają ją i pozwalają odjechać dalej. W miejsce poprzedniej wjeżdża kolejna „ofiara”. Niekoniecznie ten sam model co poprzednio. Roboty wiedzą, co mają robić. Dostosowują się do sytuacji i wkraczają do akcji.

Kiedy karoserii nadaje się numer? – pytam Stanisława Winiarza, kierownika zarządzania operacyjnego spawalni. – Na samym początku jego składania – odpowiada. I wskazując palcem na karoserię, która nie ma jeszcze dachu, drzwi, klapy, maski i pewnie wielu jeszcze innych elementów, mówi: – Za kilkanaście lat właściciel tego samochodu będzie mógł sprawdzić, kiedy i gdzie jego karoseria była składana. Choć karoseria już teraz wygląda na kompletną, kolejne ramiona dokładają do niej kolejne kawałki. – Z ilu elementów składa się na przykład Fiat 500? – pytam. – Każde nadwozie to setki elementów – mówi Stanisław Winiarz. Dlaczego te roboty są tak duże? – Precyzja robotów to dziesiąte części milimetra. Te ramiona muszą być potężne, bo gdyby były wiotkie, gdyby ich konstrukcja była zbyt filigranowa, wpadałyby na przykład w wibracje pod wpływem drgań, jakie powodują dziesiątki pracujących tutaj maszyn – tłumaczy Stanisław Winiarz. Idziemy dalej.

I auto gotowe
Tak jak numer nadwoziu nadaje się w chwili, w której jest ono jeszcze w kawałkach, tak teraz – tuż przed wjazdem do lakierni – decyduje się, jak samochód będzie wyposażony. W środku karoserii nie ma siedzeń, nie ma silnika, nie ma nawet szyb w oknach – jest tylko blacha. Kto decyduje o wyposażeniu czy kolorze konkretnego samochodu? Klient. Gdy decyduje się kupić na przykład model 500 w kolorze „Niebieski New Orlean” z automatyczną klimatyzacją i lakierowanymi listwami bocznymi, sprzedawca informuje centralę, a ta fabrykę. W lakierni panują warunki takie jak w supersterylnym laboratorium. Karoserie malowane są przez roboty. – Kiedyś karoserie malowano ręcznie – mówi mi Dariusz Cop, jeden z technologów w fabryce Fiata w Tychach. – Na malucha zużywano około 7 litrów farby. Dzisiaj na pomalowanie karoserii Fiata 500 zużywa się około 3,5 litra farby – dodaje.

Z lakierni samochody wyjeżdżają „suche” i specjalnymi taśmociągami kilkanaście metrów nad ziemią transportowane są do położonej obok hali montażowej. Tutaj jest dużo ciszej. Jasne światła, czyste posadzki i… charakterystyczny zapach nowego samochodu. Z fabryki w Tychach samochód wyjeżdża „o własnych siłach”, ale to nie znaczy, że wszystkie podzespoły są tutaj produkowane. – Silniki Diesla przyjeżdżają do nas z fabryki w Bielsku, ale te benzynowe przysyłane są z Włoch – mówi Benedykt Stypka z grupy zarządzania operacyjnego linii montażowej D. To najnowsza, otwarta w minionym roku, linia w fabryce Fiata w Tychach. Na kilku równoległych liniach montowane są w samochodach silniki, układy i wszystkie instalacje. Tapicerka i wszystkie elementy plastikowe. Na linię wjeżdża z lakierni karoseria, a wyjeżdża kompletny samochód. Gotowy do sprzedaży. Zdecydowana większość aut budowanych w Tychach wyjedzie za granicę. Tylko 3 na 100 zostaną sprzedane w Polsce.

Linie montażowe kończą się stacją diagnostyczną. Taką samą jak te, w których trzeba robić regularne przeglądy techniczne swojego samochodu. Tam sprawdza się po raz ostatni (ale nie pierwszy) działanie systemu hamulcowego, zbieżność i geometrię świateł. Stąd samochód wysyłany jest do salonu, a klient informowany, że auto, które zamówił, czeka na odbiór. Po to, by prześledzić, jak zwinięta w rolkę blacha zamienia się w nowy samochód, w fabryce Fiata w Tychach trzeba byłoby spędzić około 12 godzin. Tyle potrzebują roboty i ludzie na zrobienie czegoś z niczego albo z prawie niczego. Z fotoreporterem „Gościa” Romkiem Koszowskim spędziliśmy w Tychach około 5 godzin. Ale to wystarczyło, żeby uświadomić sobie, że fabryka samochodów to miasto robotów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.