Odkopane Zakopane

Marcin Jakimowicz

|

GN 09/2009

publikacja 28.02.2009 21:22

Przebijając się przez tłum na Krupówkach, czy starając się zaparkować samochód w Palenicy Białczańskiej, aż nie chce się uwierzyć, że jeszcze 150 lat temu do Zakopanego przyjeżdżało zaledwie… 100 rodzin. Ruszamy śladem historii, których nie pamiętają już najstarsi górale.

Odkopane Zakopane Zakopane dawniej ZASOBY INTERNETU

Lubię oglądać czarno-białe przewodniki sprzed kilkudziesięciu lat. Na Gubałówce opala się kilka osób, na skąpanej w słońcu helskiej plaży pustki, na augustowskim Jeziorze Białym dwa sklejkowe kajaczki. Rzeczywistość zimowej stolicy Polski brutalnie sprowadza na ziemię. Na Krupówkach tłum rozwrzeszczanych dzieci walczy z matkami o kolejne lody i gofry, gimnazjaliści robią sobie zdjęcia z Maślaną z „Włatcy Móch”, a górale sprzedają tony oscypków. Gdzie te czasy, gdy do Zakopanego przyjeżdżało zaledwie… 100 rodzin. To se ne vrati! Uciekamy na spokojniejsze uliczki: ks. Stolarczyka i Kasprusie, by dotrzeć do Kościeliskiej – najstarszej ulicy Zakopanego. Tu czas zatrzymał się w miejscu. Ponad sto lat temu. Pod Giewont przygnały nas dwie ważne rocznice. Dwieście lat temu urodził się Sabała – legendarny góral, którego gawędy stały się fundamentem podhalańskiej legendy. Przed 100 laty zmarł Tytus Chałubiński, znakomity lekarz, który rozreklamował szeroko lecznicze walory Zakopca. Leżą obok siebie na Pęksowym Brzyzku zasypani kopcami śniegu. To nie Zakopane. To Zasypane. Pada już trzeci dzień. Może dlatego na ulicach (poza Krupówkami) niewielu turystów? Brnąc przez biały puch, wyobrażamy sobie Zakopane połowy XIX wieku. Przyjeżdżało tu niewielu śmiałków. Podróż z Krakowa była niezwykle męcząca. Trwała aż 2 dni. Dopiero gdy w 1894 roku po raz pierwszy dojechał tu pociąg, drzwi do Tatr zostały otwarte na oścież. Do Zakopanego, od ośmiu lat uznanego za uzdrowisko, przyjeżdżało wówczas 8 tysięcy letników.

Ksiądz jak kozica
Już kilkadziesiąt lat wcześniej do „polskiej Szwajcarii” ściągali pierwsi turyści. Leczyli góralską żętycą dolegliwości żołądkowe i płucne, czytali relacje z wejścia Stanisława Staszica na Łomnicę, opowiadali sobie o pierwszym turyście, który wdrapał się w 1854 r. na Kościelec. Większość z nich zatrzymywała się w Kuźnicach, które były jednym z największych w Galicji… zakładów metalurgicznych. Ukryte w dolinie między Giewontem a Gubałowką chłopskie Zakopane odkryto dopiero w połowie XIX wieku. Życie w tej spokojnej, uśpionej wsi tętniło wokół niewielkiego drewnianego kościółka. Osada nazywała się wówczas Nawsie, a ludzie gromadzili się na modlitwach wokół ks. Józefa Stolarczyka. Na kolana padali górale z rozrastającego się prężnie rodu Gąsieniców. Do dziś mówi się, że w Zakopanem kapusta nie urośnie, bo za dużo jest Gąsieniców. Ksiądz Stolarczyk, potężny chłop, nieco ociężały, znał Tatry jak własną kieszeń. Nieraz wyruszał na długie niebezpieczne wędrówki. W 1867 roku zdobył Baranie Rogi, jako pierwszy turysta zszedł też z Rysów do Morskiego Oka.

W swej kronice parafialnej notował: „Dnia 13 września o godzinie pół do pierwszej z południa wyszedłem ja, Pleban, z Jędrzejem Walą, Szymkiem Tatarem, Wojciechem Kościelnym i Wojciechem Ślimakiem pierwszy na Szczyt Lodowaty, dotychczas za niedostępny miany, na którym rzeczywiście jeszcze żaden Tourista nie był. Tym sposobem byłem już na wszystkich szczytach, oprócz jeszcze Gerlachowskiego, i poznałem całe Tatry”. Wychodzimy z pustego kościółka, w którym modlił się ksiądz taternik. Przed nami na najstarszej ulicy Zakopca rozsiane są drewniane zabytkowe chałupy i prawdziwe misternie rzeźbione wille. Kobiecina łopatą odśnieża ogromną zaspę. – To mój samochód – załamuje ręce spocona. – Nie odśnieżałam go jedynie dwa dni. Tuż za kościółkiem wchodzimy na herbatę do „Karczmy u Wnuka”. Dom rodzinny Wnuków jest jednym z najstarszych w Zakopanem. Został wybudowany około 1850 roku. Był już sklepem, karczmą, pocztą. Dziś kusi gości napisem: „Podźciez syćka do Wnuka, on coś dlo Wos posuka”. Po wyślizganej ścieżce schodzimy do willi Koliba. To prawdziwe architektoniczne cacko. Pierwszy dom w stylu zakopiańskim. Nic dziwnego, że mieści się w nim Muzeum Stylu Zakopiańskiego im. Stanisława Witkiewicza.

Król Tatr leczy cholerę
Sam twórca stylu zakopiańskiego trafił pod Giewont jako pacjent doktora Tytusa Chałubińskiego. Kim był ten jeden z najwybitniejszych lekarzy XIX wieku, którego okrzyknięto królem Tatr? Urodził się w Radomiu, ale całe dorosłe życie związał z Warszawą, gdzie stał się wziętym lekarzem. Choć Tatry odwiedzał już wcześniej, do Zakopanego zjechał na dłuższy pobyt w 1873 roku. Szalała tu wówczas epidemia cholery, dlatego ceniony lekarz spadł góralom z nieba. Nic dziwnego, że od razu zdobył ich serca. Towarzyszyli mu wiernie w jego szalonych tatrzańskich eskapadach. Chałubiński był chyba na wszystkich zwiedzanych wówczas przełęczach i szczytach. Odkrywał też nowe drogi. Stał się postacią niezmiernie popularną nie tylko na Podhalu, ale w całej Polsce. To dzięki niemu „małe ciche” Zakopane stało się miejscem spotkań inteligencji Warszawy, Krakowa i Lwowa. Po Chałubińskim własny dom wzniosła w Zakopanem wielka polska aktorka Helena Modrzejewska. Później osiedlili się tu również Henryk Sienkiewicz, Karol Szymanowski i Kornel Makuszyński. Chałubiński był współtwórcą słynnego Towarzystwa Tatrzańskiego – pierwszej na ziemiach polskich organizacji turystycznej. Działalność społeczną lekarza znakomicie streścił Stanisław Witkiewicz: „Nie ma w Zakopanem takiej dobrej sprawy, która by nie była przez niego zapoczątkowana lub przeprowadzona”. Do historii przeszły jego taternickie wyprawy. To nie były zwykłe wycieczki. To były prawdziwe eskapady, duchowe uczty.

Chałubiński wyruszał na szczyty z całym „kierdelem” górali: muzykantów, tragarzy i przewodników. Grała góralska kapela, której przewodził Bartłomiej Obrochta. Nocowano przy ogniskach. Sam Chałubiński w czasie wypraw zbierał i opisywał skrupulatnie nowe mineralogiczne okazy oraz mchy, sporządzał też spis geograficzny tatrzańskich nazw. W 1913 roku Mieczysław Świerz opisywał jedną z takich wypraw: „Przy dźwiękach dzikich, ponurych melodii, wydobywanych z gęśli i basów, zapuszczano się w tajemniczą głąb tak mało jeszcze zbadanych i udostępnionych gór; skalne sklepienie koleb, gęste sploty świerków lub samo tylko wygwieżdżone niebo, rozpięte nad turniami, zastępowały turystom dachy dzisiejszych schronisk; potężnym płomieniem buchające watry, na które szły całe smreki, rozpraszały cienie nocy i chroniły przed zimnem, a gdy szron omszył ziemię i chłód zbyt począł dokuczać, wówczas dźwigały się z posłania postacie śpiących i Sabała skracał czas opowiadaniem, »jak to Pan Jezus babe z psiego ogona, a nie z Adamowej kości urobił«”.

Jak ten zbójnik gra!
Jan Krzeptowski Sabała urodził się dokładnie 200 lat temu. Opisany przez Sienkiewicza i Witkiewicza legendarny góral, okrzyknięty Homerem Tatr, w młodości był kłusownikiem i zbójnikiem. Walczył w powstaniu chochołowskim, za co był więziony przez Austriaków. Potrafił godzinami snuć swe gawędy. Znakomicie grał też na złóbcokach, góralskich skrzypcach z jednego kawałka drewna. Po jego śmierci krakowski poeta Jalu Kurek notował: „Słońce lśniło na skąpym śniegu, mróz zelżał nieco. Chory patrzył przymglonymi, ledwie widzącymi oczyma na Nosal, na Giewont, jakby nic z tego wszystkiego nie rozumiejąc, a właściwie rozumiejąc wszystko. Puszcza w Hlińskiej Dolinie zbliżała się ku niemu, rozmawiała z nim w języku leśnym. Wołoszyn przywalił Bystre swym ogromnym garbem, wypełnił sobą okno nad łóżkiem. Zbocza Krywania, po których hipkają kozice, nachylają się ku myśliwemu, wołają go: Sablik! Sablik! Sablik nie słyszy. Już nie będzie chodził na niedźwiedzie”.

Historie Chałubińskiego, wybitnego lekarza, i prostego górala Sabały splotły się nierozerwalnie. Nic dziwnego, że doczekali się wspólnego pomnika. Wykonany wedle projektu Witkiewicza postument odsłonięto w 1903 r. Choć tłumy turystów mijają posąg upamiętniający postać lekarza, większość zwraca uwagę na siedzącą u jego stóp figurę górala. Podnosi do góry rękę, by zagrać na swych gęślach. Mijamy go, jadąc na Jaszczurówkę. Zasypany Chrystus Frasobliwy cierpliwie patrzy na ślizgające się samochody mknące w stronę Łysej Polany. Pod piękną Witkiewiczowską kapliczką również niewiele osób. Otoczony smrekami kościółek zbudowano w 1909 roku. W tym samym, w którym zmarł Chałubiński. Czy lekarz okrzyknięty trochę na wyrost odkrywcą Zakopanego przypuszczał, że 100 lat po jego śmierci miasto odwiedzać będą aż 3 miliony turystów? Niewielu z nich zobaczy stare drewniane chałupy, nad którymi przed laty wzlatywały najprawdziwsze „Sabałowe nuty”. Większość ruszy, by forsować północną ścianę Krupówek. Utkną na niej między McDonaldem a Góral Burgerem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.