Zbuduj sobie Jeruzalem

Marcin Jakimowicz

|

GN 05/2009

publikacja 01.02.2009 20:30

Przepraszam, jak dojechać na Bugaj? – Na Bugaj to proszę jechać koło płaczących niewiast i drugiego upadku. Jesteśmy w miejscu, gdzie Judasz ostro oberwał parasolką, a biskup Wojtyła pił słoną kawę. A wszystko przez kleryków…

Zbuduj sobie Jeruzalem Tu nawet kręta Skawinka na chwilę staje się Cedronem, a dopiero poza miastem na powrót Skawinką fot. Józef Wolny

Proszę jechać koło płaczących niewiast… W Kalwarii Zebrzydowskiej nikogo nie dziwią takie odpowiedzi. Tu możesz pospacerować po Jerozolimie, nie wyjeżdżając z kraju. Nawet kręta Skawinka na chwilę staje się Cedronem, a dopiero poza miastem na powrót Skawinką. Nad klasztorem bernardynów tonie w śniegu góra Żarek. Przepraszam… Góra Ukrzyżowania. – Pierwotnie Kalwaria była pomyślana jako teatr plenerowy dla misterium pasyjnego, a nie jako sanktuarium maryjne– wyjaśnia bernardyn o. Cyprian Moryc. – W ówczesnej Europie bardzo modne było czytanie dzienników z podróży do Ziemi Świętej.

Zawierały one często mapy Palestyny, plany jerozolimskiej kalwarii i zachęcały do tworzenia podobnych miejsc. Gdy jedna z podobnych publikacji wpadła w ręce Mikołaja Zebrzydowskiego, w jego głowie zaświtał szalony pomysł. A może wybudować podobną kalwarię na zielonych wzgórzach na pograniczu Beskidu Makowskiego i Pogórza Wielickiego? Sam Zebrzydowski – sarmata z krwi i kości – nie był nigdy w Ziemi Świętej. Wysłał do Palestyny swego dworzanina Hieronima Strzałę. Ten wrócił z misternie wyrysowanymi planami i gipsowymi modelami budowli. Zebrzydowski zatrudnił architektów z Włoch i Niderlandów i budowa ruszyła pełną parą. Na oczach zdumionych mieszkańców doliny wyrastała nowa Jerozolima. Miniaturowa. Nadano nowe nazwy wzgórzom. Skawinka stała się Cedronem, a zielone łąki Doliną Jozafata.

Pokrzyżowane historie
Kalwarię budowały trzy pokolenia Zebrzydowskich. Ludzie nie czekali na to, aż zakończy się budowa. Dużo wcześniej tłumnie ruszyli na dróżki. Widywano również samego Zebrzydowskiego, jak odziany w pokutny habit szedł od kapliczki do kapliczki. Z czasem powstały pierwsze misteria. Do dziś ściągają w Wielkim Tygodniu nawet 50 tys. ludzi! – Starsi ludzie traktowali je jako rzeczywiste wydarzenia, a nie alegorie, imitacje – opowiada o. Cyprian. – Zdarzało się, że Judasz musiał uciekać do lasu, bo był obijany parasolkami. Kiedyś żołnierze pobili się z broniącymi Jezusa apostołami. Doszło do prawdziwej szarpaniny. Nad Cedronem wyrosła olbrzymia kalwaria. Pierwsza tego typu w Polsce. Później jak grzyby po deszczu powstawały podobne: pacławska, wileńska, wejherowska. Zdaniem historyków sztuki, najpiękniejsza jest jednak kalwaria zbudowana przez Zebrzydowskich. Nic dziwnego, że została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury i Natury UNESCO. Zadecydowały o tym walory krajobrazowe, kulturowe i artystyczne, niespotykane bogactwo architektoniczne i trwająca nieprzerwanie od wieków tradycja misteryjna. Do 40 kaplic, rozsianych na siedmiokilometrowych trasach, ruszyły tłumy. Dróżki Jezusa i Maryi krzyżują się ze sobą. Często do tego motywu nawiązywał Jan Paweł II. Wysnuwał alegorię nakładania się życia ludzkiego na życie Boga.

Dar języków w megafonie
Mały Piotrek Tokarski wspinał się na dróżki jako brzdąc. Bywał tu bardzo często. Nic dziwnego, mieszkał w samej Kalwarii, poniżej klasztoru. Dziś sam jest bernardynem w innym, tętniącym życiem sanktuarium: u Matki Boskiej Rzeszowskiej. Spotykamy go w Kalwarii Zebrzydowskiej. – Cudze chwalicie, swego nie znacie – zaczepiam bernardyna – nie znudziło się ojcu to miejsce? – Nie! W czasie ostatnich wakacji przyjechałem tu z serdecznym znajomym.Był tu pierwszy raz. W spokoju obeszliśmy wszystkie dróżki. Od dziecka poznawałem Kalwarię od podszewki, ale gdy wstąpiłem do klasztoru, inaczej zacząłem odbierać misteria Męki Pańskiej – opowiada o. Wiktor (takie imię przybrał w zakonie). – Grałem wówczas postać Johanana i na własne oczy zobaczyłem, jak ludzie reagują na nas, faryzeuszy – wybucha śmiechem. – Uwielbiam słuchać modlitw zgromadzonych tu tłumów. Każda grupa przez głośnik modli się inaczej, każda co innego śpiewa. Gdy stoimy w środku, mamy wrażenie, że słyszymy dar języków. Rewelacja!

Słona kawa
O związkach Jana Pawła II z Kalwarią napisano książki. Bernardyni do dziś z błyskiem w oku opowiadają zabawną anegdotę: – Nie było tygodnia, by nie przyjeżdżał tu biskup Wojtyła. Uwielbiał samotnie wędrować dróżkami. Często przyjeżdżał incognito i wyruszał od razu na szlak. Gdy kustosz wypatrzył jego samochód, czasem udawało mu się zaprosić bp. Wojtyłę na kawę. Kuchnia klasztorna jest na dole, kawę wwozi się windą. Był to czas, gdy klerykom nie wolno było pić kawy. Wymyślili więc fortel. Gdy chcieli się jej napić, dzwonili do sióstr i mówili: – Przyjechał jakiś biskup, proszę podać kawę. Siostry parzyły aromatyczny napój i wysyłały go windą do góry. Pewnego dnia wywietrzyły podstęp i postanowiły zrobić klerykom psikusa. Pech chciał, że ten psikus wypadł akurat wtedy, gdy rzeczywiście w Kalwarii zjawił się biskup Wojtyła. Klerycy tradycyjnie zamówili kawę, a siostry z łobuzerskim uśmiechem nasypały do niej… soli. Podobno Wojtyła wypił tę kawę bez słowa… Kochał to miejsce. Wieloletni ojciec duchowny seminarium Józef Chwała pokazuje nam ornat, w którym Jan Paweł II odprawiał w Kalwarii w sierpniu 2002 roku Mszę św. Była to jego ostatnia Eucharystia sprawowana w ojczyźnie.

Bitwa na śnieżki
Gospodarzami Kalwarii są od początku bernardyni. Zaprosił ich tu Zebrzydowski, sam wychowanek jezuitów. Dlaczego? Bo miejscami świętymi w Palestynie opiekowali się również franciszkanie. Chłopcy, którzy chcą włożyć brązowe habity, przeżywają tu postulat. Wchodzą właśnie do kaplicy Męki Pańskiej i klękają przed tryptykiem namalowanym przez Franciszka Lekszyckiego.To prawdziwa perła polskiego malarstwa. – W XVII wieku krakowski bernardyn, jeden z najlepszych polskich naśladowców Rubensa, wymalował niezwykle sugestywne wyobrażenie męki Jezusa – opowiada z zachwytem o. Cyprian Moryc, sam historyk sztuki. Dzieło wisi na wyciągnięcie ręki. Chłopcy z postulatu stają oko w oko z Ukrzyżowanym. Nieopodal w seminarium uczą się ich starsi koledzy: bernardyńscy klerycy. Przed budynkiem trwa wojna na śnieżki. Chwila odpoczynku między pracą w zasypanym śniegiem ogrodzie a ślęczeniem nad akademickimi podręcznikami.  Kalwaria w tym roku świętuje 400-lecie poświęcenia kościoła. Barokową bazylikę zwiedzamy od końca: od schowanego za ołtarzem głównym chóru zakonnego. To tu w misternie rzeźbionych stallach bernardyni gromadzili się na liturgię godzin. Śpiewając psalmy, patrzyli na łacińską dewizę: „Jeśli serce się nie modli, darmo pracują usta”.

Nad braćmi św. Franciszka wisiał potężny krucyfiks otoczony mapą beskidzkiej Jerozolimy. Cała Kalwaria miała być „Jerozolimą w pigułce” i w kościele nie mogło zabraknąć starotestamentalnych nawiązań – opowiada o. Cyprian. – W świątyni Salomona znajdowały się kręcone kolumny, oplecione wicią roślinną. Sam Bernini świadomie nawiązał do nich, budując z brązu 4 potężne kolumny w Bazylice św. Piotra. Chciał pokazać łączność tej świątyni z najświętszym miejscem Izraela. W Kalwarii ufundowany przez Magdalenę Czartoryską ołtarz również wspiera się na kręconych kolumnach. Zebrzydowski ofiarował kościołowi renesansową srebrną figurę Matki Boskiej, którą przywiózł z Loreto. Mimo że znajduje się w samym centrum głównego ołtarza, wielu pielgrzymów nie zwraca na nią uwagi. Skręcają do bocznej kaplicy i padają na kolana przez obrazem Matki Boskiej Kalwaryjskiej. W Piekarach Śląskich setki tysięcy pątników adorują cudowny obraz Matki Sprawiedliwości i Miłości Społecznej. Czy zdają sobie sprawę, że to jedynie kopia obrazu, którego oryginał (praktycznie nieznany) wisi w opolskiej katedrze? W Kalwarii jest podobnie. Tłumy modlą się przed kopią myślenickiego oryginału. To ona zyskała większą sławę. Namalowana wedle bizantyjskiego kanonu eleusa, Matki Bożej Czułej, pokazuje całkowite zespolenie z Bogiem. Przytulenie. Policzek do policzka.

Rybak łowi, a słoń łypie okiem
Dorośli padają na kolana przed obrazem, ale dzieci wyrywają się i biegną kilka metrów dalej. Wspinają się na palce i rozdziawiają buzie z zachwytu. Pokazują sobie palcami ogromną ruchomą szopkę. Rybak wyciąga z jeziora taaaaaką rybę, jego kolega naprawia sieć, kowal kuje. Nawet ogniska, przy których grzeją się pastuszkowie, wyglądają na prawdziwe. – Tato, jak oni je zrobili? – pyta chłopczyk ojca. Prace przy szopce bernardyni zaczynają już na początku Adwentu. – Proszę was, módlcie się za mnie za życia i po mojej śmierci – prosił w Kalwarii Jan Paweł II w czasie pierwszej pielgrzymki do Polski. Ludzie w kaplicy ściskają w rękach różańce. Chyba wzięli sobie te słowa do serca.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.