Moda od westiarek

Agata Puścikowska

|

GN 51/2008

publikacja 21.12.2008 17:57

Dziś maszyna rach-ciach i kolejną stułę czy ornat szybko uszyje. Tylko u westiarek, jak sto lat temu, filflosem się haftuje, atłaskiem, bajorek się nakłada. Po 10 godzin dziennie. Dla Jezusa.

Moda od westiarek Nie ma dwóch takich samych ornamentów fot. Jakub Szymczuk

Na godle Zgromadzenia Sióstr Westiarek Jezusa, co to je niektórzy „logo” nazywają, jest ornat zawieszony na krzyżu. Na ornacie wyrysowana jest hostia, a u dołu skrzyżowane ręce Chrystusa i św. Franciszka. I ci bardziej na symbole wrażliwi od razu rozumieją: ważne są dla westiarek Eucharystia i piękno świątyń. A vestire po łacinie znaczy szycie ubrań. Szycie dla samego Jezusa.

By westiarki
W domu nowicjackim westiarek w Duchnicach mieszka ok. 20 sióstr. Mają własny ogródek, kury. Nawet pole. Ale pola już nie obrabiają, nie dałyby rady. Starsze siostry to się już w życiu napracowały, młodsze pracują jako katechetki lub haftują, a w postulacie jest tylko jedna jedyna siostra. Siostra Elżbieta, od 37 lat w zgromadzeniu, jest hafciarką. Najpierw uczyła się rzemiosła hafciarskiego we Włocławku. Potem zdawała czeladnicze egzaminy. Teraz jest mistrzynią haftu liturgicznego. I nie bardzo lubi, gdy się tak o niej mówi. Prezentuje westiarskie dzieła: dzieła swoich poprzedniczek, które tak jak ona teraz naciągały materiał na krosna, projektowały, dziergały i cierpliwie, raz za razem, kolor za kolorem, malowały igłą. 125 lat historii i pracy w muzealnej sali. Tę salę to siostry otworzyły na swój jubileusz. Sztandary, Madonny, stuły, ornaty. Złoto, burgund, błękit, biel. Mulina, atłas, korale i perły. Kolorowo – tekstylny zawrót głowy. Przyjechały te kolorowe cudeńka z całej Polski. Bo w każdym domu zgromadzenia były jakieś pamiątki, każda siostra dała od siebie coś ważnego, zrobionego własnoręcznie lub przez siostrę przyjaciółkę.

W jednej z gablot misternie wyszyta stuła założyciela westiarek bł. Honorata Koźmińskiego. W innej sukieneczka na puszkę z trzech kwaterek, haftowana złotem i jedwabiem. Teraz już się takich nie robi, bo wygodniejsze są sukieneczki okrągłe. W jeszcze innych fragmenty starych ornatów: haft drobniutki i precyzyjny, wygląda jak obraz namalowany na materiale. Bo gdy się odpowiednio dobierze kolor i nić, haft udaje wszystko, czego zapragnie hafciarka. W swoich zbiorach mają też zakonnice tzw. ornat rzymski. Ornat by westiarki, z początku ubiegłego wieku. Ciężki, stary, przetykany złotymi nićmi, przypomina rzymską zbroję. Już dawno się takich nie robiło, bo niewygodne chyba. Aż do teraz. Bo teraz znów czasem ktoś taki ornat zamówi. Moda ma to do siebie, że wraca.

Kreatorki maryjnej mody
A prace westiarek są chyba wszędzie: w Polsce i za granicą. W Afryce i USA, nawet na Syberii. Najstarsze udokumentowane dzieło, czerwono-biały sztandar, co go w 1943 r. westiarki wyszywały dla polskich oddziałów spadochronowych, do dzisiaj jest w Londynie, w Instytucie Historycznym im. gen. Sikorskiego. To już ponad sześćdziesiąt lat, jak „Bomby leciały na głowę, a siostra Zofia siedziała przy krosnach i haftowała”... „Któż opisze trud hafciarek, dziergających nocą tajemnie przy świecy? Oczy ślepły od wysiłku, słuch nieustannie natężony, czy oni nie idą? (...) I nie raz palce hafciarek opadają mdlejące, bezsilnie na ślubną biel i kardynalską purpurę” – pisała o westiarskiej pracy Zofia Kossak-Szczucka.

 

– Haftowałyśmy ornaty dla kard. Józefa Glempa, Prymasa Tysiąclecia, dla wielu polskich biskupów. I dla Pawła VI zrobiłyśmy ornat. A naszego papieża Jana Pawła II to obszyłyśmy od stóp do głów – opowiada z dumą s. Halina, która choć sama nie haftuje (uczy religii w pobliskiej szkole), o historii zgromadzenia wie chyba wszystko. – Ojciec Święty zakładał nasze ornaty podczas wielu pielgrzymek. Oj, jak myśmy się wtedy cieszyły... Dwa miesiące przed śmiercią Papieża siostry za swoją pracę otrzymały wielką nagrodę – jego piuskę. Leży teraz na honorowym miejscu, a gdy niedawno przyjechał znajomy misjonarz z Afryki, to aż przyklęknął, jak tę piuskę zobaczył... A sukienek dla Matki Bożej w Częstochowie to westiarki uszyły aż cztery. – Żeby ślicznie wyglądała, modnisia nasza – śmieje się s. Halina. Te sukienki to się latami robiło: perełka po perełce, nić do nici. Pod okiem paulina, dostojnie, zgodnie z regułą. Suknia milenijna, rubinowa, perłowo-koralowa. Jedna suknia – dwa lata pracy. W jednej z gablot, tuż obok starego różańca, metalowy długi przedmiot, coś jakby łańcuszek z podłużnymi oczkami. To dyscyplina, którą jeszcze kilkanaście lat temu, w piątek, przez pięć pacierzy westiarki „poganiały swego osiołka”. – Bez obaw, teraz już nie używamy dyscypliny – śmieje się s. Halina. – Ale podczas modlitwy, w piątek, podnosimy ręce do góry. Po czym poznać westiarską robotę? Prace są klasyczne, zdobienia misterne. Nie ma dziwactw, co to czasem w nowoczesnych kościołach można zobaczyć. Kiedyś przywieźli do renowacji starą chorągiew. Piękna była, wszystkie siostry się zleciały oglądać, zastanawiać, co to za wspaniała robota i kto chorągiew robił. Aż tu gdzieś z boku patrzą, małymi literkami podpisane: „Westiarki, A.D…”.

Palce hafciarek
Pracownia haftowanych cudeniek nie jest duża. Ot, dwa pokoje i wielkie stojące krosna. To na nich, w specjalny sposób, osnuwa się materiał. Kiedyś wykorzystywane były głównie atłas, ryps i lama. Teraz najczęściej haftuje się na bawełnie. Dobra jest też wełna z domieszką, bo się nie kurczy. Kiedyś każdą ozdobę robiło się ręcznie. Teraz część ozdób jest już gotowych, ale jak dawniej aplikacje robi się tradycyjnie: wycina szablon, owija kolorową nicią. A projekty misternych haftów to dzieła zupełnie niepowtarzalne: drugiego takiego samego się nie znajdzie. U westiarek, jak sto lat temu, filoflosem się haftuje, atłaskiem, bajorek się nakłada. Długo by tłumaczyć, które jest które i czym się różnią.
– Jak się to robi? Trzeba siedzieć, ślepieć i kłuć – siostra Elżbieta pokazuje przepiękny haft i opędza się od pochwał. – I jeszcze raz, od początku: kłuć, ślepieć i siedzieć.

Sześć, siedem, czasem osiem lub dziesięć godzin. Wszystko zależy od tego, czy robota dobrze idzie, czy jest dużo czy mało zamówień. Jak klient czeka i terminy gonią, to się i po nocach wyszywa. O! Takie są palce hafciarek: pokłute i twarde... Ale nie te palce najbardziej bolą. Najbardziej boli, gdy w kościele nie jest ładnie. Gdy brzydkie wnętrze, gdy niezbyt estetyczne ozdoby są tuż obok ołtarza, w domu Jezusa. „By Jezus był godnie przechowywany w świątyni” – brzmi westiarskie motto. I jest też przykro, jak się ślęczy nad ornatem kilka tygodni, a potem ksiądz zamiast ornat założyć za krzesło i dopiero usiąść, siada ot tak, na misternym hafcie. Zupełnie jakby siadał na zwykłej, maszynowej robocie... – Pierwszy etat zakonnicy, to... ? – siostra Elżbieta robi krótki quiz. – Bycie przed Panem – dopowiada. – Drugi etat? Praca: w ogrodzie, szkole czy nad krosnami... Czy czasem nie ma się dość? – Ma się czasem dość – śmieje się siostra Elżbieta, wkłuwając igłę po raz trzeci, czternasty, dwusetny. – Ale od czego jest modlitwa? Modlitwa daje siłę... Jakby to człowiek bez celu robił, nie dokończyłby ani jednej pracy. A my przecież wiemy, Komu szyjemy.

W artykule wykorzystano fragmenty z oprac. „Wdzięczna praca”, Warszawa 2000, Zgromadzenie Sióstr Westiarek Jezusa

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.